Problem z moim życiem
polegał na tym,
że było pomysłem kogoś innego.
~ Benjamin Alire Saenz
Kiba z impetem przesunął plecami po blacie, a potem wpadł na regał z alkoholami, tłukąc jego zawartość. Ciecz oblała jego półnagie ciało, zaś popękane szkło gdzieniegdzie poraniło skórę chłopaka, kiedy ten mozolnie gramolił się na równe nogi. Jęczał pod nosem, na przemian rzucając obraźliwe słowa pod adresem swojego z pozoru słabego przeciwnika. Tylko przez ułamek sekundy żałował, że zaprosił Mayako do swojego pokoju; był to moment, w którym odważył się spojrzeć w twarz samej Yakiimo. Z jakiś nieznanych mu przyczyn była cała posiniaczona, umorusana brudem oraz krwią. Chwiała się na nogach, podpierając o jeden ze stolików, i po raz pierwszy w życiu nie reagowała na krzywdę swojego przybranego brata.
Stojąca na szczycie schodów, otulająca się kołdrą Okanao pisnęła, po czym odruchowo zakryła usta dłonią, tłumiąc krzyk. W kącikach jej oczu zebrały się łzy; nie potrafiła patrzeć, jak rozwścieczony Kakashi znęca się nad równie rozzłoszczonym Kibą. Te dwie, zderzające się ze sobą siły wydawały jej się niemożliwe do powstrzymania. Nawet żołnierska intuicja podpowiadała dziewczynie, by nie mieszała się między tych facetów.
Inuzuka syknął pod nosem, wierzchem dłoni ocierając kącik ust i patrząc wyzywająco na zmierzającego w jego kierunku prokuratora. Jego łuk brwiowy był rozcięty, krew zalewała mu oczy, aczkolwiek nie potrafił poprosić Inami o pomoc. Honorowa walka z Kakashim była dla niego ważniejsza niż własne życie. Podparł się o jedną z półek, śmiejąc gardłowo.
— Tylko tyle, Hatake? — Uśmiechnął się szeroko, prowokując siwowłosego.
Kakashi przystanął na chwilę, zaciskając palce w pięści. Im bardziej się na nim wyżywał, tym czuł coraz większy gniew i upokorzenie, zamiast jakiejkolwiek ulgi. W dodatku nie mógł nawet spojrzeć na Mayę, a co dopiero z nią porozmawiać, chociaż szczególnie o to nie zabiegała. Pewnie wiedziała, że jej błagania przyniosą odwrotny efekt. W końcu znali się od podstaw; on otworzył przed nią swoje tajemnice, ona pozwoliła mu być jej cząstką. Zwiesił głowę w dół i zaczął żałośnie nią kręcić, jakby nie do końca pogodził się z takim obrotem sytuacji. Pragnął szybko wybudzić się z tego okropnego koszmaru. W tym momencie zdał sobie sprawę, ile znaczyła dla niego Mayako, ile był w stanie poświęcić. To, jak bardzo ją kochał, stało się jego najgorszym przekleństwem.
Odruchowo popatrzył na Yakiimo, która przyglądała się temu wszystkiemu z bliska, powoli analizując każdego z nich. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy, przypominając sobie, że ona też kiedyś została skrzywdzona przez ukochaną osobę. Hidan sprzedał ją jakiemuś podejrzanemu typowi, przez co dziewczyna, próbując się ratować, trafiła do więzienia z wyrokiem dożywocia na karku. Przygryzł dolną wargę, widząc jej zaciekawione spojrzenie. Inami wyglądała na spokojną, ale Bóg jeden wiedział, co siedziało jej w głowie.
— Rozpierdolę cię — zwrócił się do Kiby, wypluwając z siebie resztki jadu.
Inuzuka jedynie uniósł brwi do góry i rozłożył ramiona, zachęcając do kolejnej konfrontacji. Kakashi był bliski opuszczenia wszelkich blokad, zrzucenia z siebie peleryny naczelnego prokuratora, jednakże wciąż coś go powstrzymywało. Być może cichy szloch Mayako wzbudzał w nim pokłady litości, hamował gniew, albo to ta chora świadomość bycia obserwowanym przez kogoś silniejszego od siebie. To tak, jakby Yakiimo cały czas kontrolowała jego ruchy. Zaklął pod nosem.
Nim się zorientował coś uderzyło w jego klatkę piersiową, spychając na przeciwległą ścianę. Gdy otworzył powieki, przed sobą ujrzał szalony wzrok samego Kiby, który ściskając w dłoniach kołnierz koszuli Hatake, unosił go kilka milimetrów ponad ziemię, mocno zaciskając przy tym szczęki. Kakashi sarknął, szarpiąc się, po czym swoje dłonie umiejscowił na ramionach chłopaka, przez chwilę się z nim przepychając. W końcu jednocześnie zetknęli swoje czoła, sprawiając, że świat każdego z nich przyćmiły ciemne mroczki, a w czaszce pojawiło się niemiłe pulsowanie. Kakashi opadł na kolana, natomiast Kiba upadł na tyłek, rozmasowując przód głowy.
Tymczasem Mayako pospiesznie zbiegła z pierwszego piętra i kucnęła obok prokuratora, z troską chwytając jego łokieć ręką, którą on gwałtownie odtrącił, prychając ostentacyjnie. O własnych siłach podniósł się na nogi, wzgardliwym spojrzeniem mierząc na wpół siedzącego Inuzukę. Jeszcze sekunda, a splunąłby na niego. Gdy postąpił kilka pewnych kroków do przodu, czyjaś drobna dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku, wprawiając mężczyznę w stan konsternacji. Wcześniej nie zauważył żadnego ruchu czy też szmeru. Obejrzał się przez ramię, natrafiając na pełne skupienia i powagi szare oczy kryminalistki. Wpatrywała się w niego z uporem maniaka, przekazując jakąś niemą wiadomość, którą tylko on mógł wtedy zrozumieć. Ostrzegała go przed samą sobą, o czym szybko się zorientował. Kiedy nieprzytomna leżała w samochodzie, wciąż powtarzała imię Inuzuki, a on domyślił się, iż więź między tą dwójką musiała narodzić się z jakiś przykrych, niecodziennych wydarzeń, które wzmocniły nie tylko Yakiimo, ale również Kibę.
— Nawet nie próbuj — szepnął wściekle do dziewczyny. — Nie będzie umoralniał mnie morderca.
Nie odpowiedziała, jedynie wzmocniła swój uścisk. Yakiimo miała w sobie coś, co natychmiast zgasiło jego zapał do dalszego okładania się pięściami. Na początku była sarkastyczną, temperamentną, nieco szaloną kelnerką i zabójczynią, lecz w tamtym momencie jawiła mu się jako kompletna profesjonalistka; kobieta wiedząca, czego chce. A chciała za wszelką cenę ochronić Kibę.
— Wal się, Yakiimo — wrzasnął, popychając w tył dziewczynę, a on sam, niesiony jakąś dziwną siłą, ponownie natarł na swojego rywala.
Obaj przekoziołkowali skilka metrów. Kiba znalazł się na górze, toteż wykorzystując swoją szansę, zaserwował tamtemu serię potężnych ciosów w twarz. Mayako krzyknęła, rozglądając się w poszukiwaniu pomocy, jednakże Madara i Naruto wyszli na zewnątrz, natomiast Yakiimo wydawała się zbyt słaba, by rozdzielić walczących mężczyzn.
Kakashi czuł, jak po twarzy spływa mu krew; z nosa, ust, rozciętego łuku brwiowego, który z pewnością nadawał się do szycia. W jednej chwili złapał Inuzukę za koszulkę i uderzył pięścią w jego brzuch, powodując, że wypluł posokę, stękając z bólu. Hatake zrzucił go z siebie, samemu nie mając wystarczająco energii, by się podnieść; Kiba, mimo przewagi, wcale nie wyglądał lepiej. Leżał na plecach, oddychając ciężko i wgapiając się w sufit.
— Jezu, nie było nas chwilę — Madara wszedł do środka, przewracając oczami.
Pachniało od niego świeżym powietrzem, tanimi męskimi perfumami oraz niedawno wypalanymi papierosami. Uśmiechnął się na widok Yakiimo, ale potem przystanął, zaś na jego twarzy pojawiła się zaduma. Raczej nie spodziewał się, żeby Mayako paradowała owinięta jedynie kołdrą. Zanim jednak cokolwiek powiedział, Naruto zapobiegawczo położył mu dłoń na ramieniu; najwyraźniej kapitan zrozumiał obecną sytuację na tyle, by powstrzymać się od wdawania w zbędne szczegóły, które mogłyby bardziej rozjuszyć Kakashiego.
Blondyn przykucnął przy Hatake, pomagając mu wstać. Madara zarzucił ramię na kark przyjaciela, w ten sposób trzymając go w żelaznym uścisku.
— Chodź, pogadamy, jak facet z facetem. — Wyprowadził go głównym wyjściem, puszczając do Mayako oczko, tak żeby przestała się zamartwiać.
Tymczasem Naruto z poważną miną podszedł do obu kobiet; jednej nad wyraz milczącej, drugiej roztrzęsionej. Przyciągnął do siebie Okanao. Domyślał się, że głównym sprawcą zamieszania była właśnie ona, lecz nie potrafił obojętnie obok niej przejść. Pamiętał o tych wszystkich momentach, kiedy to wojskowa pocieszała jego złamane serce, przynosząc filmy, jedzenie i alkohol. Ukradkiem spojrzał na Yakiimo, zastanawiając się, o czym myślała. Mierzyła Kibę ostrym spojrzeniem, zaciskała usta w linię, a paznokcie wbijała w wewnętrzną stronę dłoni. W końcu odezwała się tonem, który spokojnie mógłby zwiastować śmierć.
— Zostawcie mnie samą z moim bratem. — Postąpiła krok naprzód. — Niech Maya pójdzie po swoje rzeczy, trochę się ogarnie. Nie potrzeba nam mazgai.
Kiedy Naruto zaprowadził swoją współlokatorkę do pokoju Kiby, Yakiimo poczekała, aż usłyszy trzaśnięcie drzwiami, ale nawet wtedy wciąż milczała. Inuzuka patrzył na nią, dostrzegając zawód i żal w jej oczach. Spodziewał się wrzasków, rękoczynów, gróźb. Taka siostra przerażała go bardziej, niż w chwilach, gdy trzymała w ręce swoją katanę, ewentualnie pistolet. Dla Inami nie było ważne, czym można zrobić krzywdę, liczyło się tylko powodzenie misji, jaką sobie wybrała.
— No powiedz coś wreszcie! — warknął.
— Zdajesz sobie sprawę, co się teraz stanie? — Skrzyżowała dłonie na piersi.
Kiba wstał, otrzepał swoją koszulkę, rozejrzał się. Hidanowi na pewno nie spodoba się zdemolowanie baru, a jeszcze bardziej wyprowadzenie Yakiimo z równowagi. W końcu miał fioła na jej punkcie.
— Niby co? — Przewrócił oczami, szczycąc się swoim poczuciem wygranej.
— To naczelny. Zaraz podjedzie tu cały konwój i zgnijesz w pierdlu. — Powoli traciła resztki opanowania, głos zaczął jej drżeć.
— Najwyraźniej to rodzinne. — Spojrzał na nią sugestywnie.
— Nie przeginaj! Dobrze wiesz, że zawiniłeś. Przecież ty jej nawet nie kochasz! — Wyrzuciła dłonie w powietrze.
— Tego nie wiesz — obruszył się.
— Wiem, bo cię znam.
— Doprawdy? Albo cię ciągle nie było, albo siedziałaś w pudle. — Uśmiechnął się złośliwie. Yakiimo zaczęła żałować, iż kiedykolwiek nauczyła go bronić się nie tylko słowami, ale i samą mimiką czy gestami.
— Nie zwalaj na mnie winy za swoje błędy. Harowałam na to, żebyśmy godnie żyli. Poza tym dobrze wiesz, dlaczego mam wyrok. — Oskarżycielsko wycelowała w niego palcem. — Musiałam na nas jakoś zarabiać.
— Oczywiście, bo praca kelnerki ci nie wystarczała — prychnął.
— Żartujesz sobie teraz, Inuzuka?
— A wyglądam? — Zacisnął szczękę. — Inami — powiedział jadowicie.
— Co w ciebie wstąpiło? Zawsze trzymaliśmy się razem — szepnęła łamiącym się głosem.
Liczyła, że kiedy tu wróci, Kiba okaże jej chociażby cień współczucia, ucieszy się, że Yakiimo nie będzie musiała się ukrywać. Natomiast w tym momencie chłopak przekroczył wszelkie dozwolone normy, które panowały w ich rodzinnym domu.
— Może najwyższy czas to skończyć? — przerwał jej rozmyślania.
— Co? — zająknęła się.
Kiba odwrócił się do niej bokiem, wzrok zaczepiając na drzwiach. Wyglądał, jakby bardzo chciał się stąd wydostać.
— Wczoraj wieczorem odezwała się do mnie Hana. Chce odnowić kontakt, zabrać mnie do siebie. Ma duży dom, dwoje dzieci, męża.
— A ty masz mnie, swoją siostrę — zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
— Moją siostrą jest Hana — oznajmił hardo, łamiąc jej serce. — Przykro mi Yakiimo, ale czuję, że to powoli bezsensu.
— Co jest bezsensu?! — wyrzuciła z siebie na wydechu.
— Nasz układ. To bawienie się w siostrę i brata, w normalną rodzinę. Ty nawet nie wiesz, kim jesteś, ani po co tu jesteś. A Hana… Ona na mnie czeka, Yakiimo.
— Porzuciła cię — sarknęła.
— To było dawno. Mieliśmy skomplikowaną sytuację. Gorszą, niż teraz.
— Liczysz, że po tym wszystkim cię puszczę? — zapytała, napinając się, niczym struna.
— Liczę, że odpuścisz.
Zirytowany przedłużającą się rozmową, wyminął ją bez dalszych ogródek. Głowę zwiesił w dół, a dłonie wsunął do kieszeni, garbiąc się lekko.
— Przestań mnie wreszcie niańczyć i spychać za siebie — szepnął, znikając za drzwiami prowadzącymi do małego podwórka za pubem.
Yakiimo złapała się za koszulkę, wyczuwając przyspieszające bicie serca. Kiba właśnie z niej zrezygnował; po raz drugi w swoim życiu została przez kogoś porzucona. Przygryzła dolną wargę, bijąc się z myślami. Z jednej strony pobiegłaby za nim i jakoś zatrzymała przy sobie, z drugiej nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy. Nie po tym, jak bez wahania przekreślił ją, przestał nazywać siostrą, wybrał sobie nową, oddaloną od niej drogę. Miała wrażenie, że Kiba za bardzo poszukuje swojej przeszłości, prawdziwego siebie, ale co ona mogła wiedzieć? Zaakceptowała swój los, nigdy nie interesowała się skąd pochodzi, dlaczego nic nie pamięta. Przyjęła wszystko na siebie, czyniąc z tego swego rodzaju zbroję. Jeśli poznasz swoje słabości, nigdy nikt cię nie skrzywdzi — powtarzała sobie. Mimo to, Kiba wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej.
Powoli dotarła na górę i szybko prześlizgnęła się do swojego pokoju, potem do łazienki. Nie była tu dawno, aczkolwiek Hidan zadbał o porządek oraz odpowiednie wyposażenie, za co była mu niezmiernie wdzięczna. Zrzuciła z siebie pomarańczowy, ubrudzony kurzem i krwią kombinezon. Nalała do wanny wody, po czym zanurzyła się w niej po samą brodę, rozkoszując przyjemnym ciepłem. Pod wpływem gorąca jej mięśnie rozluźniły się i — w przeciwieństwie do zadrapań — przestawały boleć. Odetchnęła z ulgą, odchylając głowę do tyłu tak, że potylica stykała się z krawędzią wanny.
Para pokryła niemal całą łazienkę; osiadła na lustrze i unosiła się w przestrzeni, tworząc delikatną, białą poświatę. Yakiimo zamknęła oczy, po czym nabrała powietrza w płuca i zanurzyła się pod taflę wody.
— Yahiko, oddaj mi go!
Dziewczynka biegała za śmiejącym się w niebogłosy chłopcem o rudych włosach, który machał w powietrzu dużym, pluszowym misiem. Mała Yakiimo miała twarz całą czerwoną od zimna i zdenerwowania, a w jej oczach czaiły się dziecięce łzy, wywołane frustracją. Natomiast dorosła Yakiimo stała kilka metrów dalej, z pewnym niezrozumieniem przyglądając się oglądanej przez niej scenie; czuła się niczym w starym kinie.
To była dziwna okolica. Drewniany dom z gankiem wydawał się rodem pochodzić z Dzikiego Zachodu. Wokół nie było nic poza wysoką, gęsto rosnącą trawą, która pod wpływem słońca mocno pożółkła. Zachmurzone niebo zwiastowało nadchodzącą burzę.
Za plecami usłyszała radosne szczekania psa, co sił gnającego za swoją młodocianą właścicielką. Yahiko zatrzymał się, wyciągnął misia do góry, sprawiając, że siostra, nawet skacząc, nie potrafiła go dosięgnąć. Mimo bycia bliźniakami, chłopak wyróżniał się wysokim wzrostem.
— Yahiko — marudziła.
Ten w odpowiedzi zaśmiał się i wcisnął jej zabawkę prosto w rozpostarte ramiona, po czym potargał jasne włosy dziewczynki, a ta, widocznie niezadowolona, nadęła policzki.
— Dzisiaj nauczę cię czegoś zupełnie innego — oznajmił z zachwytem w głosie. Jego oczy emanowały radosnymi iskierkami. — Mistrz powiedział, że powoli zacznie przygotowywać mnie do walki.
— Kiedy wreszcie mnie z sobą zabierzesz? Ja też chcę się uczyć. Przecież umiem tyle, co ty. — Zacisnęła drobne rączki w pięści.
— Bo wszystko ci pokazywałem — zaśmiał się, ponownie głaszcząc głowę siostry. — Mistrz mówi, że na ciebie też przyjdzie czas. Poza tym badania są bolesne, nie chcę, żeby stała ci się krzywda — odparł z troską.
— Ale gdy jesteśmy razem, nic nam się nie stanie! — Odrzuciła jego dłoń, coraz bardziej się złoszcząc.
Spojrzał na nią z dozą zrozumienia, ale jego głos zagłuszył jakiś dźwięk dochodzący z prosto z powietrza. Wszyscy, łącznie z nieruchomą do tej pory dorosłą Yakiimo, zadarli głowy do góry. Na niebie pojawił się helikopter, który powoli przymierzał się do wylądowania niedaleko starego domu.
Yahiko nagle pobladł, natychmiast zasłaniając swoim ciałem zakrywającą się przed wiatrem Inami. Pilot zgasił silnik maszyny, a z jej wnętrza wysiadł odziany w wojskowy mundur mężczyzna z ciemnymi okularami na nosie. Miał około czterdziestki, miedzianą karnację i brązowe włosy. Szybko pokonał dzielącą go od dzieci odległość.
— Zbieraj się — rzucił ostro.
— Nie! — wrzasnęła mała, z całej siły łapiąc Yahiko za łokieć. Bez ogródek zaczęła ciągnąć go w stronę domu, aczkolwiek nie udało jej się go ruszyć nawet o milimetr.
— Uspokój ją — warknął nieznajomy, tracąc cierpliwość.
— Yakiimo, proszę — szepnął błagalnie.
— Nie, nie, nie! — piszczała.
W końcu mężczyzna stracił nad sobą panowanie. Złapał dziewczynę za kołnierz, po czym cisnął nią w tył. Starsza Inami zakryła usta dłonią, kiedy jej młode, drobne ciało poszybowało do góry i z hukiem opadło na ziemię, wzbijając chmurę kurzu. Żaden mężczyzna nie mógł być tak silny. żadne dziecko nie mogłoby przetrwać takiego upadku. Jednak dziewczynka z jękiem podniosła się na kolana. Z jej czoła, łokcia i nosa leciała krew. Yahiko wyrywał się do niej, lecz, trzymany w stalowym uścisku mężczyzny, nie potrafił nic zdziałać. Wbrew woli wrzucono go do śmigłowca, a pilot uruchomił silnik.
— Nie — szepnęła prawdziwa Yakiimo.
Wtedy coś zacisnęło palce na jej nadgasrtwu. Kiedy przestraszona i zszokowana odwróciła się, napotkała należące do niej spojrzenie. Przynajmniej myślała tak, dopóki jego rude włosy nie zafalowały na wietrze. Otworzyła szeroko buzię; miał dokładnie ten sam kolor oczu, co ona. Blada cera, zaciśnięte usta, wzrok przyprawiający o mdłości sprawiały, że odebrało jej dech. Dorosły Yahiko wyglądał, jak sama śmierć.
Przerażona wynurzyła się spod talfi wody, histerycznie zaczerpując powietrza. Popatrzyła na swój nadgarstek; wciąż czuła na nim dotyk tamtego chłopaka, który, albo wariowała, albo wziął się zupełnie znikąd. Tak jak ona przed laty. Głośno przełknęła ślinę, uważnie rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. Woda zdążyła wystygnąć, para opaść, głosy na dole wzrosły na sile, tak że zainteresowała się nimi. Zamiast jednak udać się na dół, wolała podsłuchiwać.
<<>>
— Jak to niczego nie znalazłeś?! — Oskarżycielskim tonem warknęła Kaori.
Naruto przewrócił oczami i zaplótł dłonie na piersi, siadając na brzegu jednego ze stolików. Oprócz niego w barze znajdowali się Hoshi, Fukao, Itachi, Sasuke, Gaara oraz Madara. Kakashi po tym, jak został wyprowadzony, postanowił przez jakiś czas odłączyć się od oddziału, utwierdzając się w przekonaniu, że wykonał swoją część roboty. Nawet natrętne przekonywania najstarszego Uchihy na niego nie wpłynęły. Po prostu wsiadł w taksówkę i gdzieś pojechał. Hidan, chociaż obecny na sali, krzątał się, układając butelki, zbierając szkła, naprawiając półki w regale. Od czasu do czasu rzucał wulgaryzmy pod adresem Inuzuki, który też zniknął, podobnie jak jego młodsza siostra.
— Normalnie — burknął Uzumaki. — W archiwum roi się od ludzi Shimury, ale ja, jako kapitan, mam dostęp do wielu danych. Jedyną osobą o nazwisku Inami jest Yakiimo. Jednak, kiedy próbowałem dowiedzieć się skąd pochodzi, gdzie mieszka jej prawdziwa rodzina, system się zacinał, a chwilę potem pracownicy odmawiali mi pomocy. Gdybym nie był tym, kim jestem, pewnie dawno by mnie wyrzucili — prychnął, ukradkiem zerkając na Hidana, który zaklął pod nosem, upuściwszy flakonik z jakimś drogim trunkiem, co mocno wzbudziło podejrzenia kapitana.
— Czyli sprawa jest wyjaśniona — szepnęła pochylona nad kubkiem z herbatą Mayako.
Wciąż żałośnie pociągała nosem; jej oczy były podkrążone i przekrwione, wargi dziewczyny drżały, jednak starała się skupić na wykonywanej przez nią misji, a nie na tym, że właśnie rozwaliła sobie związek, idąc do łóżka z jakimś barmanem. Uśmiechnęła się ponuro, gdy Naruto złapał jej dłoń i zaczął gładzić ją kciukiem. Była mu niezmiernie wdzięczna za okazywanie wsparcia.
— Kiba powiedział, że Yakiimo pochodzi znikąd — mruknęła. — Może powinniśmy zaakceptować taki stan rzeczy i zająć się realnym zagrożeniem? — Popatrzyła po ich twarzach, które od dłuższego czasu nie wyrażały entuzjazmu; dzisiejszy spór w zespole tylko pomniejszył ich morale.
— Ale nie wydaje wam się to dziwne? — zaczął Naruto. — Gość wysadza więzienie, w którym przebywa Yakiimo, dokładnie w chwili, gdy jest w miarę bezpieczna. Nie mogła zginąć, bo od ziemi dzieliły ją tylko dwa piętra, jednocześnie winda ochroniła ją przed walącym się budynkiem — analizował.
— Przypadek? — zagadnął Sasuke.
— Raczej nie. — Gaara w zastanowieniu pokiwał głową. — Musiał sobie wiele zaplanować.
— Nie. Skoro nie wiedział, co zrobi Yakiimo, jak mógł przewidzieć, że nie zginie? — Kaori zmarszczyła brwi, bardzo starając się oderwać wzrok od rozpraszającego ją Itachiego. Echo jego ostatnich słów nadal dźwięczało jej w uszach.
— Powiedziała mu — rzekł Uzumaki z pewnością w głosie. — Nie ma co do tego wątpliwości.
— Są — wtrącił się Hidan, podchodząc do nich znacznie bliżej. — Niby w jaki sposób miała się z nim porozumiewać, będąc pod specjalnym nadzorem. To było więzienie, nie budka telefoniczna.
— Myślisz, że ona nie znalazłaby sposobu? — Sasuke uniósł brew, wyzywająco patrząc na właściciela pubu.
— Mówisz o mojej Yakiimo — sarknął w odpowiedzi.
— Twojej? — zaśmiał się Uzumaki. — O ile mi wiadomo, chciała cię zabić.
— O ile mi wiadomo, wysadziła cię w powietrze. — Hidan powtórzył arogancko.
— Żeby nas ratować — odparł Naruto, wykazując się niemal stoickim spokojem, co wzbudziło podziw u Okanao; znała go na tyle, aby spodziewać się jakiegoś niekontrolowanego wybuchu złości.
— Skąd wiesz? Może gadała z tamtym popaprańcem — rzucił ironicznie.
— Może. — Blondyn wzruszył ramionami.
— Wystarczy! — Zniecierpliwiła się Kaori. — Jak chcemy to sprawdzić? — Przygryzła dolną wargę, oczekując sensownych pomysłów.
— Najlepiej byłoby ją porządnie przesłuchać. — Itachi podrapał się po karku. — Obawiam się jednak, że jeśli przez dwa lata nie pisnęła ani słowa, to teraz tym bardziej nie pójdzie na współpracę — jęknął pod nosem.
— Coś w tym jest — zgodził się Gaara.
— Pozostaje kwestia tamtego mężczyzny. Znamy wygląd, musimy go dokładniej wybadać. Pojadę po nagrania z kamer i przeskanuję sobie jego wizerunek, potem Hoshi spróbuje znaleźć go w bazie danych. Madara i Sabaku niech patrolują z powietrza. Hidan, Naruto, spróbujcie zagadać do Yakii. Reszta niech znajdzie tamtych dwóch popaprańców. Naczelny nam się przyda, a Kiba… Kiba umie strzelać. — Wydała rozkazy, oczekując od nich natychmiastowej reakcji, którą zresztą dostała.
Było późne popołudnie, kiedy zaczęli realizować przydzielone im zadania, aczkolwiek wtedy Kaori miałą wyjątkowo złe przeczucia. Dokładnie takie, jakie w dniu, kiedy magazyn obok komisariatu został wysadzony. Nie wyobrażała sobie, żeby Yakiimo mogła ich zdradzić. Fakt, blondynka była kryminalistą, ale ostatnimi czasy ciągle ryzykowała życie dla dobra pozostałych dziewczyn; a to wymykała się z więzienia, a to podejmowała się samotnej walki z robotem. Fukao czuła, iż komuś takiemu była gotowa zaufać.
Westchnęła głęboko, starając się zrzucić z siebie cały ciężar dowodzenia. Zastanawiała się, czy Uzumaki ciągle tak się czuje. Może dlatego robił wszystko, by wyrzucili go z posady kapitana i wysłali na front, jako zwykłego szeregowego. Z drugiej strony ktoś o takich nieprzeciętnych umiejętnościach powinien kierować innymi ludźmi, być dla nich symbolem i przykładem dobrego żołnierza. Naruto doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
— Chodź. — Hoshi położyła jej dłoń na ramieniu. — Miejmy to z głowy.
— Aż tak ci się spieszy? — zapytała Fukao.
— Jak go złapiemy, dostaniemy nagrodę. Chcę już być nienormalnie bogata — zaśmiała się brunetka, ukrywając przy tym swoje zdenerwowanie.
<<>>
Nie sądziła, że tak szybko do tego dojdzie. Kiedy do jej uszu dotarły pierwsze słowa na temat spiskowania z terrorystą, wściekła wyskoczyła z wanny, chcąc pokazać im, po czyjej stronie stoi, jednakże chwilę później gwałtownie oprzytomniała, z ręką zawieszoną nad klamką drzwi do pokoju. Odwróciła się na pięcie, błyskawicznie ubrała w wygodne, czarne ciuchy i z szafy wyciągnęła sporej wielkości plecak, pakując do niego tylko najpotrzebniejsze rzeczy, czyli pieniądze, wodę, suchy prowiant oraz kilka ubrań. Wpakowała to wszystko byle jak, następnie wyszła na balkon i bezszelestnie zsunęła się po balustradzie w dół. Kilka minut musiała ukrywać się w pobliskich zaroślach, starając się, by nikt z wychodzących jej nie zauważył. Ponadto zdawała sobie sprawę, iż ktoś w końcu odkryje jej ucieczkę, a wtedy na pewno zdecydują się powiadomić policję; szukanie jej na własną rękę było dla niej wyjątkowo śmieszne tudzież bezsensowne, ale nie mogła być pewna pościgu. Ci ludzie wydawali jej się bardziej pokręceni, niż ona sama.
Mimo upału narzuciła kaptur bezrękawnika na głowę, po czym lekko zgarbiona ruszyła przed siebie. W telefonie wcisnęła aplikację z mapami i zawiesiła się na tym, nadal pokonując kolejne metry. Świadomość, że nie ma dokąd się udać, była wyjątkowo bolesna; do tej pory robiła dosłownie wszystko, by zawsze wrócić do ukochanego chłopca Tsume. Teraz potrzebowała nowego towarzysza życia. Hidan już dawno przestał wchodzić w grę. Wydanie jej w ręce Kakuzu przekreśliło go na wieki.
Rozdrażniona schowała telefon do kieszeni, zupełnie go wyciszając. Zresztą i tak musiała się go pozbyć, inaczej łatwo mogliby ją namierzyć. Przyspieszyła kroku, aby zaraz potem przejść do szybkiego biegu. Z dudniącym sercem i rwącym oddechem przepychała się między niezadowolonymi przechodniami. Włosy lepiły się do spoconego czoła, a kiedy poczuła kłucie w boku, jeszcze bardziej przyspieszyła, przezwyciężając ból, zmęczenie i ogarniającą chęć powrotu. Od dziś znów była starą Yakiimo, kimkolwiek stara Yakiimo była. Ponownie bez domu, rodziny, pozbawiona tego, co naprawdę miało dla niej znaczenie.
Zacisnęła szczęki, gdy po jej twarzy spłynęły pierwsze łzy. Zmusiła nogi, żeby pracowały szybciej. Pędząc, niemal wpadła pod samochód, potrąciła kilka staruszek i rozwaliła jeden stragan z owocami, ale nic nie potrafiło jej zatrzymać. Gdzieś tam daleko na Kibę czekała spragniona swojego brata Hana; z pewnością tęskniła za nim, a kiedy wreszcie ułożyła sobie życie, postanowiła zaprosić do siebie młodszego brata, który zasługiwał na to, co dobre. Na nią już nie czekał nikt, nawet jej bliźniak pojawiał się wyłącznie w głupich snach i halucynacjach wywołanych wyczerpaniem organizmu.
Przestała biec dopiero, gdy znalazła się na początku jednego z mostu, niedaleko targu przy świątyni Inami. To tu poznała Mayako, dała się namówić na zrobienie czegoś dobrego oraz ukradła jej samochód, by wieczorem już go oddać. Uśmiechnęła się gorzko, po czym spojrzała prosto przed siebie, licząc, że tym razem uda jej się przekroczyć tę małą granicę, i zamarła. Po drugiej stronie, tuż przy barierce stał Kakashi.
Smętnie wpatrywał się w płynącą wodę, napawając się jej cichym szmerem. Potrzebował chwili wytchnienia od świata; ścigania przestępców, samotności, Mayako, która albo wyjeżdżała na misje, albo kończyła ich długoletni związek. Przymknął powieki, a wtedy do jego uszu doleciał dziewczęcy krzyk.
— Nie skacz!
Odwrócił głowę w bok. Inami truchtała ku niemu, zalewając się przy tym tak rzewnymi łzami, że z jakiegoś powodu zrobiło mu się jej żal. Dopiero potem ta sytuacja wydała mu się trochę komiczna.
— Nie skacz, do cholery! — Wpadła wprost na niego, złapała za koszulkę i mocno nim potrząsnęła.
— O czym ty gadasz, głupia? — Zmarszczył brwi, cofając się o krok. — Ja tylko stoję.
— Nie! — wrzasnęła.
— Co?
— Nie. — Popchnęła go do tyłu, tak że oparł się o metalową balustradę, zapobiegawczo łapiąc ją jedną ręką.
Yakiimo ukrywała twarz między ramionami, pięści zaciskała na jego ubraniu, natomiast czoło opierała o klatkę piersiową. Nigdy wcześniej Kakashi nie mógł wyobrazić sobie tej dziewczyny w takim stanie. Postąpiła jeszcze krok do przodu, a Hatake zachwiał się niebezpiecznie.
— Zaraz spadniemy — uprzedził.
— Nie chciałam — zająknęła się.
— Czego?
— Nie chciałam, żeby go wtedy zabrali! — wykrzyczała.
Dopiero po chwili dotarł do niej sens wypowiedzianych słów. Odsunęła się nagle. przestraszona zakrywając usta. Kakashi patrzył jej prosto w oczy, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli dziewczyna; przecież uważał ją za wariatkę.
— Mówisz o…
Nim dokończył mocno zakryła mu usta dłonią, powodując, że odchylił się do tyłu. Liczył, iż uda mu się zachować równowagę, jednak zamiast tego zdał sobie sprawę, że spada w dół, prosto do rzeki, ciągnąc za sobą zdezorientowaną blondynkę. W ostatniej sekundzie odwrócił się w powietrzu, zapobiegawczo przyciągając ją do siebie. Upadł prosto na plecy, rozchlapując wodę zarówno na siebie, jak i Inami. Wiedział, że rzeka nie była głęboka, sięgała mu może trochę ponad kolana, ale mimo to zalała go fala gorąca, szybko zahamowana przez zimną wodę.
Yakiimo w momencie upadku skuliła się na jego klatce piersiowej, mocno zaciskając powieki. Nikomu nigdy nie przyznała się, że ma paniczny lęk wysokości, toteż czasami musiała przezwyciężać w sobie ten strach. Dopiero, gdy Kakashi jęcząc pod nosem, bezceremonialnie zrzucił ją z siebie prosto do wody, rozluźniła się nieco, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Po chwili milczenia ułożyła swój plecak na ramieniu, poprawiła bezrękawnik i zaczęła brodzić w stronę brzegu. Hatake ruszył w jej ślady, lecz, gdy oboje znaleźli się na okalającej rzekę trawie, mocno złapał ją za nadgarstek, zatrzymując przy sobie. Wiedziała, że prędzej czy później znów wejdzie w rolę prokuratora.
— Gdzie się wybierasz? — zapytał ostro, marszcząc przy tym brwi.
Przygryzła dolną wargę, napinając wszystkie mięśnie. Była gotowa wywalczyć swoją tymczasową wolność.
— Jak najdalej od Tokio — warknęła, zbijając go z pantałyku.
— Ktoś powinien iść z tobą. Taka była umowa, co do twojej pracy w Wywiadzie. — Puścił ją, ale nie zmniejszył dystansu.
— Zamierzam być sama. Od początku miałam gdzieś, co stanie się ze stolicą i tymi ludźmi. Całe to miasto zbudowano na kłamstwach! — wysyczała.
— Skąd to wiesz? Praktycznie nic nie pamiętasz.
— To przeczucie.
— Gówno prawda. Ty coś ukrywasz, Inami. — Złapał ją za twarz, odchylając ją do tyłu tak, żeby ciągle patrzyła mu prosto w oczy.
— Oskarżają mnie… — wyszeptała — o spiskowanie z terrorystą. Dlatego nadal tu jestem, bo kiedy zawalił się budynek, ja leżałam pod ziemią.
— A spiskowałaś? — zadał najbardziej banalne pytanie, jakie wykwalifikowanej osobie mogło przyjść do głowy.
— Nie! — wrzasnęła.
Woda spływała po ich włosach, zaś ubrania nieprzyjemnie przylgnęły do ciała, irytując Yakiimo i ograniczając ich ruchy. Błagalnie popatrzyła na Hatake, ponownie wysyłając do niego niemy komunikat, jakby wstydziła się na głos powiedzieć, o czym myśli. Tak samo było, gdy zamierzał zaatakować jej brata; nie chciała, by Inuzuka poczuł się gorszy, dlatego głośno nie zaprotestowała.
— Chodź — kiwnął w stronę chodnika, odwracając się do niej plecami. — Musimy doprowadzić się do porządku, nim Kiba odrąbie mi łeb za uprowadzenie jego siostry.
— Nic nie zrobi — burknęła pod nosem.
— Więc o to chodzi — zaśmiał się krótko, lecz donośnie. — Zrezygnował z ciebie.
— Wcale nie — skłamała. — Kłótnie to normalność.
— Tak samo jak ucieczki i zrzucanie naczelnych z mostów, co? — zakpił.
Przewróciła oczami, ale, wyczuwając dziwną nić porozumienia i chwilowe zawieszenie broni, posłusznie podążyła za nim w głąb miasta.
<<>>
— Jak zwykle nic ciekawego. Może wylądujemy i pójdziemy do jakiegoś pubu? — Madara rozłożył się na siedzeniu, grzebiąc małym palcem między zębami.
Od paru godzin był nieziemsko znudzony; panoramę Tokio zaczynał powoli znać na pamięć, a spokojny i małomówny Sabaku nie stanowił najlepszego towarzystwa na misji. Uchiha wolałby spożytkować ten czas na treningu, piciu piwa lub jakiejkolwiek rozmowie ze skupionym towarzyszem. Westchnął głęboko, wymownie zerkając na Gaarę. Ten jednak nie zareagował, dalej pilotując helikopter.
— Przed chwilą z jednego wyszliśmy — mruknął w odpowiedzi.
— Nie osłabiaj mnie — zawył Uchiha. — Hidan niczym nas nie poczęstował. Poza tym ta Kaori… — Wzdrygnął się. — Widziałeś, jak na mnie spojrzała, gdy sięgałem po fajkę?
— Przestań marudzić. Jesteśmy na służbie — uciął Sabaku.
— Ta, dwadzieścia cztery na siedem. Powiedz, Gaara, kiedy ostatni raz spałeś z kobietą? — Madara zaplótł palce na karku, opierając się wygodnie.
— Co to ma do rzeczy? — Sabaku zaczerwienił się lekko.
— Po prostu jesteś jakiś sztywny. — Madara wyrzucił z siebie te słowa, jakby go obrzydzały.
— Może dlatego, że mam świadomość zagrożenia — szepnął złowrogo.
— Daj spokój. Myślisz, że podłożył bomby w powietrzu? — zakpił Madara.
Nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, odpiął pas i założył nogę na nogę, sięgając po paczkę papierosów. Odkąd dał się namówić kapitanowi na wzięcie udziału w nieco bardziej ryzykownym zadaniu, które wyrwałoby go z nieznośnej policyjnej rutyny, zaczął palić znacznie więcej. Dokładnie tyle, co za czasów liceum, a potem studiów. Wypuścił drażniący dym z ust, uśmiechając się półgębkiem.
— To naprawdę żałosne — powiedział nagle Sabaku.
Jego do tej pory stanowcze spojrzenie zmieniło się nie do poznania. Twarz pilota wyrażała jedynie rezygnację i jakąś dozę współczucia albo udawanej litości. Madara zmarszczył brwi, wracając do prostego siadu. Przez chwilę przeszło mu przez myśli, iż coś jest nie tak.
— Żadne z was nie potrafi dostrzec tak oczywistej prawdy — zaśmiał się cierpko.
— O czym ty w ogóle chrzanisz? — mruknął Uchiha.
— Jesteście jak marionetki. Za wami światło, przed wami cień — wyjaśnił spokojnie.
Gaara nacisnął jakiś guzik na kokpicie, po czym puścił drążek, kierując uśmiechnięte oblicze ku skonfundowanemu towarzyszowi, które palce lewej dłoni zaciskał na swoim pistolecie. Sabaku zaśmiał się życzliwie, kręcąc przy tym głową.
— Zamierzasz mnie tym zabić? — zapytał.
— Dopiero po przesłuchaniu — wycharczał rozjuszony policjant. — Kim naprawdę jesteś?
— Gaara Sabaku, pilot tego helikoptera, żołnierz. — Wzruszył ramionami. — Nie bawimy się w tajnych agentów, podrabianie tożsamości czy inne pierdoły. Wbrew wszystkiemu, jesteśmy — odparł z nieukrywaną dumą.
— My? — Madara uniósł brew.
Chwilę potem błyskawicznie wyciągnął gnata i wymierzył prosto w czoło siedzącego na przeciwko chłopaka, który dyskretnie starał się odpiąć swój pas. Ten uniósł przedramiona, wyglądając na bardziej rozbawionego niż przerażonego, co mocno uwłaczało komuś takiemu, jak Madara. Zastanawiał się, kiedy przestał wzbudzać respekt u przeciwników.
— Te pytania powinieneś zadać swojemu szefowi. Najlepiej ci na nie odpowie — polecił. — Tymczasem, za pozwoleniem — zacisnął palce w pięść.
Naciskając na spust Uchiha, poczuł jakiś opór. Popatrzył na swoją rękę i szeroko otworzył oczy, nabierając do płuc haust ciepłego powietrza. Wokół jego palców oraz nadgarstka, niczym wąż, owinął się piasek.
— Obyś spadł na cztery łapy. — Gaara rozwarł dłoń, a wówczas, jak na jakieś polecenie, ręka Madary poleciała za jego plecy, unosząc go wraz ze sobą.
Mężczyzna zdążył zobaczyć szalony uśmiech swojego dawnego przyjaciela, po czym jego plecy z impetem przebiły ścianę maszyny. Poczuł obezwładniający ból w lewym barku, który na chwilę przyćmił dosłownie wszystko; szum powietrza, odgłos maszyny, zdrowy rozsądek. Wokół lecącego w dół policjanta wirowały metalowe części blachy, z której wykonano helikopter. On sam krążył wokół własnej osi. Z szoku nie potrafił krzyczeć; do jego oczy napłynęły łzy, zaś świadomość zbliżającej się ziemi powodowała palpitację serca. Widział szare wieżowce, pokazujących go sobie przerażonych ludzi, szary bruk, na którym przyjdzie mu umrzeć tylko dlatego, że nie był dostatecznie czujny.
Tylko przez chwilę zastanawiał się, jakim był człowiekiem. Dużo pił, palił i imprezował. Nigdy nie wchodził w poważne związki, papierkową robotę zwalał na przydzielonych mu stażystów, samemu w tym czasie pijąc zbyt dużo kawy, ale starał się być dobrym gliną. Na lewo pomagał swoim szemranym kumplom. ci odwdzięczali mu się informacjami. Czasami brał nadgodziny, bo na siłę pakował się w najbardziej parszywą sprawę, jak chociażby ta z udziałem Inami. Uwielbiał adrenalinę, dobrą rozrywkę i swoją pracę. Uwielbiał wiecznie za czymś gonić, szukać wrażeń, obserwować twarze wdzięcznych mu za ratunek ludzi.
Przymknął powieki, odliczając sekundy. Nie wiedział, jak inaczej uspokoić swoje myśli; nie chciał wyruszyć w kolejną podróż z natłokiem niepotrzebnychuczuć. Zgasił w sobie strach, ból, przelatujące mu przed oczami wspomnienia. Ostatni raz uśmiechnął się pod nosem, by chwilę potem poczuć dziwne szarpnięcie. Potem była już tylko niesamowita ciemność i zimno.
Mimo to Madara Uchiha miał dobre życie.
<<>>
— Jak to runął z nieba?! — Naruto wykrzyczał do słuchawki telefonu.
Kolejne zmartwienie przyparło oddział do ściany. Kaori i Hoshi wróciły z niczym; ktoś pousuwał wszystkie nagrania z kamer i, chociaż Uzumaki podał wszystkie zapamiętane przez siebie szczegóły dotyczące wyglądu terrorysty, Akairo nie potrafiła odnaleźć go w bazie danych. W dodatku nawet nie zauważyli zniknięcia Yakiimo, co powodowało coraz więcej podejrzeń kierowanych w jej stronę. Z drugiej strony, Kakashi również gdzieś zaginął i nawet bracia Uchiha nie potrafili go znaleźć.
Kiba przemierzał pomieszczenie wzdłuż i wszerz, marszcząc brwi oraz zaciskając pięści, dopóki Maya nie złapała go za nadgarstek, przyciągając do stolika, na którym siedziała. Inuzuka stał więc do niej bokiem, maniakalnie wpatrując się w fioletową wykładzinę pod nogami.
— Dobra, mniejsza… W jakim jest stanie? — Blondyn przeczesał swoją czuprynę, nadymając policzki. Sam nie umiał usiedzieć w miejscu. — Jak to nie wiesz?! Jesteś lekarzem, do cholery!... Nie obchodzi mnie, że dopiero trafił na salę. Masz tam iść i wszystkiego się dowiedzieć, rozumiesz, Shizune?! — wykrzyczał. — Inaczej nie masz czego u mnie szukać — zagroził, po czym rzucił telefonem o podłogę lekko uszkadzając szybkę.
Oddychał ciężko, a jego umięśnione ramiona unosiły się w nierównym rytmie. Dopiero po chwili odetchnął głęboko, czując na sobie wzrok pozostałych, szczególnie niezadowolonej z jego zachowania Okanao. Nie lubiła, gdy krzyczał i wykorzystywał swoją pozycję kapitana, ale rozumiała, że czasami nawet Naruto nie miał wyjścia.
— Coś się stało… Tam w powietrzu… Madara wypadł z helikoptera, ale w ostatniej chwili coś… jakby powstrzymało jego ciało przed gwałtownym upadkiem. — Gestykulował obficie, nie do końca pojmując zaistniałą sytuację. — Cholera, jak dorwiemy tego sukinsyna, to połamię mu wszystkie kości.
— Zostaw coś dla nas, kapitanie.
Do pomieszczenia wszedł Neji, a zaraz za nim kilkunastu uzbrojonych w karabiny, zamaskowanych antyterrorystów, którzy wymierzyli w nich swoją broń. Hyuuga rozłożył ramiona, udając przyjazne nastawienie.
— Czego tu szukasz? — Do przodu wyrwał się Kiba. — Wynoś się stąd.
— To nie twój lokal, Inuzuka. Gdzie reszta właścicieli? — zagadnął, uśmiechając się.
— Reszta popiera zdanie Kiby. Wypierdalaj, Hyuuga — wycedził Hidan, zaplatając ramiona na piersi.
Neji skinął nadgarstkiem. Czwórka jego agentów podbiegła do każdego z mężczyzn, odciągnęła im ramiona do tyłu, a ich ciała sprowadzili do podłogi, zakładając im kajdanki. Próbującego stawiać opór Kibę potraktowano pałką i pięściami. Mayako zerwała się z miejsca, ale jeden z policjantów odrzucił ją do tyłu.
— Zostaniecie oskarżeni o współdziałanie z terrorystą, a więc szkodę na rzecz świata, Japonii i jej obywateli. A teraz, gdzie pani Inami?
— Tu jej nie znajdziesz — wycharczał Kiba, nim jeden z osiłków złapał go za głowę i przyłożył jego policzek do podłogi, sprawiając, że chłopak nie mógł nic powiedzieć.
Neji zaśmiał się delikatnie, po czym ulokował swoje spojrzenie w emanujących gniewem oczach samego kapitana. Czuł również wzrok zdezorientowanej Kaori. Stojąca obok niej Akairo tylko zaciskała pięści.
— Może ty mi powiesz, kapitanie? Gdzie twoja towarzyszka, której przypisałeś rolę współpracownicy nieznanego nam jeszcze sprawcy, hm? Ściany mają uszy — dodał, widząc zaskoczoną minę swojego rozmówcy.
Odwrócił się ku pozostałym, podbródkiem dając znak, by antyterroryści zabrali Kibę i Hidana do specjalnie przygotowanej furgonetki. Ogarnął wzrokiem liderkę oddziału, jej dwie przyjaciółki oraz Naruto, dostrzegając brak trzech mężczyzn z rodziny Uchiha, czym niespecjalnie się przejął.
— Znajdźcie Yakiimo do jutra rana — polecił rozkazującym tonem.
— A jeśli nie? — hardo zapytała Fukao.
— Poświęcicie się za nią. I nie patrzcie tak na mnie. Ja tylko wykonuję rozkazy ministra. — Wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcie i, unosząc dłoń w geście pożegnania, opuścił lokal Hidana. Dopiero, gdy był poza zasięgiem ich uszu, zbliżył się do swojego asystenta. — Niech ten parszywy budynek spłonie. Ma zostać starty w pył, rozumiemy się?
<<>>
Inuzuka Kiba i Jashin Hidan…
Wybiegła z klatki schodowej; cała była zgrzana, ubrana jedynie w koszulkę Kakashiego i jego ciepłą bluzę, która spadła jej z ramienia. Rozczochrane włosy zostały natychmiast rozrzucone przez letni. nocny wiatr. W domu babci Hatake spędziła zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale dzięki temu nie wtrącono jej do więzienia.
Zacisnęła powieki, opierając się na drzwiach. Kolana dosłownie ugięły się pod nią, tak że poczuła pod nagimi udami zimny beton. Rozpłakała się. Po raz drugi tego dnia przestała wstydzić się tego, co ją dręczyło, spędzało sen z powiek, sprawiało, że ciągle wracała i wracała. Kiba, mimo wcześniej wypowiedzianych słów, nadal był dla niej wszystkim, co pragnęła chronić, a teraz, złapany w sidła samego Danzou, znajdował się poza zasięgiem jej możliwości.
… zostali złapani przez zastępcę ministra, Hyuugę Nejiego…
Zaklęła pod nosem, zalewając się łzami. Z jej gardła wydobywały się pojedyncze, głośne szlochy, których nawet nie starała się tłumić. Złapała się za głowę, zginając w pół, gdy jej ciałem wstrząsnęły konwulsje.
… za współudział w niszczeniu Tokio, zostaną skazani na karę śmierci…
Przez jej ciało przechodziło multum dreszczy. Była o krok od stracenia najważniejszej osoby w swoim parszywym życiu; o krok od stracenia części siebie. Była pewna, że właśnie przechodzi jakieś okropne déjà vu, a w najlepszym przypadku wszystko, co do tej pory przeszła było jedynie obrzydliwym koszmarem.
… poszukiwana jest także Inami Yakiimo…
Oparła nadgarstki o chodnik, widząc, jak na ziemię spadają małe, odbijające światło kropelki. Nie widziała ich dostatecznie dawno, by na chwilę przestać użalać się nad sobą i na powrót stać się twardą, jak głaz dziewczyną z więzienia. Dziewczyną, która właśnie powoli, głęboko w swoim wnętrzu umierała z bezsilności.
Ale dawniej był ktoś, kto potrafił więcej, niż ktokolwiek inny. Kto jednym ruchem burzył domy, zabijał ludzi, zawsze górował. Kto za cenę własnego istnienia, poświęcił się dla niej. Ten sam ktoś powracał do niej, jako dorosły, poważny mężczyzna, którego nawet ona się bała.
— YAHIKO! — zawyła, przykładając czoło do chłodnego bruku, a ramionami obejmując talię.
Wtedy coś huknęło, obszar wokół niej spowiła niesamowita czerń. Yakiimo miała wrażenie. że znalazła się w jakiejś gigantycznej, odciętej od świata kopule. Odważyła się spojrzeć przed siebie, wciąż trzęsąc się oraz spazmatycznie szlochając, po czym gwałtownie wciągnęła powietrze do ust, dostrzegając męską dłoń przed swoją twarzą.
Yahiko odpowiedział na jej wezwanie. I nie był sam.
Yakiimo: Elo, kochani! Czujecie to, że jeszcze szóstka, z którą właśnie zabieram się do ostrej walki i potem epilog. Już zacznę szykować sobie mowę końcową, żeby nie było, że po tym wszystkim nie mam wam nic do powiedzenia, poza kilkoma ważnymi wiadomościami dotyczącymi tego bloga oraz tak okropnie zaniedbanej Teorii.
Końcówkę tego rozdziału chciałam napisać trochę inaczej, ale wyszło, jak wyszło. Moja początkowa koncepcja historii oddziału wyglądała zupełnie inaczej, niż ta, którą macie okazję obecnie czytać. xD
Zaczęłam wchodzić w bardzo niebezpieczną strefę super nadnaturalną, ale myślę, że skoro połapaliście się w akcji do tej pory, to z tym nie będzie większego problemu. Ale szanuję zażalenia i hejty. xDDD
Tak w ogóle to jest mi przykro, kiedy myślę o końcu Wywiadu, a z drugiej strony nie mogę się doczekać, dlatego ten rozdział pojawił się tak szybko. Nie wiem, co z kolejnym; weekend spędzę w Koszalinie, w pracy, więc pewnie w tygodniu, głównie nocą, będę obstawiać dokumenty, żeby (może) czymś was zaskoczyć. Chcę. żeby szósteczka była przełomowa, bo epilog mam zaplanowany i — od razu uprzedzam — brakuje w nim tej chorej iskry wpierdolu. Natomiast kolejny rozdział będzie moją wisienką na torcie, tym, co siedzi mi w głowie odkąd opublikowałam prolog. Aż mi się smutno zrobiło. :(
Tak na marginesie, aby podbudować własne ego, zgłosiłam się do Kaori, żeby przeprowadziła ze mną wywiadzik na temat tego opowiadania. Szczerze, nie wiem, co mnie podkusiło, ale czuję potrzebę poznania Wywiadu od podszewki, odpowiadania na trudne pytania, zagmatwania się w swoich własnych myślach. Mam nadzieję, iż moja kochana szefowa da radę mnie nieco zabawić, haha. <3 Już widzę ten jej błysk w oczach. Tak, kocie, to było wyzwanie, przyjmij je. xD
Co mogę jeszcze dodać? Słońce praży, plaże są oblegane, ja będę siedzieć w budce z żarciem i może któremuś z czytelników wydam jakiegoś gofra. xD No, a poza tym, to nadciągam z końcóweczką. Szykujcie się. <3
EDIT: Ten rozdział zbetowała Kayo, serdeczne dzięki. :*
POTRAFISZ PODNIEŚĆ CIŚNIENIE. XDDD
OdpowiedzUsuńKtoś, dla równowagi, powinien dać w nos Mayako. Rany, napuścić na siebie dwóch samców. Testosteron w powietrzu. Niby mi ich szkoda, ale z drugiej strony też bym chciała, żeby się o mnie bili. xD
"Poza tym ta Kaori… — Wzdrygnął się. — Widziałeś, jak na mnie spojrzała, gdy sięgałem po fajkę?" NIE WIEM JAK NA NIEGO SPOJRZAŁAM, ALE OK. FAJNIE, ŻE KTOŚ W KOŃCU PODKREŚLIŁ, JAK NIE CIERPIĘ PAPIEROSÓW.
Ogólnie to mam złe przeczucia. Czuje, że... jakby to, cały czas wkręcałaś nas z tym terrorystą, tą akcją, że poszukiwanie, walka, niebezpieczeństwo, a potem nagle bach, okaże się, że to ściema i wszystko jest na opak. xD Nawet tan Yahiko, który jest zły, będzie dobry, zgadłam? x'D
Jest krótko, ale... starałam się, okej?
Hahahahaha xD Wszystko się okaże, oczywiście pokracznie xD
UsuńPS. lubię śmieszkować, pamiętaj
Mam zarąbisty mętlik w głowie i od nocy nie wiem co napisać. Chyba LOL kompletnie rozwalił mi łepetynę i zabrał ostatki normalnego rozumu.
OdpowiedzUsuńW każdym razie...
JA PIERDZIELE! CO TY ZROBIŁAŚ MOJEMU MADARZE!
No a poza tym to mordobicie Kiba vs Kakashi skradło moje serce. <3 <3 <3
Tyle napiszę bo więcej nie dam rady. Wracam do mecza. XDD
o chuj
OdpowiedzUsuń~ Maja S.
Usuń