Hold me now
‘til the fear is leaving.
I am barely breathing.
Crying out.
These tired wings are falling.
I need you to catch me.
~ Red
W Waszyngtonie doszło do kilku wybuchów, między innymi: w stacji metra, na lotnisku oraz niedaleko Białego Domu. Służby ogłosiły pełną gotowość; sprawdzane są linie kolejowe, samoloty, metra. Prezydenta chroni wojsko.
Jesteśmy na miejscu przestępstwa w Paryżu. Według świadków zdarzenia, niezidentyfikowany samochód pojawił się przy kamienicy, znajdującej się w centrum miasta. Do środka wrzucono plecak, a następnie sprawcy wybuchu prędko zbiegli z miejsca zdarzenia. Rannych jest około piętnastu osób, cztery — w tym dwoje dzieci — nie żyje. Budynek nie nadaje się do dalszego użytku.
W Kambodży zamordowano piętnaście osób. Byli to misjonarze z krajów chrześcijańskich, którzy zajmowali się chorymi oraz sierotami. Obecnie zmasakrowane zwłoki poddaje się badaniom i identyfikacji. Na miejscu nie znaleziono żadnych odcisków palców. Policja wszczęła śledztwo.
W obliczu narastającego zagrożenia minister obrony, Danzou Shimura, zdecydował o rozwiązaniu organizacji stworzonej przez głównego komisarza. Swoje postępowanie tłumaczył słowami: Drugi Oddział Wywiadu przyniósł same straty, masę pytań i żadnych odpowiedzi. Japonia jeszcze nigdy nie była tak bezradna. Jako polityk i obywatel nie mogę dopuścić, by przez błędy amatorów została zniszczona. Jak wiadomo, minister Shimura skontaktował się z prezesem Hyuuga Industries — firmą zajmująca się przemysłem zbrojeniowym, nasilił także ewakuację. Na ulice rozesłał żołnierzy, policjantów, natomiast należącą do Wywiadu kryminalistkę, Yakiimo Inami, z powrotem odesłał do więzienia. Japonia znajduje się w stanie wyjątkowym.
Prycza, jak zwykle była niewygodna, a w celi śmierdziało wilgocią. Gdzieś w oddali słyszała irytujące kapanie wody z kranu, które w miarę mijającego czasu, bardziej ją usypiało, niż działało na nerwy. Panowała tam ciemność, do której nadal nie przywykła. Ostatnim razem zamknęli ją na piętrze, gdzie codziennie budziło ją wstające słońce, natomiast teraz, ulokowana w podziemiach, mogła zapomnieć o oglądaniu zza krat panoramy Tokio. Z reszta nawet nie siedziała za metalowymi prętami. Kuloodporna szyba oddzielała ją od wąskiego korytarza, tłumiła większość głosów, była nie do zdarcia, o czym przekonała się dwa dni temu, kiedy kopała w nią, drapała, wrzeszczała.
To zdarzyło się w głównym komisariacie. Kaori przestawiała im swój dalszy plan działania, Mayako starała się podnosić na duchu, udzielając paru cennych wskazówek, które nabyła w wojsku. Kapitan oferował im swoich ludzi, Gaara wsparcie z powietrza, a inni po prostu słuchali, zgadzając się na warunki działania. Mimo luźnej, napełniającej ich nadzieją atmosfery, Yakiimo miała złe przeczucia. Sprawdziły się stosunkowo szybko. Kiedy Fukao zadecydowała, aby Inami i Kakashi udali się do Shimury oraz pokazali mu, że kryminalistka przeszła na dobrą stronę, do sali wparował Neji w towarzystwie dwóch facetów pozbawionych karków. Wbrew protestom liderki Wywiadu czy samego kapitana Uzumakiego, zakuli ją w kajdany, doprowadzili do furgonetki i cały konwój policyjnych samochodów przewiózł ją do nowej, ohydnej celi. Na jej ustach wciąż gościł cyniczny uśmiech, a każdy, kto znał Yakiimo, był pewien, że dziewczyna nie da się tak łatwo trzymać pod kluczem, aczkolwiek od czterdziestu ośmiu godzin nie krzyczała, nie zaczepiała strażników, nie próbowała rozpoznać wad systemu alarmowego. Nie odzywała się także do innych więźniów, na spacerniaku stała oparta o płot i beznamiętnie wpatrywała się w pozostałych, wzbudzając w nich mieszane uczucia. Niektórzy zaczynali uważać ją za poważnie chorą, inni wytykali palcami, ukazując za wzór głupoty. Inami uchodziła za kogoś, kto nigdy nie opuści więzienia; była skazana na spędzenie reszty życia w pomarańczowym kombinezonie z wyszytym numerem.
Mlasnęła donośnie i przekręciła się na bok, twarzą do ściany. Policzek opierała o łokieć, zapadając w przyjemny letarg. Przechadzający się obok klawisz przystanął przy jej celi, uważnie obserwując plecy blondynki. Pracował tu długo i zdążył poznać dziewczynę z wielu jej tajemniczych stron, jednak ta, którą mu teraz przedstawiła, była podejrzanie nowa. Yakiimo prawdopodobnie odpuściła sobie wszystko, o co do tej pory walczyła. Schowała swoją dumę, pragnienie wolności, chęć powrotu do brata, by móc się nim opiekować. Zwyczajnie dała za wygraną, a to wprawiło Kimimaro w niemałą konsternację. Westchnął, po czym, ostrożnie rozglądając się na boki, zapukał w szybę. Inami poruszyła się nieznacznie, ale on wiedział, że przykuł jej uwagę na tyle, by móc coś powiedzieć.
— Co u ciebie, Yakii?
— Kontynuuj, to cię zabiję — warknęła w odpowiedzi, przyprawiając go o zimne dreszcze. Odchrząknął niepewnie, rozmasowując spięty kark.
— Daj spokój, nie pierwszy raz tu trafiasz. — Wysilił się na blady uśmiech.
— I pewnie ostatni. Bo wiesz, Kim, umrzemy, nie dowiedziawszy się, kto nas uśmierca. Ten terrorysta jest jak nieznana wcześniej choroba. Trawi nas powoli, wciąż pozostaje nieuchwytny. Zmusza nas do życia w klatce zwanej ewakuacją i stanem wyjątkowym. A pieprzony minister niczego nie zauważa! — Gwałtownie poderwała się do pozycji siedzącej, rzucając strażnikowi oskarżycielskie spojrzenie, po czym zawstydzona nagłymi wyrzutami, popatrzyła na swoje dłonie. Drżały niemiłosiernie, więc kilkakrotnie zacisnęła je w pięści.
— Yakiimo — szepnął Kimimaro, nawiązując z nią kontakt wzrokowy — nie poznaję cię.
— Co? — Zbił ją z pantałyku. W końcu nie czuła się jakoś inaczej; była tą samą niewysoką blondynką o cwaniackim uśmieszku, zadziornym charakterze i wciąż przestraszonych, ale rzucających wściekłe iskry, oczach.
— Jesteś silna. Być może silniejsza, niż ktokolwiek z nas tutaj obecnych. Dawniej przedarłabyś się przez barierę — postukał kostką palca w szkło — i zmusiła nas do użycia broni zamiast pałek czy gazu. — Zaśmiał się delikatnie. — Hidan oraz Kiba nie poradzą sobie bez ciebie. Pamiętaj, jestem strażnikiem, ale nie urodziłem się nim. Gdyby nie ty i Inuzuka, prawdopodobnie dawno wąchałbym kwiatki od spodu. — Skinął głową w podziękowaniu. Odwrócił się tyłem i zatrzymał dopiero po kilku krokach, zerkając przez ramię. — Za chwilę przyjdzie po ciebie Shino. Masz spotkanie z psychiatrą. Od ciebie zależy, jak wykorzystasz swoją szansę.
Podbiegła do szyby, gwałtownie wciągając do płuc powietrze. Kimimaro zawsze była dla niej miły, przynosił dodatkowe porcje jedzenia, grał z nią w karty, częstował papierosem, kiedy wstawała lewą nogą, lecz nigdy, mimo zaciągniętego przed laty długu, nie ryzykował aż tyle. Gdyby ktoś ich usłyszał, mógł stracić pracę, a nawet zostać postawionym przed sądem, dlatego Inami nigdy nie oczekiwała od niego zbyt wiele. Sama zazdrościła mu spokojnego, dobrego życia.
— Jak to mawiają, czasami udajesz dobrego, by robić coś złego, a czasami jesteś tym złym, który robi coś dobrego — rzucił na odchodne, znikając na górze metalowych schodów.
Wciągnęła powietrze do ust, na chwilę zamierając. W środku niej narastało coś nowego; jakby maleńki płomyk pragnął stać się potężnym ogniem, który z łatwością pokonałby swoich przeciwników. Jedną ręką złapała się za koszulkę, drugą uderzyła w szybę, tracąc dotychczasowy spokój. Miała nieodparte wrażenie, że już kiedyś usłyszała podobne słowa. Jej przeszłość dręczyła ją każdego dnia.
Yakiimo znalazła się u Kiby, gdy miała trzynaście lat; nie pamiętała niczego co wydarzyło się wcześniej. Żadnych twarzy, momentów czy pojedynczych głosów. Czarna pustka pojawiała się w jej głowie, kiedy usilnie próbowała przypomnieć sobie chociaż najbardziej niepotrzebne szczegóły. Według Inuzuki, któregoś dnia jego matka przywiozła ją całą posiniaczoną, zakrwawioną, z oczami wpatrzonymi daleko nad horyzont. Przez pierwszy miesiąc nie odezwała się słowem. więc zazdrosny Kiba traktował ją albo jak powietrze, albo jak popychadło. Dopóki nie uratowała go przed szkolnymi oprawcami. Wtedy nastąpił przełom. Wycofana, milcząca blondynka zamieniła się w potwora; bez najmniejszych zahamowań rzuciła się na trzech starszych od siebie chłopaków, powaliła ich i sprawiła, że tygodniami chodzili z zabandażowanymi twarzami. Jedyną rzeczą, jaką sobie przypomniała, była właśnie walka. To, iż obiecała nigdy się nie poddawać oraz nie żałować swoich decyzji, i bronić się, bez względu na wszystko.
Odsunęła się, następnie odchyliła głowę, zamknęła powieki. Wsłuchiwała się w ponure kapanie kropli wody, szuranie butów, pomrukiwania pozostałych więźniów. Droga, którą obrała, była wyboista i kręta, mimo że Yakiimo starała się ją naprostować. Ale wciąż miała gdzie wrócić; Kiba zawsze stał po jej stronie, a ona zawsze chroniła go przed całym światem. Jeśli pozwoliłaby wygrać terroryście, straciłaby swój dom, przyjaciół, cząstkę siebie.
— Nie zginaj karku, Inami — mruknęła, śmiejąc się pod nosem.
Potem, niczym rozwścieczone zwierzę, rzuciła się na stojącą przed nią szybę.
<<>>
— Kapitanie Uzumaki, czy wierzy pan w słuszność decyzji ministra?
— Co mam przez to rozumieć?
Naruto był znudzony i wykończony. Od godziny sterczał przed niemającą końca, grupą tokijskich dziennikarzy, którzy robili dosłownie wszystko, by znaleźć się w pierwszym rzędzie. Przepychanki, bluźnierstwa oraz usilne wyciągnie mikrofonów zaczynało doprowadzać go do irytacji. Przewrócił oczami, wzdychając pod nosem, a potem ukradkiem spojrzał na Madarę, który pokazał mu środkowy palec, życzliwie się przy tym uśmiechając. Rzeczywiście, nie było mowy o pomocy z zewnątrz. Blondyn musiał w pojedynkę zaradzić tak trudnemu przeciwnikowi. Mimo wszystko zdobył się na lekkie uniesienie kącików ust.
— Minister Shimura rozwiązał Drugi Oddział Wywiadu, zaś Yakiimo Inami została ponownie wtrącona do więzienia. Czy myśli pan…
— Co stanie się z Yakiimo?
— Czy grozi jej wyrok śmierci?
— Kto przejmie obowiązki Wywiadu?
Naruto odchrząknął ostentacyjnie, tym samym zaprowadzając ciszę i zwracając na siebie kilkadziesiąt par oczu. Oparł dłonie na mównicy, zastanawiając się, co powinien im powiedzieć. Że Tokio stoi na granicy klęski? Że najchętniej udusiłby Danzou? Że jako kapitan coraz częściej zawodzi i zastanawia się nad rzuceniem tego stanowiska, by ponownie stać się tylko zwykłym żołnierzem, wysyłanym do jakiś hangarów z rozkładającymi się zwłokami niewinnych cywilów? Oblizał spierzchnięte wargi.
— Wywiad nie zaczyna się i nie kończy na decyzjach ministra Shimury — zaczął. — Wywiad to nie kawałek papieru, to nie broń wyprodukowana przez techników, to nawet nie rozkazy. Wywiad to ludzie, którzy go stworzyli. Przez te kilka dni poznałem cztery wspaniałe i różne od siebie osoby. Chylę czoła przed inteligencją pani Akairo, oddaniem pani Okanao, świetnym zorganizowaniem pani Fukao i zaciętością pani Inami. Głęboko wierzę, że naszej stolicy nie uratuje nic i nikt, prócz Drugiego Oddziału Wywiadu. — Odsunął się na krok, po czym w akompaniamencie oklasków, wrzasków i błysku fleszy, zniknął za granatową kurtyną.
Madara poklepał go po ramieniu, uśmiechając się do otaczających go ludzi odpowiedzialnych za nagłośnienie i wystrój sali. Kiedy tylnymi drzwiami wyszli na parking, oparł się o drzwi czarnego audi, po czym powolnym gestem wyjął paczkę papierosów, odpalił jednego, a drugiego na siłę wsunął między wargi Uzumakiego. Wypuścił dym z płuc, przyglądając się lekko poszarzałemu niebu. Mimo lata, pogoda bywała niesamowicie kapryśna.
— Jeśli Danzou odstrzeli ci tyłek, nie będę cię składał — westchnął.
— Jasne. — Naruto wzruszył ramionami. — Nie to mnie teraz obchodzi.
— A co? Bo chyba nie ewakuacja, Tokio czy konferencje. Dla nich może i jesteś symbolem zwycięstwa dobra nad złem, nieustraszonym kapitanem — ironizował — ale dla mnie to nadal stary ty, Naruto. Widzę, jak plujesz na to, na ministra, na swoją robotę — warknął pod nosem, miażdżąc końcówkę papierosa między palcami.
— Dlaczego tak bardzo przeszkadzała mu Yakiimo? — Popatrzył w oczy Uchihy, na sekundę zbijając go z pantałyku.
Dwa lata temu to Madara zajmował się ściganiem Inami. Nim on i Sasuke dorwali ją na lotnisku, minął dokładnie miesiąc. Dziewczyna skutecznie ukrywała się, podrabiała dokumenty, nadal siała spustoszenie, aczkolwiek nikt z szemranego środowiska nie odważył się chociażby o niej wspomnieć. W tamtym okresie Madara sądził, że dziewczyna po prostu jakoś ich zastraszyła, aczkolwiek potem on i jego kuzyn doszli do wniosku, iż ulica zwyczajnie stała za nią murem oraz cholernie respektowała.
Zgniótł peta butem, po czym kiwnął podbródkiem na auto, dając do zrozumienia, by Naruto posłusznie wsiadł. Uchiha jeszcze przez chwilę milczał, siedząc przed kierownicą. Potarł zmęczone skronie, przyjrzał się swojemu odbiciu w lusterku, skutecznie unikał spojrzenia swojego kompana, aż to stało się niemal nie do wytrzymania.
— Kiedy doszło do morderstwa, osobą Inami zainteresował się sam minister — oznajmił, wyciągając kolejną fajkę, ale powstrzymał się, bo ręka Uzumakiego spoczęła na jego łokciu. — Myślałem, że zwyczajnie ciekawiło go, kto mógł dokonać takiego mordu i jeszcze śmiać się w twarz policji. Jednak po pewnym czasie naciskał na jak najszybsze złapanie jej. Dostaliśmy cynk, że Yakiimo chce przekroczyć granicę, wtedy wpadł w szał. Gadał o jakimś spokrewnionym z nią chłopaku, że jeśli kiedykolwiek będą razem, to Japonia jest skończona. Podejrzewam, iż przez Japonię rozumie samego siebie. Czymś zawinił rodzinie Inami, problem polega na niewiedzy Yakii. Ona nie pamięta nic sprzed dwunastego roku życia. Totalna amnezja. A Danzou czuje się bezpieczny — prychnął zbulwersowany. — Najlepszy psychiatra nic z niej nie wyciągnął. Raz nawet potraktowali ją prądem, ale nic to nie dało, więc uznali ją za wariatkę.
Naruto oderwał wzrok od prawego profilu przyjaciela i powoli przeczesał swoją czuprynę, wypuszczając powietrze z ust. Nie do końca wiedział, ile przeszłość kryminalistki mogła mieć wspólnego z ich obecną sytuacją, aczkolwiek coś podpowiadało mu, że raczej nie powinien chcieć się dowiedzieć. Jeszcze nikt nie wydawał mu się równie skomplikowany, co ona. Z pozoru prosta, szalona morderczyni okazywała się być najpierw wybawicielką spod ręki Kakuzu, teraz postrachem na Danzou. Zmarszczył brwi, zaś Uchiha włączył się do ruchu, już chwilę potem znajdując się w centrum gigantycznego korka. Życie w Tokio nigdy nie ustępowało; czy w dzień, czy w nocy, ludzie zawsze mieli sprawy do załatwienia. Co dziwnego, powinno ich tu nie być, ale najwyraźniej ewakuacja trwała etapowo. Poszczególne dzielnice, zaczynając od tych najbardziej wysuniętych na północ były stopniowo pustoszone. Jeśli to Naruto rządziłby stolicą, w jeden wieczór zapewniłby ludziom porządny schron, daleko od celu terrorysty.
Z kieszeni marynarki wygrzebał telefon, po czym wybierając z listy kontaktów numer, przyłożył aparat do ucha. Kilka sygnałów później usłyszał po drugiej stronie charakterystyczne kliknięcie.
— Kaori, zmiana planów, koniecznie muszę jechać do urzędu miasta — powiedział na wdechu, oczekując solidnej reprymendy.
— Jasne — odparła słabym głosem, przy okazji żałośnie pociągając nosem.
— Co? Chwila. Coś się stało, prawda — warknął, wymieniając z Madarą porozumiewawcze spojrzenia.
— Postrzelono Raikage, trzykrotnie. Lekarze wzięli go na blok, walczą o jego życie. Nie wiadomo kto i dlaczego, skoro został odsunięty od sprawy. Ale na Boga, tylko Danzou miał powody — wyłkała łamiącym się głosem.
— Kurwa — wyrzucił z siebie, nie potrafiąc znaleźć jakichkolwiek słów pocieszenia.
Fukao była blisko ze swoim szefem; oboje doskonale odnajdywali się w swoim zawodzie, a komisarz nieustannie na niej polegał. Więź między nimi powstała przez zaufanie i wiarę w możliwości. Uzumaki mógł sobie tylko wyobrażać, jak bardzo źle dziewczyna się czuje; bezradna, z chęcią odegrania się na sprawcy.
— Mam przyjechać? — zapytał ostrożnie.
— Nie. Jest ze mną Itachi i Hoshi, poradzimy sobie. Co z wami?
— Słuchaj, wydaje mi się, że sprawa tego skurwysyna jest… nieco głębsza. Tu chyba nie chodzi tylko o religijny fanatyzm. Jeśli się nie mylę, to tylko przykrywka. Próbuje zrobić z nas kompletnych idiotów.
— Skąd wiesz?
— Nie wiem! — Zniecierpliwił się. — Ale to kapitańskie przeczucie, rozumiesz? Muszę sprawdzić pewne nazwisko, a ty zrób wszystko, żeby Kakashi poszedł z nami na współpracę i wyciągnął Yakiimo z więzienia. U Hidana zjawię się wieczorem. — Rozłączył się.
— Wracamy do gry, co, kapitanie Uzumaki? — zaśmiał się Madara.
— A żebyś wiedział, Uchiha, a żebyś wiedział.
<<>>
Kaori zleciła jej pilnowanie Hidana i Kiby, podejrzewając, że wcale nie stoją po ich stronie, ewentualnie nie do końca obrali dobrą ścieżkę i tylko czyhają, by zadać cios w plecy obrońcom Tokio. Z początku Mayako sumiennie wypełniała swoje obowiązki; stała przy schodach, uważnie obserwując obu mężczyzn, ale kiedy Inuzuka zajął się wycieraniem szklanek, przyjmując kolejnych klientów, a Hidan usiadł przy stole, wypełniając rachunki oraz podliczając zyski z tego miesiąca, postanowiła przestać udawać sumiennego żołnierza. Usiadła przy barze, zaraz potem racząc się kieliszkiem wyjątkowo dobrego drinka, przyrządzonego przez ciągle uśmiechającego się do niej chłopaka. Nie przepadała za alkoholem; piła rzadko, aczkolwiek ten trunek wyjątkowo przypadł jej do gustu.
— Seks na plaży — rzucił Kiba, widząc podążające za jego ruchami spojrzenie.
— Co? — Zakrztusiła się i oblała piekącym rumieńcem.
— Tak się nazywa. — Kiwnął głową w stronę szklanki. — Seks na plaży.
— Oh — wydusiła z siebie, przyglądając się zawartości naczynia. — Jesteś prawdziwym bratem Yakiimo? — Procenty dodały jej nieco śmiałości, lecz ta została szybko odebrana, gdy na swoich plecach poczuła ostrzegawcze spojrzenie Hidana.
Kiba pochylił się nad blatem, niemal stykając ich twarze. Z jakiegoś powodu nie potrafiła odsunąć się chociażby na milimetr. W duchu modliła się, by Kakashi nie wpadł tu znienacka i nie przyłapał jej na beztroskim piciu alkoholu w towarzystwie barmana-cwaniaczka. Ten z pozoru spokojny prokurator tylko czekał na okazję wbicia komuś noża w środek twarzy, a zazdrość odebrałaby mu wszystkie hamulce.
— Nie przejmuj się nim — mruknął w końcu, odsuwając się. — Nie, moja mama adoptowała ją, gdy miała trzynaście lat, ja piętnaście. — Uśmiechnął się dziwnie smutno; wspomnienia z dzieciństwa zawsze napełniały go melancholią.
— Więc Yakii mieszkała w domu dziecka? — zagadnęła, ściszonym tonem.
— Też nie. — Zaśmiał się. — Yakiimo pochodzi znikąd. — Rękami zatoczył koło, próbując ogarnąć całą przestrzeń.
Mayako uniosła brew do góry, nie pojmując jego słów, aczkolwiek nie brnęła dalej. Wyraz twarzy chłopaka podpowiedział jej, iż przeszłość blondynki to temat tabu. Odchrząknęła delikatnie, próbując zmusić go do kontynuowania opowieści o nim i Inami. Kiba usiadł na blacie, potarł kark. Znów się uśmiechnął. Rozbrajająco, niepewnie, cynicznie. Chyba właśnie taka była jego natura. Czasami ludzie widzieli czy przeżyli tyle, że nie stać ich było na kolejne łzy i smutki.
— Nienawidziłem jej — szepnął. — Kiedy mama ją przyprowadziła, była wychudzona, zakrwaiona i brudna. Wyglądała, jak ktoś, kto już nie umie się bać. — Popatrzył na swoje dłonie. — Nie odzywała się, miała półprzymknięte oczy, wiecznie przygryzioną wargę, ręcę zaciśnięte w pięści. Czekała, żeby kogoś zaatakować. Tak wtedy o niej myślałem. Ale najgorsze było to, że nie przygarnęliśmy jej z litości. Ofiarowano za nią sporą sumę, a moja rodzina tonęła w długach. Yakiimo… została kupiona. — Zaciął się, zagryzając wewnętrzną stronę policzków.
Mayako już teraz zorientowała się, jak wielkie poczucie winy targało chłopakiem. Ponadto obawiał się powiedzenia swojej siostrze prawdy; Inami była osobą gwałtowną, nie wiadomo, co zrobiłaby, gdyby dowiedziała się, iż potraktowano ją niczym niewolnicę, tanie źródło zarobku. Okanao odruchowo popatrzyła w swoją szklankę, nie chcąc peszyć chłopaka ciekawskim, nieco współczującym spojrzeniem.
— Moja matka była kurwą. Pracowała w pewnym klubie, w dzień jako kelnerka, w nocy jako dziwka. Od początku o tym wiedziałem, a ona też niespecjalnie to przed nami ukrywała. Mną i moją prawdziwą siostrą, Haną. Kilku jej facetów nawet próbowało mi tatusiować, ale mama zawsze szybko się ich pozbywała. Była w tym prawdziwą mistrzynią. — zakpił. — Któregoś dnia Hana nie wytrzymała. Spakowała swoje rzeczy, przeniosła się do innego miasta, zamieszkała w internacie i całkowicie zerwała kontakt. Zapomniała także o mnie. Mama załamała się; wtedy mieliśmy jeszcze niesamowite kłopoty finansowe. Którejś nocy dostała telefon. Dzień później przyprowadziła Yakiimo. Minął rok nim dostaliśmy zgodę na adopcję, ale przez cały ten czas na nasze konto wpływały pieniądze, długi zostały spłacone w tajemniczy sposób, zaś Yakii stała się… moim największym wrogiem. Nienawidziłem jej, gardziłem nią, popychałem, traktowałem, jak powietrze, jak śmiecia. — Zacisnął pięści. — Byłem przekonany, że nigdy nie zastąpi mi Hany. A ona znosiła każde upokorzenie, każde wyzwisko, każdą uniesioną na nią dłoń.
Urwał gwałtownie. Mayako położyła rękę na jego, wyczuwając delikatne drżenie. Kiba walczył ze sobą, rozdrapując niedawno zagojone rany, przebolałe wydarzenia. Nawet jeśli nie wdawał się w szczegóły, one tkwiły w jego głowie, doprowadzając do szaleństwa. Odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki.
— Wieść o zawodzie mojej matki rozniosła się po szkole. Trzech chłopaków obrało sobie mnie za cel. Codziennie bili mnie oraz poniżali, a moje oceny cholernie szybko szły w dół. Matki ciągle nie było, więc z niczego nie zdawała sobie sprawy. Ale był ktoś inny. — Uśmiechnął się, tym razem nieco radośniej. — Ona widziała, co się dzieje. Kiedy tamci dopadli mnie na dachu, wyskoczyła na nich i zlała, aż do nieprzytomności. Groziło jej wydalenie, ale wstawiłem się za nią. Tak, ta pieprzona przybłęda okazała się bardziej pojebana, niż myślałem… i uratowała mnie, naprawdę uratowała — szepnął z niedowierzaniem. — Pół roku później moja mama zniknęła. Obstawiałem, że zwyczajnie mnie porzuciła, ale tym razem nie byłem sam. Yakiimo chroniła mnie przed całym światem. Zaczęła się odzywać, śmiać, pokazywać mi, jak walczyć, nie tylko pięściami. Nie pamiętała, gdzie się tego nauczyła, po prostu robiła swoje. Nim się zorientowałem, przestałem ją nienawidzić. Wręcz przeciwnie, obiecałem, że nigdy z niej nie zrezygnuje, nawet jeśli do końca życia miałbym oglądać jej plecy. Dlatego wam pomagam. I Hidan także, chociaż on ma bardziej skomplikowane powody. — Z zażenowaniem pokręcił głową.
Okanao upiła łyk alkoholu, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Wszystko, co powiedział Kiba, wcale nie pomogło. Yakiimo pochodzi znikąd. Tylko gdzie jest to nikąd? Dlaczego ona nic nie pamięta? Czemu nikt nie próbował jej sprawdzić? Przygryzła opuszkę kciuka, by chwilę potem totalnie znieruchomieć. Podczas gdy ona dumała, Inuzuka zaszedł ją od tyłu i położył dłonie na jej nieokrytych ramionach. Przeszły ją dreszcze, których nie powodował sam Kakashi. Wstrzymała oddech, prostując się, niczym struna.
— Koniec mojej zmiany. Zapraszam cię do siebie na piwo. Mieszkam na piętrze. — Odsunął się, czym spowodował irytację u dziewczyny. — Bar to nie najlepsze miejsce na tego typu rozmowy. Ściany i Hidan mają uszy.
Kiwnęła podbródkiem, posłusznie idąc za nim po schodach. Usilnie wpatrywała się w czubki swoich wojskowych desantów, przypominając sobie, jak przez pierwszy miesiąc szkolenia te cholery poraniły jej stopy, tak, że miała problem z bieganiem. Przełożony rekrutów nieźle dał jej popalić. Czasami nocą płakała w poduszkę albo wychodziła z Naruto na przemycone przez niego fajki.
Pokój był dużym, prostokątnym pomieszczeniem z biurkiem, gigantycznym łóżkiem, szafą, sofą i komodą, na której postawiono plazmę. Ściany w beżowym kolorze nadawały temu miejscu pewnego ciepła; emanował nim także Inuzuka. Mayako z grzeczności zdjęła buty i pod palcami poczuła puszysty, brązowy dywan. Rozejrzała się uważnie; na obrotowym krześle spoczywała góra ubrań, na środku pokoju Kiba zostawił podłączony do ładowarki laptop, tak, że kabel przecinał pomieszczenie na pół. W kącie leżało posłanie dla psa oraz dwie miski, aczkolwiek Maya nie zauważyła żadnego zwierzęcia. Na biurku poustawiał kilka zdjęć; z Hidanem, Yakiimo, podobną do siebie matką i zapewne Haną. Dziwne, że mimo wszystko zupełnie jej nie skreślił. Kiba musiał być wrażliwym, sentymentalnym człowiekiem.
— Łazienka jest po prawo — wskazał na ciemnobrązowe drzwi. — Rozgość się.
Podszedł do małej lodówki, otworzył ją i wcisnął jej w dłoń zimną butelkę z piwem.
— Naprawdę nie wiem, czy powinnam — bąknęła.
— Nie wydam cię. — Usiedli na kanapie, stykając się biodrami.
Maya miała wrażenie, że atmosfera wokół nich stała się przyjemnie napięta; zrobiło się gorąco, a rzeczywistość wokół jakby przestawała istnieć. Kiba położył ramię na oparciu mebla, zaś ona w odpowiedzi oparła się o nie plecami, karkiem dotykając jego rozgrzanej skóry. Odchrząknęła, lekko speszona, ale żadne nie ośmieliło się poruszyć, co dopiero odsunąć. Kiba przed chwilą zupełnie się przed nią otworzył, ona z jakiegoś powodu chciała, być tym, komu on będzie się zwierzał. Ze swoich tajemnic, największych sekretów, przeszłości. Znała go zaledwie dwa dni, wcześniej zamienili kilka beznadziejnych zdań. Teraz, za sprawą jednego rozkazu i drinka, ich relacja z minuty na minutę stawała się głębsza. Głośno przełknęła ślinę, po czym upiła łyk piwa. Alkohol po raz kolejny dodał jej odwagi.
— Co byś zrobił, gdyby Yakiimo stała się krzywda?
— Yakiimo i krzywda? — Parsknął. — Ona podniesie się nawet, jak przejedzie ją walec.
— W takim razie… — Przecież widziała, jak patrzył na nią tam, przy barze. — Co zrobiłbyś, gdyby to mnie działa się krzywda?
Odwrócił ku niej twarz, patrząc z niedowierzaniem. Ona także przestraszyła się swoich słów; ganiąc się w myślach, próbowała zachować resztki dystansu, ale Kiba jej nie pozwolił. Kciukiem przejechał po jej zarumienionymi policzku, wprawiając w stan całkowitego bezruchu.
Była lekkomyślna…
Założył jej kosmyk włosów za ucho, wciąż milcząc. Jednak uśmiechał się delikatnie, spuszczając wzrok na jej wargi.
Była okropna wobec Kakashiego…
Drugą dłonią złapał za jej brodę, zamykając ją między kciukiem a palcem wskazującym.
Wobec uczuć samego Inuzuki… Ale…
Ich wargi niebezpiecznie zbliżyły się, gdy Kiba gwałtownie oparł swoje czoło o jej. Tabun dreszczy przesunął się przez dotąd sparaliżowane ciało kobiety. Nagle odzyskała czucie. Każdy jego dotyk niemal parzył, ona sama, pod wpływem tej nieplanowanej bliskości, drżała.
Ale…
Zmiażdżył jej wargi swoimi, doprowadzając na skraj czystego szaleństwa. Wszystko czuła podwójnie; zapach Kiby, jego smak miętowej gumy, czegoś słodkiego i piwa. Pogłębiła pocałunek, jego ręce przesunęły się w dół jej pleców, aż do bioder. Nosem przesunął po jej szyi, przygryzając koniec ucha.
Ale chrzanić to...
<<>>
— Więc masz na imię Yakiimo, tak? — zapytała dziewczyna, może tylko kilka lat od niej starsza, o ciemnych włosach i bladych, trupich oczach, które Inami doskonale znała.
Na sam widok psychiatry dostała odruchu wymiotnego, ale strażnik mocno przytrzymał jej ramiona, uniemożliwiając jakiekolwiek szarpaniny czy protesty. W dodatku, kiedy zaczęła zbyt ostentacyjnie marudzić, dano jej środek uspokajający i wciśnięto w kaftan bezpieczeństwa. Wbrew nazwie, wcale nie czuła się bezpieczna. Kobieta przewróciła kilka kartek z pokaźnego arkusza, odnajdując jej dane osobowe oraz życiorys. Yakiimo, nieco po czasie, przewróciła oczami. Chociaż bardzo starała się skoncentrować, oddech miała irytująco spokojny, wzrok zamglony, a mroczki przed oczami sprawiały, że chciało jej się spać. Przygarbiła się, wlepiając spojrzenie w biały blat małego stolika i nasłuchiwała przytłumionych odgłosów z zewnątrz.
— Wiesz czemu tu jesteś, prawda? — szepnęła po raz kolejny, uśmiechając się sztucznie.
Inami była pewna, że gdyby nie kaftan, rzuciłaby się na tę kobietę i pokazała, że zwykła amatorka z bogatej rodziny niewiele może pomóc. Aczkolwiek ostatnio zmieniła swoje postępowanie; wolała posłusznie siedzieć i zdobywać cenne informacje, podświadomie licząc, iż jej znajomi z oddziału wciąż o niej pamiętają. Posłusznie pokiwała głową, rytmicznie kiwając się na krzesełku.
— W takim razie opowiedz mi coś o sobie. — Odchyliła się do tyłu, badawczo taksując blondynkę wzrokiem.
— Jestem do bólu bogatą córeczką tatusia. Mam głupiego, wylansowanego na sławie wujka, kuzyna, który co dzień, jak piesek krąży wokół ministra. Wcześniej pracował w więzieniu, lubił znęcać się nad skazańcami. Tak naprawdę nie mam w sobie nic z psychiatry, po prostu przyszłam tu z rozkazu Shimury… A nie, czekaj. To o tobie. — Yakiimo uśmiechnęła się złośliwie, wyzywająco zerkając w oczy skonsternowanej dziewczyny.
Hinata nieznacznie poruszyła ustami, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nie wszystko, co powiedziała jej pacjentka było prawdą; dziewczyna wiedziała, że Yakiimo robi to tylko po to, by ją sprowokować, ale mimo to, nerwowo zaciskała palce na końcówce fartucha. Przygryzła dolną wargę, rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym hardo popatrzyła na twarz Yakiimo. Kąciki ust rozciągnięte miała w cynicznym uśmiechu, oczy półprzymknięte, rozczochrane włosy opadały jej na czoło i policzki.
— Zamieniam się w słuch — powiedziała cicho.
— To ja powinnam zadawać pytania — odburknęła Hinata, czując coraz większą presję.
— Więc dlaczego tego nie robisz? — prychnęła Yakiimo. — Dlaczego w ogóle tu jesteś?
— Bo jestem psychiatrą! — krzyknęła, uderzając dłońmi o stół, a zaraz potem zamarła, natrafiając na zwycięski uśmiech Inami.
Tak zwyczajnie dała się sprowokować. Złamała zasadę, którą wpajano jej przez pięć lat studiów, na każdych zajęciach czy praktykach. Opadła na krzesło, przetarła zmęczone skronie i odchrząknęła, skupiając się na treści kilku kartek.
— Trzy lata temu zamordowałaś piętnaście osób w jedną noc. Co wtedy czułaś?
Yakiimo zaśmiała się krótko i histerycznie, zastanawiając się, ile jeszcze identycznych pytań usłyszy w swoim życiu. Na każdej takiej sesji, nieważne czy z Hinatą, czy z innym lekarzem, oni zawsze chcieli wiedzieć jedno.
— Niewiele — mruknęła. — Nieco ponad radość, ale mniej niż euforię. Kiedy dasz mi te czarne bohomazy i zapytasz, co na nich widzę? — zapytała złośliwie.
— Jesteś zadowolona z wyroku? — Hinata zignorowała ją, stukając ołówkiem o swój policzek. Yakiimo najchętniej odwróciłaby ów przedmiot i patrzyła, jak ostra końcówka ląduje w oku Hyuugi.
— Jasne — warknęła sarkastycznie. — Kto by się przejmował dożywociem.
— Dlaczego oszukujesz samą siebie?
Yakiimo zamarła, z niedowierzaniem wpatrując się w szeroko otwarte, lawendowe oczy kobiety. Ta wyciągnęła rękę i złapała za kosmyk włosów blondynki, uśmiechając się życzliwie, po czym pociągnęła go mocno, aż kryminalistka syknęła.
— Więzienie, morderstwa, ucieczki, pozorna ochrona bliskich, a rzeczywiste pilnowanie własnych interesów. Musi być ci ciężko. Jestem tu po to, żebyś mogła się otworzyć — wstała ostrożnie, obeszła stolik i znalazła się przy ramieniu Inami.
Jednym ruchem odwróciła jej krzesło, wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że niewinny wygląd Hinaty był wyłącznie przykrywką. Bądź co bądź, pochodziła z najsilniejszej tokijskiej rodziny, musiała być jakoś szkolona, żeby godnie reprezentować swój ród. Brunetka przyklęknęła przy Inami, opierając łokcie o jej kolana, następnie pogładziła blondynkę po policzku.
— Wielu jest takich, jak ty. Mogę ci pomóc, Yakiimo. Nigdy pewnie nie miałaś przyjaciółki.
Inami kilkukrotnie zamrugała oczami, po czym czołem przyległa do ramienia swojej rozmówczyni. Cała drżała na ciele i ciężko oddychała, podczas gdy Hinata głaskała ją po splątanych włosach, szepcząc jakieś słowa otuchy. Dopiero kiedy przy swoim uchu usłyszała cichutki chichot, zamarła, z dłonią zawieszoną nad głową Yakiimo.
— Powiedz Hinata, jeśli ty pomożesz mnie, to kto pomoże tobie?
Kaftan spadł na kolana niczego nieświadomej lekarki, a ramiona Yakiimo zacisnęła się na jej szyi, ograniczając dopływ powietrza. Blondynka wstała gwałtownie, ściągnęła dłonie Hyuugi za jej plecy, zaś do krtani przyłożyła niewielki, aczkolwiek ostry nóż.
— Kucharz to idiota, niczego się nie domyśla. — Zachichotała. — A teraz pomóż mi i wyprowadź mnie stąd.
Popchnęła dziewczynę ku żelaznym, ciężkim drzwiom. Otworzyła je z rozmachem, wyskakując na zewnątrz i sprawiając, że dwójka zupełnie nieprzygotowanych strażników zdębiała, z przerażeniem patrząc w poważną twarz Yakiimo. Dziewczyna nie mogła cofnąć się przed niczym; z jakiegoś powodu nie potrafiła także pogodzić się z faktem przegranej. Jej wolność była zaraz po drugiej stronie strachu przed terrorystą. Musiała wreszcie po nią sięgnąć. Szarpnęła Hinatę za nadgarstki, lekko odchylając ją do tyłu, przez co bardziej ograniczyła jej ruchy.
— Jeśli któryś z was choćby pomyśli o strzelaniu do mnie, poderżnę jej gardło — sarknęła. — Które to piętro?
— Piąte. — Głos strażnika był przytłumiony.
Yakiimo tylko kiwnęła głową, kierując się ku windzie, na końcu wąskiego, szarego korytarza. Chętnie uciekłaby przez okna, lecz zwykły nożyk kuchenny w porównaniu z metalowymi kratami był niczym. Tu nie było cel; same gabinety, magazyn i przeklęty pokój, gdzie rozmawiano z psychologami, a w cięższych przypadkach z psychiatrami. Przyspieszyła kroku, niemal słysząc, jak dwaj strażnicy zbiegają po schodach i powiadamiają innych o próbie ucieczki. Kiedy wyjdzie z windy, będzie czekał na nią cały oddział klawiszy uzbrojonych w pałki, pistolety i gaz pieprzowy. Zaklęła pod nosem, zdając sobie sprawę, że jej plan miał zbyt wiele luk, by mógł jakoś wypalić. Hinata szarpnęła się gwałtownie, ale przestała, gdy rozzłoszczona Inami wbiła jej paznokcie w skórę.
Obie pospiesznie weszły do windy. Yakiimo zamknęła ją, puściła swoją zakładniczkę i przez chwilę wpatrywała się w panel pokryty małymi guziczkami, rozważając kolejne opcje. Piętra mogą być odpowiednio obstawione, szczególnie parter, gdzie było najwięcej wyjść. Szybko wcisnęła przycisk oznakowany numerem minus jeden i poczuła, jak winda powoli rusza na dół. Kucnęła przy bocznej ścianie, natomiast Hinacie kazała stać przed samymi drzwiami, tak żeby strażnicy opuścili broń, kiedy zobaczą znajomą pracownicę placówki. Hyuuga zakrywała usta dłonią, tłumiąc szloch, zaś Yakiimo obracała w palcach swoją tymczasową broń, starając się unormować oddech. W końcu także była człowiekiem i cholernie się bała. Od wyroku śmierci dzieliły ją cienkie milimetry, które właśnie teraz porządnie ryzykowała.
Na zewnątrz usłyszała szum. Poderwała się na nogi, ale winda znajdowała się dopiero przed drugim piętrem, co mocno zmyliło blondynkę. Metalowa puszka zadrżała, niemal zwalając obie kobiety z nóg, ale te przytrzymały się ścian, zachowując równowagę. Hinata pisnęła, oddalając się od drzwi i zsuwając plecami po ścianie, znalazła się na podłodze. Coś wstrząsnęło całym budynkiem, gdzieś w oddali Yakiimo dosłyszała krzyk, rumor wybijanych szyb i przewracanych stołów.
— Bunt? — szepnęła sama do siebie, marszcząc brwi.
Nie brzmiało jej to, jak potyczka strażników z więźniami. Szczególnie, że w czasie takich akcji nikt nie zatrzymywał windy. Nóż schowała do tylnej kieszeni pomarańczowych spodni, po czym wsunęła palce w szparę między drzwiami i mocno pociągnęła z jednej strony.
— Rusz się, do cholery! — krzyknęła, gdy nic, prócz niej samej, nie ruszyło się nawet o milimetr. Cofnęła się i z całej siły kopnęła w wejście, po czym zrezygnowana usiadła obok przestraszonej Hyuugi, chowając twarz między kolanami. — To chyba jakaś kara. — Zaśmiała się delikatnie.
— Czujesz to? — Hinata pociągnęła nosem, wstając powoli.
— Co? — Yakiimo posłała jej zaciekawione spojrzenie.
— Jakby… dym — szepnęła, zbliżając się do drzwi.
— Bredzisz.
— Więc jak wyjaśnisz to? — Odsunęła się na bok, odsłaniając widok na wlewający się do środka ciemny obłok.
— Kurwa! — wrzasnęła blondynka. — Pomóż mi! — Zaczęła ponownie szarpać drzwi, ale nawet we dwie nie potrafiły nic zdziałać. — Cholera, jeszcze chwila, a się tu podusimy. — Odkaszlnęła, gdy drażniący dym wdarł się do jej gardła.
Urwała pokaźny przeg bluzki, widząc, jak Hinata zawiązuje sobie na nosie i ustach różową apaszkę. Dokładnie obwiązała twarz i rozejrzała się dookoła, szukając czegokolwiek, co pomogłoby im się wydostać z tej pułapki. Na którymś z pięter musiało dojść do pożaru.
— Może było jakieś zwarcie. Zaraz przyjedzie straż i nas stąd wyciągną — pocieszała się Hyuuga.
— Nie, wyjdę stąd sama — warknęła Yakiimo.
Puszka poruszyła się gwałtownie, przez co obie zapobiegawczo przysunęły się do siebie, by chwilę potem, spadały bezwiednie przy akompaniamencie trących o siebie lin windy i ich własnych wrzasków. Yakiimo odruchowo zamknęła oczy i rozluźniła wszystkie mięśnie. Przed oczami zaczęły migać jej pojedyncze twarze oraz obrazy. Potem coś szarpnęło, a winda z ogromną siłą uderzyła o podłogę, niemal się rozpadając. Jedna ze ścian odpadła, przygniatając nogi nieprzytomnej Hyuudze. Inami leżała płasko na ziemi, policzkiem przywierając do zimnego betonu. Nie potrafiła otworzyć oczu, jej wargi poruszały się bezwiednie, pod sztywnymi palcami poczuła coś mokrego i szorstkiego. Całe jej ciało pokryte było białym pyłkiem oraz sączącą się z kilku ran posoką. Jęknęła pod nosem, powoli przestając zmuszać się do bycia przytomną. Uderzenie nastąpiło tak szybko, że nie zdążyła przemyśleć, co dokładnie powinna zrobić zaraz po katastrofie. Przesunęła swoje ramię do przodu, oparła dłoń o podłogę i ostrożnie przeniosła na nią ciężar ciała, przekręcając się na plecy. Opadła na nie z głuchym łoskotem. Pulsowanie w skroni oraz żebrach mogło świadczyć o wstrząśnieniu mózgu i złamaniach. Odkaszlnęła. Z jej gardła wyleciało kilka ciemnych kropel krwi, po czym spłynęły po brodzie, szyi, aż za koszulkę. Wtedy zupełnie odpłynęła.
— Wiedźma!
Dzieci skakały wokół małej, chudej dziewczynki, rzucały ją kamieniami lub piaskiem. Czasami któreś z nich odważyło się podejść i popychało ją tak, że upadała na ziemię, brudząc szarą sukienkę, raniąc kolana. Nie mówiła nic. Z uporem wpatrywała się czubki swoich butów, przyjmując na siebie wszystko, co mieli jej do zaoferowania; liczyła, iż w końcu się znudzą.
— Powinnaś zdechnąć! — krzyknął jeden z chłopców, ubrany w przeciwdeszczową kurtkę i naciągniętą na czoło czapkę w paski.
Wszyscy, poza nią, mieli ciepłe ubranie; szaliki, płaszcze. Ona trzęsła się z zimna, może ze strachu przed oprawcami, ale nigdy nic nie powiedziała, nawet nie pisnęła słowem o tym, jak zazdrości innym, marzy, żeby wreszcie ją zaakceptowali. Nie czuła się inna. Była tylko trochę biedniejsza, bardziej wycofana, ale z pewnością nie zajmowała się jakimiś czarami i nie chciała umierać. Słabo pociągnęła nosem, zaciskając rączki w pięści. Jej krótkie blond włosy zafalowały na jesiennym wietrze.
— Patrzcie, wiedźma ryczy!
— Dobrze jej tak. Zapłaci za to, co zrobiła Renowi.
— Może na nas też rzucisz jakąś klątwę? — Wyższa od niej dziewczyna złapała ją za kołnierzyk, mocno potrząsnęła i popchnęła.
Yakiimo z jękiem upadła na tyłek, zasłaniając się swoim szmacianym, starym plecakiem. Coraz bliżej było jej do płaczu i błagania ich, żeby sobie poszli. Najlepiej było jej we własnym towarzystwie.
— Może ja powinienem rzucić na was jakąś klątwę?
Rudy chłopiec o poważnej twarzy z jadem w głosie akcentował każde słowo, ostrym spojrzeniem mierząc przeciwników swojej siostry. Yahiko dobrze wiedział, że coś jest nie tak. Yakiimo nigdy nie spóźniała się do domu, a jako, że byli bliźniakami, czasami odczuwał ból, który zadawano jej. Podszedł do zawstydzonej siostry, złapał ją za ramię i jednym pociągnięciem sprowadził do pionu. Reszta milczała, przestraszona aurą, jaką roztaczał Yahiko. Wyglądał, jakby pochodził co najmniej z innego świata.
— To jeszcze nie koniec! — Usłyszał, gdy otaczając siostrę ramieniem, odchodził powolnym krokiem w stronę ich domu.
— Doprawdy?
Yahiko uśmiechnął się cwaniacko, po czym gwałtownie machnął ręką, przecinając powietrze. Ciało dziewczyny, która ośmieliła się szarpać jego siostrę, oderwało się od ziemi, przeleciało kilka metrów i z impetem uderzyło o słup wysokiego napięcia. Dziewczyna krzyknęła, wypluła trochę krwi, po czym straciła przytomność. Yahiko zaśmiał się pod nosem, posyłając innym wyzywające spojrzenie.
— Dopóki jesteśmy razem, nic nam nie grozi. — Przysunął do siebie siostrę.
— Yakiimo posłuchaj.
Ręce mu drżały, kiedy głaskał zapłakaną twarz dziewczyny. Jego sama była posiniaczona, pokryta brudem, potem i zakrzepłą krwią, mimo to nie dawał po sobie niczego poznać. Tylko te jego ręce trzęsły się niemiłosiernie. I wargi, ciągle je oblizywał, aż spierzchły. Klęczeli w kuchni; ona szlochała, on próbował ją uspokoić. Walenie do drzwi za jego plecami doprowadzało Yakiimo do histerii. Nie mieli zbyt wiele czasu.
— Musisz uciekać. Wyskoczysz przez balkon, rozumiesz? Ja ich zatrzymam. Potem do ciebie dołączę.
— Kłamiesz! — krzyknęła, a on szybko zakrył jej buzię dłonią, nerwowo zerkając w stronę korytarza. Rumor i wrzaski na klatce schodowej stawały się coraz głośniejsze.
— Musisz iść.
— Nie muszę. Razem potrafimy więcej, pamiętasz? — Złapała go za rękę, pocierając jego skórę kciukiem.
— Właśnie dlatego próbują nas rozdzielić, i przez jakiś czas może im się to udać. — Złapał jej drobną twarz w dłonie. — Ale, ponieważ cię kocham, to potrwa tylko chwilę, jedno mrugnięcie okiem. Nawet nie zorientujesz się, kiedy mnie nie będzie, obiecuję ci to, Yakiimo. — Odepchnął ją od siebie gwałtownie, sprawiając, że zaczęła szybko kierować się w głąb mieszkania.
Dopóki nie zniknęła za firanką, wpatrywał się w jej plecy. Potem popatrzył na swoje dłonie, uśmiechnął się smutno i zobaczył, jak drzwi wejściowe dosłownie rozerwano. Yakiimo była na tyle blisko, że wyczuwał ją oraz drzemiącą w niej siłę, ale z każdą sekundą ta druga słabła, zamieniając go w zwykłego jedenastolatka. Do kuchni wkroczyło czterech zamaskowanych facetów, mierzących do niego z karabinów. Chłopak rozłożył ramiona, dłonie trzymając zaciśnięte w pięści.
— Swój ostatni spektakl nazwę końcem waszego świata.
Rozluźnił palce. Nim pierwsze kule dotknęły jego tułowia i klatki piersiowej, pokój za nim zmienił się w zbiorowisko odłamków drewna, mebli, ścian, wyglądając, jakby próbował wszystkich pożreć. Podłoga zaczęła zarywać się, jej fragmenty uniosły się, wirując wokół Yahiko, dopadając uzbrojonych mężczyzn, przygniatając ich, śmiertelnie raniąc. W tym cyklonie tkwił właśnie on. Uśmiechał się, dopóki starczyło mu sił. Kiedy półprzytomny opuścił ramiona podłoga, sufit, meble, drewno — wszystko spadło.
— Yakiimo, musisz zaopiekować się Kibą — szepnęła Tsume, gładząc ją po policzku. — To dobry chłopiec, ale ciągle wpada w jakieś kłopoty. Nie chcę, żeby przez jego nierozwagę zmarnował sobie życie, tak jak ja to zrobiłam. Bardzo go kocham, dlatego proszę, zapewnij mu godziwe życie.
— Zostań — nalegała Yakiimo, łapiąc ją za torbę.
— Nie mogę, podjęłam już decyzję. Znów narobiłam niezłego bydła — zaśmiała się przez łzy. — Wierzę, że z tobą na pewno sobie poradzi. Bo widzisz Yakiimo, jesteś bardziej wyjątkowa, niż myślisz, ale na to przyjdzie pora.
— Nie chcę, żebyś nas zostawiała. Przecież mnie adoptowałaś! — Inami szamotała torbę kobiety, ciągnąc ją ku salonowi.
— Yakiimo! — Tsume mocno złapała ją za ramiona. — Chociaż ty się mnie słuchaj. Stwórz Kibie bezpieczny dom, błagam. Nie chcę nigdy pomyśleć, że mogłoby wam się coś stać, że któreś z was mogłoby płakać.
— Kiba i tak będzie.
— Wiem — warknęła w odpowiedzi. — Wiem. Nie zawiedź mnie Yakiimo. Stój zawsze przed nim. — Przelotnie pocałowała jej czoło. — Chroń mojego małego chłopca.
— Kiba — wyszeptała markotnie.
— Już do niego jedziemy. — Czyjaś dłoń pogładziła ją po włosach, przytrzymując całe jej ciało.
Znajdowała się na czymś miękkim, ułożona w pozycji pół leżącej z plecami opartymi o muskularne ramię. Zapach męskich perfum był jej niezwykle znajomy, aczkolwiek dopiero po chwili zamrugała kilkakrotnie, odzyskując ostrość. Bolały ją łopatki, płuca i żebra, a w głowie niemiło pulsowało. Złapała się za skroń, jęcząc pod nosem. Rozejrzała się dookoła; była w przestronnym samochodzie. Dwaj faceci siedzieli z przodu, za kierownicą rozpoznała Madarę, obok niego Hatake smętnie wpatrywał się w szybę, obserwując świat na zewnątrz, natomiast kapitan troskliwie obejmował zdezorientowaną blondynkę.
— Czemu tu jestem? — wydusiła z siebie.
— Bo nabroiłaś — burknął Kakashi.
— Winda… ona spadła. Tam była jeszcze ta dziewczyna, psychiatra.
— Hinata. Zabrało ją pogotowie. O dziwo jej stan jest stabilny. — Naruto udzielił kilku wiadomości, aczkolwiek nawet tak mała dawka informacji wywołała nieprzyjemną falę bólu w czaszce.
— To chyba dobrze — mruknęła pod nosem.
Cała pokryta była brudem, potem i własną krwią. Miała mnóstwo zaschniętych zadrapań i zakwitających właśnie ciemnofioletowych siniaków. Czuła się, jakby coś kilkukrotnie po niej przejechało, ale jakimś głupim cudem, wciąż żyła.
— Terrorysta zaatakował więzienie. Na wasze szczęście byłyście w windzie, która zjechała do podziemia. Kiedy wybuchła bomba, dwa piętra zawaliły się. Przeżyło tylko kilka osób, a ty, za sprawą pana prokuratora... — Uzumaki kiwnął podbródkiem w stronę Kakashiego. — ...jesteś tymczasowo wolna.
— Znów wkraczamy do akcji! — zawył Madara, mocniej naciskając na pedał gazu.
— I mamy tego skurwysyna — dokończył szarowłosy.
— Jak to? — Z jakiegoś powodu nieco się przestraszyła.
— Kamera złapała część jego twarzy. Ma rude włosy, kolczyki w uszach, bladą cerę.
Szeroko otworzyła oczy, przypatrując się lewemu profilowi Hatake. Chłopiec, którego widziała we śnie też miał rude włosy. A kiedy próbował ją chronić, działy się dziwne rzeczy. Jedno machnięcie ręką krzywdziło ludzi, burzyło domy, zabijało wyszkolonych agentów. Yahiko twierdził, że ona też coś potrafiła; kiedy byli razem, nikt nie mógł im dorównać.
Jej wyimaginowany brat bliźniak żył w czasach sprzed amnezji, więc jaką miała pewność, że nigdy nie istniał?
<<>>
Kaori przypatrywała się postaci Raikage. Jeszcze nigdy dotąd nie wydawał jej się tak okropnie słaby. Leżał w odizolowanej sali, na białym łóżku, otoczony pikającymi urządzeniami i masą przezroczystych rurek. Fukao była na tyle załamana, że nie odważyła się odtrącić ręki Itachiego, która objęła ją w talii i zmusiła, by dziewczyna wtuliła twarz w jego pierś. Powoli głaskał ją po włosach, pozwalając, by nieco się wypłakała. Odkąd tu przyjechali, Kaori starała się udawać silną i nawet zaczęła rozkazywać Itachiemu oraz niezadowolonej z tego Hoshi, aczkolwiek zważywszy na sytuację, żadne zbytnio się nie skarżyło.
— Obrzydliwe — mruknęła Hoshi.
Kaori odwróciła się speszona jej słowami, ale kiedy uświadomiła sobie, że Akairo mówiła do papierowego kubka wypełnionego kawą, ponownie przysunęła się do czarnowłosego żołnierza, zaznając odrobiny wytchnienia.
— I jak? — zapytała ciemnowłosa, pojawiając się przy drugim ramieniu liderki.
— Zapadnięte płuco, uszkodzona wątroba i jelito, krwiak. To cud, że go odratowali — szepnęła, napinając się.
— Kiedy na jednej z misji zmasakrowali kapitana, nie mogłem uwierzyć, że to mu się przydarzyło — zaczął Itachi. — Najwyraźniej świat dopada tylko tych najlepszych.
— Nie świat, a fanatyk. — Rozjuszona odtrąciła jego rękę, skrzyżowała ramiona na piersi i przeszła kilka kroków. — Zostańcie z nim chwilę — poleciła, podczas gdy pozostała dwójka wymieniała z sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Kaori szybkim krokiem przemierzyła kilka korytarzy i znalazła się przy niemal opustoszałej recepcji. Światło lamp fluorescencyjnych drażniło jej oczy, podnosząc poziom ciśnienia szybciej, niż za dużo gadający Uchiha. Jęknęła niezadowolona, po czym zdała sobie sprawę, że ktoś jej się przygląda. Piękna kobieta o długich, brązowych włosach i zielonych oczach siedziała za biurkiem, nadgarstkiem podpierając blady policzek. Miała może trzydzieści lat.
— Kłopoty z facetami? — zagadnęła, niesamowicie pesząc blondynkę.
— Nie — skłamała Fukao. — Raczej z przestępczością.
— Oh, jesteś z policji. To wiele wyjaśnia. — Uśmiechnęła się szeroko, sięgnęła po stojącą obok filiżankę i upiła łyk, nie spuszczając wzroku z Kaori. — Ludzkie więzi to skomplikowana sprawa, prawda?
— Chyba tak. — Kaori zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc do czego sprowadza się ta rozmowa.
— Miałam kiedyś przyjaciółkę. Chłopak tłukł ją każdego dnia, a ona każdego dnia wstawała rano, robiła mu kawę, piekła babeczki i zachowywała się, jak gdyby nigdy nic. Pech chciał, że któregoś dnia trafił go szlag. Mieszkałam też obok chłopaka, który dla siostry zniszczyłby cały świat.
— To akurat chore — rzuciła dziewczyna.
— Otóż to są właśnie więzi. — Zaśmiała się perliście pielęgniarka. — Niesamowite, ile możemy osiągnąć mając na ustach imię drugiego człowieka. — Wstała powoli, zdjęła z siebie fartuch, niedbale kładąc go na oparciu.
Kaori cofnęła się o krok do tyłu. Ubrana w czarny, obcisły strój kobieta, przestała pasować jej do wizerunku trochę pokręconej recepcjonistki. Za grubym, skórzanym pasem miała dwa pistolety. Jej buty na obcasie stukały, wywołując echo. Nie podeszła do Fukao; ustawiła się do blondynki bokiem, na przeciwko siebie mając wyjście.
— To ostatnie ostrzeżenie, Kaori Fukao.
— Nie próbuj mi grozić — warknęła w odpowiedzi.
— Nie ja. Człowiek, który swoją ostatnią sztukę nazwie końcem waszego świata — szepnęła, po czym mierząc w Kaori pistoletem, zaczęła szybko wycofywać się w głąb wyjścia. — To, co zobaczycie, nie będzie prawdą.
— Kaori! — Itachi wybiegł zza zakrętu. — Kto to?
— Jedna z nich — szepnęła, oszołomiona wcześniejszymi słowami kobiety.
— Powinniśmy ją zatrzymać — sarknął pod nosem, lecz Kaori powstrzymała go ruchem ręki.
— Kamery wszystko zarejestrowały. Poza tym czeka nas przedstawienie, i to chyba całkiem niezłe. — Uśmiechnęła się krzywo. — Zabierz Hoshi, wracamy do Hidana. Możliwe, że kapitan znalazł coś równie ciekawego.
— Kao. — Złapał ją za dłoń, wywołując przyjemne mrowienie.
— Hm? — Popatrzyła prosto w ciemne, jak noc tęczówki.
— Dobrze, że tu jesteś.
Yakiimo: Cześć wam, moi drodzy! Właśnie siedzę, piję mleko i śmieszkuję sobie z komentarzy Mayako. Swoją drogą, zaczynam się cieszyć, że ma wszystkie żebra i nie jest chłopakiem. <3 W każdym razie tak bardzo czuję wakacje, że pisanie czwórki mocno się przedłużyło, w dodatku wczoraj miałam zrobić wywiad z Linki, ale oczywiście nie wypełniłam swoich obowiązków. xD Ogólnie mam okropne wrażenie, że wszystko, co tutaj piszę, dzieje się zdecydowanie za szybko (normalnie, jak w drugim sezonie Shingeki no Kyojin), jednakże muszę zamknąć całą akcję w pigułce siedmiu rozdziałów, także zrozumcie mnie. Myślę, że kolejny post pojawi się szybciej, bo będę pracowała tylko w weekendy, a pozostałe dni poświęcę na pisanie, xD Przynajmniej taki mam plan, ale znając moją organizację, znowu się spóźnię. xDDD Dla mniej spostrzegawczych — dodałam nową zakładkę o nazwie planowane. Być może któregoś dnia zrealizuję wszystkie moje pomysły na blogi. Pewnie co jakiś czas będę coś tam wrzucać. xD Mam bogatą wyobraźnię. :D Także tego, do usłyszenia, i życzę wam udanych wakacji. :* A, i jeszcze jedno, dodałam wam świetny soundtrack, ale nie wiem czy nie działa, czy to blogger po prostu chce mi dać porządnego kopa w pupcię.
MAYAKO - KWIAT FILOLOGII POLSKIEJ
OdpowiedzUsuńWieczorem strzelę Ci komentarzyk, bo mam dużo do powiedzenia. xD
ten kwiat to chyba zdechł XDDD
UsuńNO BEZ KITU XD
UsuńPo przeczytaniu aż łezka się w oku zakręciła.
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawi mnie rudowłosy chłopak. :3
Aż nie mogę doczekać się dalszej części.
PS: Muzyka w tle na ogromny plus. Dawno nie słyszałam czegoś tak dobrego. <3 <3 <3
Ja też strasznie się jaram, a jednocześnie smutno mi, kiedy pomyślę, że to już koniec :( W każdym razie ten soundtrack usłyszałam na jednym ze zwiastunów w kinie i jakoś tak wywołał u mnie niesamowite ciarki, wtedy pomyślałam, że idealnie tu pasuje, heh.
UsuńDobra, jestem. Mam dość pisania o powstaniu warszawskim. xD
OdpowiedzUsuńOgólnie na pewno zdajesz sobie sprawę, że ten rozdział pozostanie moim ulubionym już do samego końca. xD Ale od początku.
Nie wiem dlaczego, ale Kimimaro bardzo mnie zainteresował. Zastanawiam się, dlaczego pomógł Yakiimo; czy miał w tym jakiś swój cel, czy może dług wdzięczności, czy też zwyczajnie dobre serce i sumienie. W każdym razie, w żadnym opowiadaniu go nie lubiłam, jednak u Ciebie zyskał moją sympatię. :D
Relacja Kiby i Yakii w ogóle jest tak maksymalnie popierdolona, że aż się za głowę łapałam. Ale jedno, co mogę powiedzieć, to to, że ja bym się już zakręciła w akcji, gdybym musiała to opisać. Już czuję, jak Kayo wyciska ze mnie resztki chęci do życia, bylebym poprawiała to ze sto razy, aby każdy zrozumiał. Dlatego szanuję mocno opowieść z dwóch perspektyw, wyjaśnienie powodów itp. ciekawa jestem tylko, dlaczego mamuśka Inuzuki odeszła, eh.
Konferencja mi się podobała. Choć krótka, to była taką kwintesencją osobowości Naruto, dlatego się podjarałam. Hehehehhee. xD
No i mój ukochany fragment... Jestem dorosła, ale to nic nie zmienia, kiedy wyobraźnia się uruchamia. Nie, to ja się uruchomiłam. xD *wycinam żebra* Już pomijając to, że czułam się wyśmienicie, a Kiba zachwycał mnie jeszcze przed pójściem do pokoju - tu mówię o opowieści i jego emocjach - no wygrałaś mnie samą jego kreacją.
A no i Kakashi. Zastanawia mnie w sumie jak chcesz to rozegrać. Nie chodzi mi już o to, że się jaram samą sytuacją, ale o to, co się stanie. Bo z jednej strony widzę pokrzywdzonego, zdradzonego Kakashiego, który usunie się na bok, jednak z drugiej strony nie jestem pewna, czy tak to zostawisz. W głowie mam cały czas tę samą wizję - Kakashi okazuje się być jakimś szpiegiem, współpracownikiem ciemnej strony mocy. Nie masz tendencji do rozciągania się nad zdesperowanymi, ciepłymi kluchami, dlatego właśnie zaczynam mieć to wrażenie, że Hatake nie zostanie porzuconym kluskiem, tylko dopierdoli ten Oddział. Zwłaszcza, że już go troszkę zna. NO BEZ KITU, TO MNIE NAJBARDZIEJ MĘCZY.
Część z Hinatą była bezapelacyjna. To jak Yakiimo ją podeszła, w ogóle rosnące napięcie i ta Hinata, która też potrafi wybuchnąć. Przede wszystkim scena nie wydawałą się odrealniona. Obstawienie pięter i czekanie na uciekinierkę/porywaczkę, jest stokroć lepsze i smaczniejsze, niż skakanie z kij wie którego piętra itp. Ale tego wybuchu się nie spodziewałam. A tego, że ją z tego wyciągną - jeszcze bardziej. xD
UsuńWspomnienia też super wyszły, aż miałam dreszcze! Wszystko powolutku zaczyna się układać w jeden kawałek, ale za to jaki ciekawy i totalnie dla mnie niezrozumiały. xD Będzie mi w kij smutno, jak to się skończy, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać.
Totalnie nie wiem z kim mam utożsamić tę babeczkę, którą spotkała Kaori. Seroi, nie mam pojęcia, czy to ktoś randomowy czy jakaś znana mi postać, ale miałam niezłego mindfucka przy tej scenie.
Pisz, pisz, pisz. Dla nowego rozdziału rzucę pisanie licencjatu. xD Boję się nadchodzącej konfrontacji Kakashi vs. Kiba i tego, co z tego wyjdzie. <3
Koffam. <3
Napisałam sobie odnośniki, żeby móc ci jako tako odpowiedzieć na ten cholernie długi komentarz xD Kiedy go czytałam, nie mogłam przestać się uśmiechać, chociaż spodziewałam się lekkiej dawki krytyki, głównie za to, że zapieprzam z akcją, ale cóż, najwyraźniej mnie kochasz i ja ciebie też kc <3
UsuńKimimaro to ktoś, kto w pewnym stopniu zna Yakiimo. Od dawna jej pomagał, ale teraz, znając okropną sytuację w Tokio, postanawia dać jej tylko jedną, ale pomocną wskazówkę. Ten chłopak po prostu wierzy w potencjał Inami.
Tak, tak. Kiba i Yakiimo; dla mnie to też jest niesamowcie skąplikowany temat, aczkolwiek staram się, żebyście wszystko zrozumieli. Ja łapałam się za głowę, kiedy na ZD wkraczał Levi i Mikasa, haha xD Przy okazji, to jeszcze nie koniec mącenia w ich relacjach. Ja się dopiero rozkręcam, kij, że zostały mi dwa rozdziały i epilog.
Wiedziałam, że fragment z Inuzuką i Mayako skradnie twoje serce, chociaż mi osobiście wydaje się słaby. Sama nie wiem, co zrobię z Kakashim. Z jednej strony chciałabym przedstawić go, jako pokrzywdzonego, wycofującego się faceta, z drugiej wiem, że “mój” Hatake zwyczajnie taki nie jest i nie zasługuje na pominięcie. Nie powiem ci, czy jest ciemnym charakterem, który po prostu gra. To by było niedopuszczalne z mojej strony XDDD
Cała ta akcji z Hinatą, potem windą była jedną wielką improwizacją, poważnie. Usiadłam, zaczęłam pisać i zastanawiałam się, co ja zrobiłabym na miejscu Inami. Chciałam, żeby wszystkie sceny wydawały się być rzeczywiste; nie żadne rozwalanie, ciągłe napierdalanie się, pościgi. Czasami chciałam pokazać, co przeżywając ci wszyscy ludzie, stawiani z dość nietypowych sytuacjach.
Wspomnienia, kurde, ja też się nimi jaram. Szczególnie Yahiko. I ostatnią sceną, kiedy kobieta uprzedza Kaori, że nie wszystko, co zobaczą, będzie prawdą. Ale chwila, za bardzo się rozpędzam, Yakii staph! XDDD
Dzięki śliczne za komentarz i twoje poświęcenie. Jak się nie obronisz, załatwię ci robotę w gofrach xDDDDD <3
FAWOREK TU BYŁ.
OdpowiedzUsuńCo to znaczy xDDDD
UsuńPRZECZYTAŁAM.
OdpowiedzUsuńNo, akcja leci bardzo szybko (czyt. zapierdala na łeb i na szyję i niedługo uszkodzi sobie kręgosłup), ale mi się to podoba, bo wszystko jest pięknie i zrozumiale opisane <3
Jaram się Naruto XD Jego rozmowa, najpierw z Madarą, potem z Kaori, była świetna. Zastanawiam się teraz, czy ta kobieta, która pojawiła się pod koniec, nie jest powiązana z postrzeleniem Raikage.
Kimimaro mnie zaciekawił, ale potem kompletnie o nim zapomniałam. Założę się, że gdyby nie komentarze, w przyszłych rozdziałach zastanawialabym się, kim on, do cholery, był xD
W ogóle podoba mi się ten tekst o byciu dobrym i złym.
Yakiimo mnie zachwyca.
Zastanawiam się nad powodem amnezji - uraz głowy, lek czy ktoś jej podał jeszcze inne świństwo? Nie wyobrażam sobie nie pamietania NICZEGO przed dwunastym rokiem życia.
Kiba mnie jakoś nie rusza (sorry, Maja). Smutna historia o znajomości z siostrą nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć. Ale następny kawałek, ten z udziałem Mayako, bardzo mi się spodobał. Co prawda nie spodziewam się, że Maya od razu rzuci Kakashiego; obstawiam, że raczej będzie próbowała trwać nadal w związku z Kakashim. Zresztą będzie co będzie xD
W scenie z Hinatą nie odczuwałam tego "budowania napięcia", o którym wspomniała Maja kilka komentarzy wyżej. Pewnie to dlatego, że czytałam na raty. Tak czy inaczej: TO BYŁO GENIALNE. Kocham chwile, kiedy Yakiimo jest sarkastyczna lub ironizuje, na serio xD I cieszę się, że zjechały windą, bo jednak wybuchów i innych podobnych scen akcji było wystarczająco w poprzednich rozdziałach. Jak dla mnie atak terrorysty i ratunek były z lekką przewidywalne, ale i tak mi się podobało xD
Wspomnienia były świetne. Nic dodać, nic ująć.
... no ale mocy nadnaturalnych się tutaj nie spodziewałam xD
TA, MÓW, ŻE MASZ CZAS OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU, A ROZDZIAŁ I TAK POJAWI SIĘ WE WRZEŚNIU XDDD
Wcale nie, mam już całe osiem stron, ale wyczuwam, że piąteczka będzie w uj długa, bo muszę coś pozamykać, żeby coś otworzyć.
UsuńTak, swoim tekstem o dobru i złu sama się jarałam xD Musiałam go więc tu dodać. Yakiimo jest jaka jest. No dobra, w dużym stopniu jest mną, głównie jeśli chodzi o sarkazm i ironię xDDD Wiem, że dużo rzeczy jest cholernie przewidywalnych, ale może właśnie tak musi być (tłumaczę się z braku kreatywnych pomysłów); nie potrafię cały czas zaskakiwać jakimś napierdalaniem, przepraszam xD :( Nadnaturalna siła, hm, co tu powiedzieć, chyba za dużo się filmów naoglądałam, ale cóż, takie są wady fanki Marvela xD Może chociaż elementami fantastycznonaukowymi was zaskoczę.