Jeśli chcesz idealnego świata,
pozbądź się ludzi.
~ Anthony de Mello
Stawiała coraz szybsze i większe kroki, pokonując kolejne bloki gigantycznego budynku. Żałowała, że nie poczekała na windę, która zawiozłaby ją bezpośrednio do sali obrad położonej głęboko pod budynkiem głównego komisariatu. Z drugiej strony była tak zdenerwowana, iż nie mogłaby usiedzieć tych kilku minut w blaszanej puszce. Energia dosłownie rozsadzała każdą komórkę jej ciała, wprawiając w dziwne drganie także mięśnie, dlatego zdecydowała się piechotą pofatygować do jej przełożonych.
Blond włosy odbijały się jej od karku i łopatek, kiedy zbiegała po schodach, mijając po drodze ludzi o zupełnie obcych twarzach bez wyrazu. Pracownicy tego miejsca wielokrotnie się zmieniali; rezygnowali, znikali w tajemniczych okolicznościach, zostawali oddelegowani na inne stanowiska, dlatego zazwyczaj z nikim się nie zaprzyjaźniała. Wolała samotnie żyć na uboczu, nie przejmując się, że któregoś dnia może przyjść do pracy i nie mieć z kim wypić porannej kawy.
Jej tupot odbijał się echem w podziemiu. Panował tu lekki półmrok, więc jej ciało zupełnie mimowolnie weszło w stan większego skupienia. Oczami przesuwała po idealnie białych ścianach, wychwytywała pojedyncze dźwięki, na które reagowała większym spięciem mięśni. Nienawidziła dawać się zaskakiwać, uwielbiała mieć wszystko idealnie dopięte na ostatni guzik. Z biegiem lat takie planowanie zajmowało jej znacznie mniej czasu, niż na początku. Chociaż wielokrotnie próbowała, nie potrafiła przestawić małego pokrętła w jej głowie na napis spontaniczność, toteż porzuciła wszelki wysiłek, pozwalając na bycie sobą.
Światło małej lampy fluorescencyjnej nieprzyjemnie raziło, irytując, a to nie wróżyło zbyt dobrze, szczególnie dla niej samej. Ostatnimi czasy i tak wielokrotnie kłóciła się z zarządem, wytykając im pomyłki oraz brak subordynacji. Prawdopodobnie utrzymywała się na stanowisku tylko dzięki swoim umiejętnościom, które, koleją rzeczy, czyniły z nią unikatowego pracownika japońskiego oddziału kryminalnego. Te talenty pozwoliły jej na błyskawiczny awans, własne biuro, kilku podwładnych, a także możliwość samodzielnego wykonywania zadań. To ostatnie szczególnie cieszyło ją i mile łaskotało ego, zwłaszcza, kiedy widziała swoje statystyki: dziewięćdziesiąt pięć procent misji kończyło się spektakularnym sukcesem.
Do sali obrad wpadła z grobową miną, trzaskając drzwiami, by przypomnieć zanurzonym w papierach osobom o swoim przybyciu. Normalnie zajęłaby swoje miejsce przy stole, czyli jak najdalej od grubego szefa wydziału archiwistycznego i płynnie przeszła do zdawania nieco kontrowersyjnych raportów ze swoich działań, potem natomiast tłumaczyłaby okoliczności tak radykalnego postępowania. Tego dnia miało być zupełnie inaczej; już gdy łapała za klamkę po plecach przebiegł jej intuicyjny dreszcz, ale w końcu nie była osobą, która tchórzy i ucieka, bo tak podpowiada jej prymitywny instynkt. Przy blacie oprócz przedstawicieli poszczególnych bloków siedziały dwie nieznane jej kobiety, i chociaż nie miała pamięci do twarzy, przysięgłaby, że tu nie pracowały.
Po prawej miała dziewczynę o ciemnofioletowych włosach do ramion. Prawdopodobnie w jej wieku, o nieskazitelnej twarzy i delikatnym, aczkolwiek wyrażającym pewność siebie uśmiechu, który błąkał się na jej wargach. Miała na sobie zwyczajną czarną bokserkę, zaś między jej piersiami zauważyła sporych rozmiarów nieśmiertelnik. Wojskowa kurtka niedbale zwisała z oparcia plastikowego krzesełka, a karabin spoczywał tuż przy udzie kobiety.
Kaori zmrużyła grafitowe oczy, niemal bezczelnie taksując wzrokiem, na co nieznajoma uprzejmie skinęła głową, po czym odwróciła się do niej bokiem, wyczekująco wpatrując w generalnego komisarza. Nie czuła się komfortowo w obecności obcych, podobnie, jak ów wojskowa, która nerwowo zacierała pod stołem nadgarstki.
Drugą osobą była dziewczyna o długich, kasztanowych włosach, niesamowcie bladej cerze oraz gigantycznych oczach, skierowanych na ekran telefonu. Szybko wstukiwała coś palcami, marszcząc brwi i przygryzając wargi. Cokolwiek robiła, prawdopodobnie nie szło idealnie po jej myśli. Zgarbiona przywodziła na myśl typowego, wycofanego ze społeczeństwa człowieczka, który bardzo pragnął się stamtąd wydostać. Kaori uśmiechnęła się, widząc tę maleńką nić podobieństwa między nimi.
— Cieszę się, że już jesteś. — Główny komisarz zagrzmiał swoim głębokim głosem, zwracając na siebie powszechną uwagę. Jak zwykle, kiedy przychodziło mu spotykać się z kobietami, ubrał obcisłą koszulę, która podkreślała jego latami ćwiczone mięśnie. — Zajmij swoje miejsce, dzisiejsze spotkanie może być bardzo długie… i trudne. — Dokończył nieco ciszej, jakby obawiając się, iż w każdej chwili wyjdą.
Nim Kaori usiadła po przekątnej do nieznajomej z wojska, tuż obok nieznajomej wciąż zatopionej w swoim aparacie, komisarz kilkakrotnie postukał grubym plikiem papierów o blat swojego ciemnego biurka. Za nim widniała gigantyczna, elektroniczna tablica, na której wyświetlono flagę Japonii. Na tym tle nawet ktoś tak potężny, jak Raikage wydawał się nieziemsko mały. Kaori oraz pozostali musieli zmrużyć oczy, by w tym dziwnym świetle emitowanym z ekranu, móc cokolwiek zobaczyć.
— Jak sami dobrze wiecie — obraz zmienił się na ten, przedstawiający kilka zniszczonych dzielnic; walące się budynki, przysypani gruzami ludzie, latające w powietrzu kartki, dym — ktoś wypowiedział wojnę całemu światu. Nieznana nam osoba podkłada bomby w różnych, znaczących miejscach, po czym następuje nieprzewidziany wcześniej wybuch. Zaczęło się od Rosji, dokładniej Moskwy. Trzy bomby: ulica dalej od parlamentu, metro, muzeum — wskazywał na poszczególne części miasta, przedstawione na mapie. — Potem Astana w Kazachstanie, Kabul w Afganistanie, Pakistan, Indie, Nepal, Wietnam, Kambożdża, Laos, Mongolia, Chiny, a nawet Korea Północna. Ten człowiek wciąż pozostaje nieuchwytny, w dodatku dwa tygodnie temu wysłał do mediów wiadomość, którą moi ludzie natychmiast przechwycili i skasowali. Zapowiadał totalną zagładę Tokio, chce nas wszystkich wysadzić w powietrze, byśmy poczuli jego sprawiedliwość na własnej skórze. — Zaśmiał się bezradnie, kręcąc przy tym głową. — To mężczyzna, rozpoznaliśmy po głosie. Moi śledczy zbadali, czy nie używał jakiś moderatorów, jednak nadal nie jesteśmy w stanie go uchwycić. To jak zabawa w kotka i myszkę, tyle że ten pieprzony fanatyk wyprzedza nas zaledwie o krok. Gówniarz jest tak bezczelny, że otwarcie wyjawia swoje plany, a ja, jako główny komisarz, nie pozwolę z nas kpić. — W przypływie impulsu uderzył pięścią w stół, powodując dobrze widoczne wgłębienie w powierzchni.
Kaori głośno przełknęła ślinę; po tylu latach wzbudzał w niej niesamowity respekt i motywujące poczucie strachu. Nigdy nie zamierzała jakkolwiek mu się narażać, ponieważ Raikage nie miał skrupułów. Jednakowo traktował swoich pracowników, nieważne czy byli odpowiedzialni za parzenie mu kawy, czy ratowanie setki ludzkich istnień.
Niespodziewanie rzucił przed dziewczęta trzy szare teczki. Wymieniły ze sobą zagadkowe spojrzenia, powoli zabierając się za odpieczętowanie ich. W środku znalazły całe akta, dotyczące ów nieciekawej dla całego kraju sprawy, łącznie z treścią nagrania, kasetą, jednym zdjęciem, które w gruncie rzeczy przedstawiało tylko czerń. Nawet specjaliści nie mogli odkryć czegoś więcej. Jak na sygnał zaczęły zastanawiać się, po co tak właściwie zostały wezwane; w gruncie rzeczy sytuacja Japonii wydawała im się klarowna, stolica zostanie zniszczona, więc zamiast uganiać się za czymś niedoścignionym, powinni zająć się ewakuacją obywateli póki nie było za późno. Tylko w jaki sposób powiedzieć tym spokojnie żyjącym milionom, że na każdym rogu czyha na nich prawdziwe niebezpieczeństwo, a jego skali nie są sobie w stanie wyobrazić?
Mayako westchnęła przeciągle. Była żołnierzem, już nie raz miała do czynienia z groźnymi fanatykami, którzy niszczyli całe miasta, zrzucali na nich zwłoki, nagrywali tortury, jakie serwowali jeńcom lub cywilom. Mimo to, prędzej czy później, jakiemuś oddziałowi udawało się zneutralizować zagrożenie, przechwycić dowódców wrogich organizacji, zabić resztę członków. Teraz śledząc zupełnie nieprzydatne treści, zaczynała wątpić w siłę sprawiedliwości i dobra; strona, po której od zawsze stała, była zmasakrowana przez jednego człowieka, bawiącego się w pana życia i śmierci. Drwił z ludzi, do których należała. Policjanci, agenci, żołnierze zdawali się być zupełnie bezradni, a z perspektywy normalnego obywatela wiało od nich ignorancją oraz okropną bezsilnością.
— Wezwałem was tutaj, ponieważ jesteście jedyną nadzieją, która pozostała całemu światu. Jeśli nie zatrzymamy tego człowieka, zniszczy stolicę i wyjedzie do kolejnego kraju, dlatego zdecydowałem się stworzyć Drugi Oddział Wywiadu. Jeśli uda nam się powołać zaplanowany przeze mnie skład, będę osobiście nadzorował wasze postępowania. — Złożył ze sobą czubki palców, wyglądając na dużo bardziej poważnego, niż w rzeczywistości.
Przerzucał oczy z jednej na drugą, oczekując od nich choćby odrobiny zainteresowania i entuzjazmu, lecz żadna nie ośmieliła się w ten sposób zareagować. Miały zupełne pustki w głowach; nigdy nie uważały siebie za utalentowane bohaterki, które widnieją na kartach amerykańskich komiksów, toteż ciężko im było sobie wyobrazić, jak poprzebierane w dziwne kostiumy, łapią złoczyńcę, urastając do rangi symboli narodowych. Potem zaś, dla dobra swojego i rodziny, muszą ukrywać swoją tożsamość, działając jako anonimy.
— Skoro jesteśmy drugim, to kto był pierwszym oddziałem? — Rezon odzyskała kobieta o ciemnych włosach. Schowała swój telefon do kieszeni dżinsów, stając się bardziej niezadowoloną.
Raikage odchrząknął niezdarnie, przeczesując swój ubogi wąsik. Milczał dłuższą chwilę, jednak w tym momencie nie miał wyboru, jak dać im pełną swobodę szperania nawet w najmroczniejszych dokumentach z przeszłości. Chciał je udobruchać, przekonać do swojej racji, pewnie wystawić na front i oczekiwać zwycięstwa.
— Pierwszy Oddział Wywiadu powstał siedemdziesiąt siedem lat temu, w czterdziestym roku. Na początku zajmowali się infiltrowaniem ZSRR, zwłaszcza po tym, jak Japonia stanęła po stronie nazistowskich Niemiec. Potem przeprowadzali ataki na dowódców USA, starając się osłabić Amerykę. Kiedy przegrali, Amerykanie wzięli ich na swoją stronę i kazali zabijać każdego, kto wykazywał poparcie wobec nazizmu. Wkrótce potem cesarz zrobił z nich swoich ochroniarzy, gdy przestali być potrzebni, rozwiązano ich. Za zasługi otrzymali masę pieniędzy, nowe tożsamości, zwykle kończyli gdzieś na uboczu, z dala od polityki i konfliktów, ale tacy ludzie, jak oni nie zapominają starego trybu życia. Kilkoro z nich uznano za wyjątkowo niebezpiecznych, bo wiedzieli zbyt dużo, dlatego zamordowano ich, za przyczynę śmierci podając atak serca, niewydolność, starość. — Wyjaśniał bardzo spokojnym tonem, co jakiś czas posapując z lekka.
Kaori poprawiła się na siedzeniu, które zatrzeszczało, sprawiając, że dwie dodatkowe pary oczu wlepiły się w nią, poszukując cienia wsparcia ze strony kogoś, kto pracował w tym budynku, znał świat z opowiadań Raikage. Mimo to, kobieta nie zareagowała, grzecznie czekając na dalsze konkrety, a te zaczynały z minuty na minutę być jej potrzebniejszymi, ponieważ już wiedziała przed czym zostanie za moment postawiona. Spodziewała się, że odmowa z jej strony – szefa małego wydziału, leżącego bezpośrednio pod głównym komisarzem – zostanie potraktowana, niczym odmowa wykonywanych obowiązków, a w jej fachu było to równoznaczne z wypowiedzeniem. Nie przejmowałaby się tym tak bardzo, zważywszy na fakt, iż była doświadczona, wykształcona; znalazłaby pracę, jednak ta tutaj odpowiadała jej, jak żadna inna. Dawała poczucie dobrze spełnionego obowiązku, przynosiła ogromy satyfkacji i radości; Kaori mogła bez problemu wpakować złych obywateli za kratki. W takich chwilach, do czego nigdy się nie przyznawała, rzeczywiście czuła się, niczym bohaterka.
— Dlaczego akurat my? — Tym razem odezwała się fioletowowłosa. Wyzywająco odgranęła kosmyki z ramienia, odchrząknęła i skrzyżowała ramiona na piersi. Dla obu obcych sobie dziewczyn, wydała się cholernie pewną siebie osobą. — Jak mniemam, ma pan całe sztaby przeszkolonych ludzi. Znają siebie, swoje możliwości, nie raz wspólnie walczyli. My nie mamy ani jednej z tych rzeczy! — Uniosła głos, wyładowując swoją frustrację.
Miała dość swojego życia. Akurat wtedy, gdy zwolniono ją z misji w Iraku, pozwolono wrócić do domu, i to na o wiele dłuższy okres, niż zazwyczaj, zadzwonił do niej ten przeklęty telefon. Ganiła się w myślach, że w ogóle odważyła się go odebrać. Generałowie raczej rzadko dzwonili do ludzi, z którymi na co dzień nie mieli styczności. Uznała to za przypadek, a jednocześnie wielką szansę wykazania się, może nawet awansowania na wyższy szczebel. Teraz zamiast siedzieć otulona ciepłym kocem, z kubkiem kakao i pilotem w ręku, odbywała jakąś wyjętą z kosmosu naradę wojenną, tak naprawdę wciąż niewiele wiedząc. Przez poprzednie trzy miesiące naoglądała się dość rozlewu krwi, cierpienia; zbyt wiele razy trzymała rękę umierającego towarzysza, zapewniając, że przysłużył się ojczyźnie i jego rodzina na pewno będzie z niego dumna. Takie kłamstwa niemal paliły ją w gardło. Ludzie, którzy na jej oczach umierali, zwykle byli tylko mięsem armatnim, tarczami dla tych lepszych.
Na ekranie wyświetlono jakiś dokument. Mayako jęknęła pod nosem, widząc w rogu ekranu swoje zdjęcie. Była w mundurze, rozczochrana, pokryta pyłem, posoką i brudem. Z beznamiętnym wyrazem twarzy wpatrywała się w coś naprzeciw niej, w oczach połyskiwały jej łzy.
— Mayako Okanao, lat dwadzieścia sześć. stopień – chorąży. Przydzielona do trzeciej grupy zwiadowczej pułkownika Smith’a. Zawodowy snajper, według jej przełożonych, zawsze trafia w cel. — Uśmiechnął się szeroko do skonsternowanej dziewczyny, która z uwagą słuchała opinii i informacji na swój temat. — Ma ojca oraz młodszego brata, wcześniej mieszkała w Osace, potem studiowała na Uniwersytecie Tokijskim, kierunek obronność. Mieszka wraz z dwoma kolegami. Silna mentalnie i fizycznie, stanowi podporę dla całej swojej drużyny, doprowadzając ich do sukcesu. Na swoim koncie ma udane akcje, między innymi w Palestynie, Iranie, Egipcie, Wietnamie i Kambodży. Odpowiedzialna, wygadana, utalentowana, lubi podnosić swoje kwalifikacje. Wady: zbyt impulsywna, paradoksalnie leniwa. Poza militariami interesuje się literaturą, grafiką komputerową i horrorami. Myślę, że niczego nie pominąłem, pani Okanao.
Zaskoczona Mayako przygryzła wargę, błądząc wzrokiem po tablicy. Czuła się wyjątkowo niekomfortowo; ktoś obcy opracował jej życiorys, uwzględniając nawet zainteresowania. Akurat o takim działaniu ze strony komendanta, generał nie wspomniał.
— Hoshi Akairo, lat dwadzieścia pięć. Pracuje w prywatnej firmie komputerowej, z wykształcenia informatyk. Niezwykle ścisły umysł pozwala jej na szybkie planowanie i odnajdywanie się w każdej sytuacji, słowem, urodzony strateg. Dzięki swoim umiejętnościom jest w stanie włamać się do każdego systemu, zabrać, co trzeba i nie pozostawić po sobie śladu. Na stałe zameldowana w prefekturze Akita. Raczej wycofana, sarkastyczna, uwielbia amerykańskie seriale oraz matematykę.
Hoshi prychnęła gwałtownie rozjuszona sytuacją. Podświadomie solidaryzowała się z Mayako; jej także nie przypadły do gustu metody Raikage. Zrozumiała, że jeśli odmówi, będzie śledzona i non stop obserwowana, ponieważ podobnie, jak Pierwszy Oddział Wywiadu, została wtajemniczona w coś, o czym normalnie nigdy by się nie dowiedziała.
— Kaori Fukao — zaczął, ukradkiem zerkając na swoją podwładną. W gruncie rzeczy wiedział o niej wystarczająco wiele, by wcielić ją do nowo powstającej organizacji. — Lat dwadzieścia pięć, kapitan wydziału wywiadowczego. Zorganizowana, utalentowana, dążąca do celu, czasem nawet po trupach, zdarza się, że zbyt długo nad czymś się zastanawia. — Kaori miała wrażenie, że ostatnie słowa szef dorzucił od siebie. — Stroni od ludzi, używek, normalnej pracy. Mieszka w Tokio, w dzielnicy Minato.
Raikage przerzucił coś w swoim laptopie, po czym zgromadzonym ukazała się kolejna fotografia, tym razem dziewczyny, której żadna nie miała okazji spotkać. Miała włosy w odcieniu ciemnego blondu, niesamowicie szare oczy i drwiący, prawie szalony uśmieszek na ustach. Wyglądała, jakby odstawiła jakieś silne leki odurzające, w związku z czym postanowiła zabić kilka przypadkowych osób.
— Yakiimo Inami, lat dwadzieścia trzy. Obecnie przebywa w więzieniu na obrzeżach Tokio, a przynajmniej tak było do wczorajszej nocy. — Westchnął przeciągle. — Dwa lata temu była członkiem yakuzy, ona i jej “znajomi” pokłócili się. Tego samego dnia z wyjątkowym okrucieństwem zabiła piętnastu z nich. Za swoje popełnione z premedytacją czyny została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Wydawać by się mogło, że panna Inami jest mocno stuknięta, w ogóle nie wykazuje skruchy, co więcej, otwarcie opowiada o sposobie, w jaki pozbawiła ich życia i sugeruje, że na tym raczej się nie skończy. Jest też cholernie przebiegła, umie walczyć bronią białą, na wylot zna przestępczy świat, toteż, pomijając jej liczne wypaczenia, okazuje się bardzo przydatna. A mówiąc wypaczenia mam na myśli irytująco luźne podejście do życia, wieczną paplaninę, zero instynktu samozachowawczego, bo bądź co bądź, instynkt zabójcy to ona posiada. Poza morderstwami, zajmowała się także napadami, pobiciami, kradzieżami. Same rozumiecie, chodząca katastrofa. Psychiatrzy doszukują się jakiś chorób, nieciekawej przeszłości, z pewnością jest pokręcona, ale nic im na razie nie wyjawiła, a dopóki nie ulegnie, nie zamkną jej w wariatkowie bez wyjścia, dlatego to nasza jedyna szansa na zwerbowanie jej.
Wszystkie trzy z niedowierzaniem wpatrywały się w ekran. Zrozumiałym był fakt, dlaczego Mayako i Kaori znalazły się pośród tego składu, nawet obecność Hoshi dało wytłumaczyć się jej geniuszem, jednak pracowanie dla dobra ludzkości z kryminalistą było irracjonalnym pomysłem.
Kaori uniosła brew, przypatrując się swojemu szefowi, którego jeszcze minutę temu uznawała za prawdziwy autorytet. Teraz miała ochotę zadzwonić na ostry dyżur i donieść, że Raikage jest na prochach. Mężczyzna w odpowiedzi na ogłupiałe spojrzenia, zaśmiał się cicho.
— Yakiimo uciekła, a waszym zadaniem jest schwytanie jej lub przekonanie do pójścia na ustępstwa. Jednak to nie jedyne wasze zadanie. Hoshi chciałbym, abyś spróbowała namierzyć naszego przestępcę, Kaori udasz się na lotnisko i przejrzysz nagranie z kamer, możliwe, że coś wzbudzi twoją podejrzliwość. Natomiast tobie, Mayako, zostawiam pannę Inami. Wiem, iż wcześniej miałaś do czynienia z trudnymi przypadkami rekrutów. Wytyczne otrzymasz na telefon. Prawdopodobnie wiemy, gdzie się znajduje. — Odłożył plik dokumentów gdzieś na bok, zamieniając się w despotycznego szefa największego komisariatu w Japonii.
Kobiety wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Nawet Maya nie odważyła się zanegować jego rozkazów, szczególnie, że świeżaki w wojsku służyły jej jako worek treningowy. Każdy nowy miał wygórowane mniemanie o sobie i swoich umiejętnościach, jednak kiedy dostawała ich pod swoje skrzydła, ucząc prawdziwego wojskowego życia, błyskawicznie zostawali płaczącymi po nocach maminsynkami, którzy kombinowali, jak tu wrócić do ciepłego domu.
Natomiast Akairo odpowiadała jej rola; mogła cały dzień spędzić na buszowaniu w specjalnych rządowych programach, bawiąc się w cyberdetektywa. Uśmiechnęła się delikatnie i gorliwie pokiwała głową na znak zgody. Przebywanie tutaj było znacznie ciekawsze, niż ślęczenie nad komputerem w maleńkiej, lecz dobrze prosperującej firmie, gdzie zwykle była podrywana przez samotnych oraz odrażająco nachalnych współpracowników po czterdziestce. Typowi informatycy.
— Ah, zapomniałbym — krzyknął za nimi, gdy znajdowały się już na korytarzu, o krok oddalone od drzwi. — Kaori zostaniesz liderem tej grupy. Masz prawo wydawać im polecenia, tak długo, jak służyć będą one na korzyść naszego planu.
Kaori popatrzyła po pozostałej dwójce. Właściwie od początku przeczuwała, że Raikage może zechcieć postawić ją w tak niekorzystnej roli. Faktycznie potrafiła rządzić, idealnie radziła sobie w roli organizatora, ale te dwie były jej kompletnie obce. W którymś momencie jej wytyczne wobec ich działań mogą uznać na wywyższanie się przemądrzałej szefowej składu.
Odruchowo wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i szybko pokonała schody, wpadając na parter. Mayako i Hoshi uczyniły podobnie, po drodze zamieniając ze sobą parę słów. Obie były nowe, zdezorientowane, także trochę umęczone na myśl o tym, do czego zostały zobowiązane.
— Kaori! — wrzasnęła Mayako, zatrzymując rytmiczny pochód dziewczyny. Podeszła do niej bliżej, położyła dłoń na jej wątłym ramieniu i uśmiechnęła się przyjaźnie. — Liczę na miłą współpracę — rzekła, podczas gdy jej nagła bliskość sprawiła, że introwertyczna natura Fukao nabrała wody w usta.
Stojąca za Okanao Hoshi znów pokiwała podbródkiem, chociaż w jej ciemnych oczach pozostały spore pokłady dystansu. Nie ufała temu miejscu; budynek od początku wydawał się jej zbyt wielki, chaotyczny, jednocześnie pusty i przygnębiający.
Kaori wyczuła w słowach Mayako swego rodzaju groźbę. Fioletowowłosa w ukryty sposób ostrzegała ją. Jasno dawała do zrozumienia, że jeden fałszywy, nieodpowiedni krok szefowej Drugiego Oddziału Wywiadu, a Fukao z pewnością pożałuje. W końcu miała swoją dumę, jako chorąży, nie potrafiła pozwolić, by młodsza koleżanka zbyt mocno nią rządziła.
Poklepała nieco zagubioną Kaori po plecach, udając się w głąb korytarza, aż do wyjścia, gdzie obok drzwi stało koślawie zaparkowane niewielkie, żółte autko. Kaori uniosła brew, wypalając dziurę w plecach wojskowej, zaś Hoshi nie mogła ukryć delikatnego chichotu.
— Zamierza tym jechać na akcję? — wypaliła blondynka.
— Raczej.
— I łapać kryminalistkę?
— Raczej.
— Raczej, to ona zginie. — Prychnęła pod nosem, kręcąc głową.
Potem machnęła ręką na Akairo, która posłusznie poszła za nią, chociaż wciąż przed oczami miała widok zaciętej miny Mayako, z trudem mieszczącej się za kierownicą.
<<>>
— Yakiimo Inami przebywa obecnie na targu przy świątyni Inari w ósmej dzielnicy. Niska blondynka, raczej nie wyróżnia się z tłumu. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, kliknij jeden, by przejść do kategorii podpowiedzi. — Przesłodzony, mechaniczny głos doprowadzał stojącą w korku Mayako do szewskiej pasji.
Czuła się, jakby próbowała nawiązać połączenie z operatorem jakiejś przygłupiej sieci komórkowej. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, aby rozłączyć się, bo być może ta beznadziejna usługa, która rzekomo miała odstresować ją przed zadaniem, wyczyści jej konto do okrągłego zera. A i teraz niewiele tam pozostało; w takich miejscach, jak poligon, telefon automatycznie zabierano, więc niezbyt często miała okazję z niego korzystać. Po dzisiejszych zmaganiach z tą okropną sekretarką, przestała żałować.
Wcisnęła liczbę na klawiaturze, jednocześnie dodając nieco gazu, gdy sygnalizacja zmieniła się na zielone. Odczekała kilka nieznośnych sygnałów, po czym znów usłyszała ten uroczy ton.
— Yakiimo Inami, lat dwadzieścia trzy. Fanka koszykówki, motoryzacji, hazardu i filmów Marvel’a. Idealnie posługuje się bronią białą, wykorzystuje otaczającą ją przestrzeń do walki.
— No to jest coś — mruknęła sama do siebie.
Mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy. W pełnym słońcu robiło jej się słabo, a świadomość, że w taką niekorzystną dla niej pogodę ma z kimkolwiek walczyć, napawała ją gigantyczną niechęcią. Z tej przyczyny postanowiła, że spróbuje załatwić w to cywilizowany i dyplomatyczny sposób, nawet jeśli Yakiimo jest uważana za wyjątkowo szurniętą.
Sekretarka ucichła. Informacje okazały się przydatne, ale nie było ich specjalnie dużo; zważywszy, że dziewczyna dwa lata spędziła za kratkami, wywiad Raikage powinien bardziej się postarać. Mieli wystarczająco czasu, by dotrzeć do niej, rozszyfrować, zresocjalizować, a jednak Mayako miała wrażenie, iż tak naprawdę od początku spisali życie tej dziwnej kobiety na straty i nie kiwnęli palcem w jej sprawie. Zastanawiała się, jak Yakiimo musiała się czuć, gdy nikt jej nie odwiedzał, zaś media aż trąbiły na temat jej okrutności wobec byłych towarzyszy yakuzy.
Prychnęła pod nosem i gwałtownie pokręciła głową, ganiąc się. Nie powinna tak szybko współczuć komuś, kto właściwie został słusznie wsadzony za kratki. Akt odebrania drugiemu człowiekowi życia, był karany kilkunastoma latami, natomiast Yakiimo pomnożyła wszystko przez piętnaście i dodała do tego inne wykroczenia.
Wykorzystując okazję, wyminęła jadący przed nią autobus i szybko zjechała na parking, z piskiem opon zatrzymując samochód. Równie błyskawicznie pozbyła się z siebie wojskowej kurtki, a za pasek bojówek schowała dwa pistolety, przykrywając je koszulką na ramiączka. Żeby je zobaczyć, trzeba było porządnie wytężyć wzrok. Mayako nie potrzebowała dodatkowego problemu w postaci gapiów; widowisko z nią w roli głównej, to ostatnie o czym marzyła.
Ruszyła przed siebie pewnym krokiem, swój wzrok na kilka sekund zatrzymując na każdym przechodniu. Podświadomie doszukiwała się jakiegokolwiek zagrożenia z ich strony. W końcu Yakiimo wcale nie musiała działać w pojedynkę, ktoś mógł pomóc jej w ucieczce, a teraz starannie ukrywać jej istnienie w jakiejś ohydnej piwnicy pod kamienicą. Jak zwykle zaczynała fantazjować o swoim przyszłym przeciwniku, jednak pozostawała czujna.
Targ zajmował wąską uliczkę usłaną ludźmi. Przeciskała się między nimi, coraz bardziej zgrzana i rozzłoszczona. W nagłym przypadku mogłaby wypalić z broni, przeganiając ich, niczym stado gołębi, ale to, co ona uzna za wyjątkową okoliczność, Raikage mógł uważać za przekraczanie granic. Prawie potknęła się o skrzynie sezonowych owoców, głośno klnąc pod nosem, czym zasiała nutkę zgorszenia wśród starszych pań w tradycyjnych kimonach. Nigdy nie potrafiła zrozumieć starodawnej mody. Jeszcze za czasów szkolnych, kiedy przygotowywano się do festiwalu i nauczyciele kazali założyć na siebie ów strój, wymigiwała się nagłym wyjazdem, chorobą, piątą śmiercią tej samej babci. W rzeczywistości zaszywała się na strychu w domu i czekała, aż tata wyjdzie do pracy, by móc swobodnie poruszać się po pomieszczeniach. Czasami udało mu się przyłapać ją na tym małym oszustwie, ale kary nie trwały dłużej, niż tydzień. Zawsze był dla niej nazbyt dobry, a jej zdarzało się to czasami wykorzystywać, jednak potem miała wyrzuty sumienia i sama otwarcie przyznawała mu się do krętactw.
Miejsce, w którym właśnie się znalazła pełne było nieciekawych ludzi. Widziała, jak z ukrycia pokazywali palcami na jej nieśmiertelnik, szeptali coś między sobą, prychając pogardliwie, lecz natychmiast milkli, kiedy lokalizowała ich i mierzyła ostrym spojrzeniem. Nienawidziła, gdy ktoś pomiatał nią i od początku uznawał za słabą, dlatego zaraz po liceum wybrała się do szkoły wojskowej, gdzie przechodziła mordercze treningi, a sama teoria zdawana na egzaminach doprowadzała ją do łez. Nieraz chciała zrezygnować, tak jak reszta jej znajomych wybrać się na studia, po których prawdopodobnie zostaną na utrzymaniu rodziców, ale nie musiałaby czuć się wówczas, jak zupełny wrak na minusowym poziomie inteligencji.
Wspięła się na palce, starając dojrzeć cokolwiek na przypominającej hinduski rynek uliczce. Wtedy coś zupełnie niespodziewanie uderzyło w nią; nieodgadnione przeczucie prawie zaparło jej dech w piersiach. Kilka metrów dalej, na drewnianej skrzyni stała dziewczyna. Długie blond włosy z różowymi końcówkami miała związane w dwie kitki z tyłu głowy, skryte pod łososiową czapką z daszkiem. Ciemna bluza, buty trapery, krótkie spodenki i zarzucony na ramiona plecach. Mayako odniosła wrażenie, że ów istotka patrzy wprost na nią, jakby wiedziała, że przez cały czas jej szukano. Yakiimo Inami wyglądem przypominała szesnastolatkę. Delikatne rysy twarzy, blada cera i duże, szare oczy, czyniły z niej niewinną istotkę, której nikt nie ośmieliłby się pozwać o zabójstwo.
Czas zatrzymał się dla obu kobiet. O tyle, o ile zupełnie zbita z pantałyku Mayako, do której powoli docierało, iż tak naprawdę to jej przeciwniczka dopadła ją pierwsza, wpatrywała się w figlarnie uśmiechniętą Yakiimo. Natomiast Inami, kiedy tylko zauważyła, że kręci się ktoś podejrzany, w tym wypadku wojskowy, postanowiła nieco bliżej się mu przyjrzeć. Przeżyła niemały szok, zorientowawszy się, że tym razem nasłano na nią samotną kobietę. Zastanawiała się, czy policja nie chce wciągnąć ją w jakąś większą pułapkę, ale do tej pory nic na to nie wskazywało, dlatego bardzo szybko postanowiła zakpić sobie z nieznajomej, wystawiając się na tacy. Teraz wystarczyło czekać na jej ruch i obserwować.
Mayako odgarnęła z czoła grzywkę. To nie był dla niej dobry dzień, przynajmniej sądziła tak do tej pory. Jak na prawdziwego wojskowego przystało, błyskawicznym ruchem wydobyła pistolet, uniosła go i patrząc kobiecie w oczy, wystrzeliła. Rozległ się krzyk, pisk rozrywający bębenki, po którym wszyscy padli na ziemię lub zaczęli uciekać w pół skłonie, zasłaniając głowy. Yakiimo przechyliła głowę na bok, uśmiechając się kącikiem. W tym momencie Okanao przestała dostrzegać w niej zwykłą, uroczą dziewczynkę; widziała kogoś, kto doskonale wiedział, czego pragnie, i jak zapewnić dobre wrażenia.
Ze świstem wypuściła powietrze. Przeszła kilka kroków, nie spuszczając z niej oka, by zaraz potem płynnie przejść do truchtu, a na końcu biegu. Yakiimo zeskoczyła ze skrzynki, pędząc już opustoszałym zaułkiem; zostawiała za sobą kłęby kurzu, oraz wrzask wśród przechodniów i samą Mayako, która nie dawała za wygraną, depcząc jej po piętach.
Minęły stare kamienice z wypadającymi oknami i obraźliwymi napisami na ścianach. Serca łomotały im, obijając się o żebra. W pełnym słońcu były zgrzane, spocone i wyjątkowo pewne swoich możliwości. Fioletowowłosa przetoczyła się po stercie drewnianych palet, wykrzesając z siebie pokłady jej zahartowanego ducha walki, po czym z uśmiechem ruszyła pędem przed siebie. Dawno nie czuła takiej ekscytacji ze zwyczajnego pościgu; odkąd okazała się być niezastąpionym snajperem, zmuszano ją do oglądania rzeźni.
Nie zwracała uwagi na otoczenie, tym bardziej na kierunek, który obrała Yakiimo. Wpatrzona w jej plecak, stawiała krok za krokiem, omijając wszelkie przeszkody stawiane jej na drodze. Przeskakiwała między straganami, nie odczuwając ani grama wewnętrznego zmęczenia. Była żołnierzem zaprogramowanym do walki. Pytanie kim w takim razie miała okazać się Yakiimo?
Zacisnęła zęby i jeszcze bardziej przyspieszyła, dokładnie w chwili, kiedy Inami wypadła na jedną z jezdni, odbiła się od maski samochodu, ale ku zaskoczeniu wojskowej, zachowała równowagę, z jękiem kuśtykając dalej. Zapewne uderzenie odbiło się na niej bardziej, niż z początku wyglądało, mimo to. w przeciwieństwie do rozstrojonej Mayako, lepiej radziła sobie lawirując między autami na poszczególnych pasach drogi. Okanao co sekundę musiała zatrzymywać się, aby nie wpaść pod koła nadciągającego auta. Klęła pod nosem, powoli zatracając się w tłumie tych kolorowych maszyn; traciła z pola widzenia to, co na ten czas było jej priorytetem.
Dopiero, gdy odetchnęła na chodniku, a przechodnie otoczyli ją małym sznureczkiem zainteresowania, dostrzegła ją. Opierała się o balustradę mostu, patrząc na nią, jakby już była zwycięzcą, Mayako zaś z rękami na kolanach fukała pod nosem, odpędzając od siebie miłego staruszka pytającego, czy wszystko z nią w porządku. Doskonale wiedziała, że jeżeli pozwoli przekroczyć jej rzekę, straci szansę na złapanie jej. Droga do Kioto była podporządkowana innym funkcjonariuszom; stacjonująca w Tokio jednostka wojskowa i wszelkie komisariaty na tym terenie nie miały najmniejszego prawa prowadzić dochodzenia nie informując o tym policjantów z innego okręgu.
Nie było dobrze. Pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że zrobiło się cholernie niekorzystnie dla niej samej. Yakiimo właśnie ośmieliła się wytrącić z równowagi kogoś, kto zaczynał ewoluować w zaprogramowanego do zabijania robota. Była zirytowana oraz potwornie wściekła, głównie na siebie, bo przyszło jej do głowy uganianie się za niespełna rozumu kryminalistką, zamiast strzelić jej w nogę, wsadzić do czarnego worka i wyrzucić przed oblicze Raikage.
Przepchnęła się między tłumem, mocniej zaciskając palce na pistolecie. Gdy była wystarczająco blisko, spacerujący obywatele oddalili się. Chyba wyczuli nadciągające niebezpieczeństwo; atmosfera była niczym przed burzą. Gęstniała, cicha, fałszywie spokojna, ale wystarczyłaby reakcja jednej z kobiet, by świat wokół nich znacznie ucierpiał. To przestawał być żartobliwy pościg. Okanao miała dość wrażeń, jak na jeden dzień, lecz z tyłu głowy wciąż słyszała nieugięty głosik, przypominający jej o wcześniejszym postanowieniu. Obiecała sobie załatwić to w najłagodniejszy sposób, w jaki zdoła.
— Nie przyszłam cię ścigać — przekrzyczała szum miasta, dumnie unosząc podbródek, podczas gdy Yakiimo prowokacyjnie skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, zasłaniając twarz daszkiem. — Chcę to załatwić pokojowo. — Powoli zaczęła kucać, starając się nawiązać kontakt wzrokowy z stojącą kilka metrów dalej osobą. Położyła gnata na bruku i ostrożnie kopnęła go w stronę kobiety, zastanawiając się, od kiedy ma samobójcze zapędy.
Yakiimo z zażenowaniem pokręciła głową, podeszwą buta zatrzymując sunącą ku niej broń. Potem uśmiechnęła kpiąco, głęboko chowając w sobie uczucie podziwu wobec jej wroga. Wojskowa była albo wyjątkowo głupia, albo… No właśnie, Inami nie miała na nią żadnego pomysłu, toteż obserwowała każdy najmniejszy ruch Mayako, czekając na atak.
— Muszę zwerbować cię do Wywiadu — rzuciła na wydechu Okanao, nie potrafiąc dłużej utrzymywać napięcia. Z natury była szczera i raczej konkretna, więc nie zamierzała stać tu do śmierci.
— Nie stać was. — W jej oczach błysnęło coś niezidentyfikowanego.
— Masz wyrok na karku. Dożywocie. — warknęła, zaciskając pięści.
Yakiimo była nieznośna. Przekonana o swojej nieuchwytności, aż prosiła się o porządnego kopa w tylną część ciała.
— Więc czemu nikt przed tobą po mnie nie przyszedł? — Sięgnęła po pistolet, na co Maya zareagowała instynktownym spięciem mięśni. — Spokojnie, nie mam w zwyczaju zabijać przed obiadem.
Odwróciła się, niemal spacerowym krokiem wycofywała w głąb mostu, przeczuwając, że Okanao zachowa się honorowo i nie strzeli jej w plecy. Tymczasem snajper patrzyła, jak jej ofiara szydząc, odchodzi. Razem z nią zamykały także nadzieje dla całego Tokio. Z jakiegoś bliżej nieuzasadnionego powodu główny komisarz wybrał Yakiimo spośród setek więźniów z Japonii, chociaż czasami mieli gorsze doświadczenia w przestępczym fachu. Postawił na nią swoją kartę, narażając reputację oraz Drugi Oddział Wywiadu; nigdy nie wiadomo, co komuś takiemu przyjdzie do głowy, współpracując z nią możesz zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Mimo to Raikage zaryzykował, wyciągając do tej dziewczyny rękę, pozwalając jej odpokutować, a jeśli misja się powiedzie, z pewnością będzie wnioskował o łagodniejszy wymiar kary.
Walczyła ze sobą dłuższą chwilę. W wojsku nauczono ją dyscypliny, godzenia się z losem, ale pokazano jej też, że bez względu na konsekwencje rozkaz to rozkaz, a jej zadanie polegało na doprowadzeniu tej dziewczyny do siedziby.
Z wrzaskiem na ustach pokonała dzielącą je odległość, złapała blondynkę za kaptur i rzuciła nią o balustradę. Yakiimo wrzasnęła, bardziej z zaskoczenia, niż samego bólu wywołanego tym niefortunnym zderzeniem z metalową częścią mostu. Przytrzymała się jej obiema rękami, gromiąc Mayako wzrokiem.
— Słuchaj, ani ty nie lubisz mnie, ani ja ciebie. — Dźgnęła Inami wskazującym palcem w mostek. — Ale słyszałam, że lubisz filmy Marvel’a. Nie pomyślałaś o tym, że jak nam się powiedzie, zostaniesz takim bohaterem, jakich oglądasz na ekranie? — Rozpaczliwie próbowała przemówić do zamkniętego umysłu dziewczyny, trzymając ją za ramiona i od czasu do czasu lekko nią potrząsając.
— Na przykład? — Napięcie mięśni Yakiimo ustąpiło.
W myślach Okanao odtańczyła triumfalny taniec, na twarzy zachowując tę samą powagę.
— Nie wiem. Kapitan Ameryka? — Wzruszyła barkami, w zastanowieniu przygryzając wargę.
— Team Ameryka?
— Tak.
Yakiimo uśmiechnęła się do niej szeroko, rozsiewając wszelkie obawy. Sekundę później Okanao poczuła, jak kolano przeciwniczki mocno wbija się w jej brzuch. Zgięła się, wypluwając z ust posokę, gdy druga noga Inami podcięła kostki wojskowej, przez co, jak długa runęła plecami na beton. Pod wpływem okropnej fali bólu zgięła się, zasłaniając ramionami tułów, jęcząc pod nosem. Nie spodziewała się takiej siły po niskiej osóbce, którą teraz z kropelkami potu na czole i załzawionymi oczami obserwowała zza kotary potarganych włosów. Inami mierzyła do niej z pistoletu, patrząc z góry, po czym bez wyrazu odepchnęła ją stopą. Mayako ponownie wylądowała na kręgosłupie, krzywiąc się niemiłosiernie. Straciła wszelki zapał oraz pokłady swojej energii; brutalnie potraktowana miała ochotę wycofać się z tego heroicznego projektu Raikage.
— To będzie dobry powód, żeby cię zastrzelić. — Zaświergotała, oblizując spierzchnięte usta.
Mayako z przestrachem rozszerzyła powieki. Jej najmniejszy ruch mógłby w jakiś sposób sprowokować tego nieobliczalnego człowieka. Potulnie leżała, odczuwając skutki nieprzewidywalnych działań Yakiimo. Blondynka nachyliła się nad nią, dociskając lufę do czoła. Okanao natychmiast zamknęła oczy, czując ohydną gulę i suchość w gardle. Zginąć na swojej pierwszej misji, i to jako członkini legendarnego Wywiadu – z pewnością przejdzie do historii. Uśmiechnęła się pod nosem, ale w jej wyrazie twarzy nie było cienia wesołości, miała bowiem do kogo wracać tego dnia. Dwaj współlokatorzy szykowali powitalną imprezę, zapraszając starych znajomych z liceum, czekał na nią także tata oraz młodszy brat, z którym od bardzo dawna nie rozmawiała.
Yakiimo szarpnęła za pasek jej spodni, wydobywając drugi pistolet, po czym od niechcenia rzuciła go za siebie, posyłając w odmęty rwącej rzeki. Drugi zaś położyła przy ramieniu swoje przeciwniczki, wykorzystując fakt, że ta na nią nie patrzyła. W ogóle wydawała się Inami zbyt przestraszona, jak na żołnierza; ludzie, którzy zwykle po nią przychodzili byli bezwzględni i okrutni. Nieraz kopali ją, popychali, a nawet pluli w twarz, uważając za najgorszego śmiecia. Żaden z nich nie znał o niej prawdy. Przez te wszystkie lata ukrywała się w małym pudełeczku, otoczonym kolczastym murem, gdzie ulokowała swoje pobudki, sekrety i najskrytsze myśli, Ktokolwiek zapragnąć zedrzeć łańcuchy, otworzyć kłódkę – kończył, jako trup.
— Ale jeszcze nie dziś, żołnierzu. — szepnęła delikatnie.
Sprawnym ruchem ręki pozbawiła ją nieśmiertelnika i schowała go do kieszeni spodenek i, nim Okanao zdążyła pozbierać resztki siebie, co sił w nogach pognała ku zatłoczonemu targowi, gdzie wcześniej pozostawała anonimowa i mogła spokojnie zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt. Tam miała większe szanse na spotkanie dobrego przemytnika i wydostanie się z Japonii; z miejsca, które skazało ją na marny los. Gdyby kiedykolwiek ktoś zapytał ją, co sądzi o pomyśle zburzenia stolicy, od razu przyklasnęłaby ów planom.
A zaraz potem przypomniałaby sobie ludzi, którzy postanowili walczyć.
Tymczasem zdezorientowana Mayako obracała pomiędzy palcami pistolet. Kompletnie pozbawiona myśli, leżała nieruchomo, rozkoszując się chwilą spokoju. Ludzie powoli tłoczyli się wokół niej, mrucząc między sobą niezrozumiałe dla niej słowa. Nieprędko stanęła na własnych nogach, warcząc pod nosem, gdy ból znów sparaliżował jej ciało. Bolały ją wszystkie mięśnie, w głowie miała niesamowicie pulsującą pustkę. Z trudem doczłapała się z powrotem do parkingu, obserwowana przez różne osoby, które z pewnością uznały ją za pijaną. Kulała, jęczała pod nosem, trzymając się za brzuch. To, co zaserwowała jej Yakiimo było wyjątkowo nieprzyjemne, a zarazem udane.
Jej wewnętrzny wojskowy duch zarzucał zawalenie ważnej misji, natomiast jej dawne ja miało ochotę już nie wracać do głównego komisarza. Zostawić wszystkie obowiązki, więzi, wyjechać gdzieś daleko, z dala od obecnego wszędzie pośpiechu, zobowiązań, wzroku innych.
Rozejrzała się zalękniona, szukając na pustkowi swojego ukochanego samochodu. Czuła się w nim bezpieczna, odseparowana od reszty świata. Nie było go nigdzie, mimo że kilkakrotnie obracała się wokół własnej osi, przyglądając całej okolicy. Odruchowo zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie w bojówkach, szarpiąc się z ubraniem. Kluczyków tym bardziej nie było. Jedyne, co w tej chwili posiadała to jeden pistolet i magazynek. Popatrzyła w niebo, z rezygnacją unosząc kąciki ust.
— Zajebię tego gówniarza — mruknęła pod nosem.
<<>>
— Nigdy nie będziecie w stanie mnie znaleźć, a tym bardziej powstrzymać. Wkrótce Japonia, a potem cały świat dowie się, czym jest prawdziwy ból i poświęcenie. Będziecie błagać mnie o litość, prosić o śmierć, którą już wkrótce na was sprowadzę. Za czternaście dni Tokio stanie w płomieniach! Nie przetrwa żaden człowiek; runą budynki, mosty, lotniska. Zostaniecie zmiażdżeni, zrównani z ziemią. Z nikąd dla was ratunku. Jestem absolutem, jedynym bogiem tego świata, waszym przyszłym panem. Klęknijcie, póki możecie, bo za dwa tygodnie stolicę pokryje krew, pył i ludzkie zwłoki!
Kaori z wściekłością uderzyła palcem w przycisk radia, do którego wcześniej podłączyła pendriva. Usilnie próbowała skupić się na drodze, ale jej myśli wciąż błądziły wokół wiadomości od tajemniczego terrorysty. Poza tym marudząca na tylnym siedzeniu Mayako wcale nie ułatwiała jej pracy. Wojskowa, gdy tylko pozwoliła uciec Inami i w dodatku okraść się, skontaktowała się z centralą, a Raikage wysłał po nią Fukao, tłumacząc, że będą miały okazję bliżej się poznać. Jednak póki co żadna nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę.
Kaori przejrzała wszystkie nagrania z lotniska sprzed dziesięciu dni. Oczy piekły ją od ciągłego wpatrywania się w małe ekrany, ale bardziej raził ją fakt, że niczego nie znalazła. Widziała mnóstwo ludzi w kapturach, płaszczach, z dziwnymi walizkami, aczkolwiek nikt nie wydał jej się na tyle podejrzany, by z marszu przypisać mu rangę światowego kryminalisty. Gdy już nie umiała dłużej usiedzieć w ciasnym archiwum, po prostu przesłuchiwała nagranie, chcąc dopatrzeć się w nim jakiś podpowiedzi. Wszystko szło na marne; coraz bardziej skłaniała się ku przesiedleniu ludzi, aby ich ocalić, a nie bawić się w głupie gierki z fanatykiem. To zaskakujące, że już z początku traciła nadzieję i wiarę w swoje zdolności.
Auto zaparkowała na podjeździe, dostatecznie blisko głównego wejścia. Na zewnątrz dawno zdążyło się ściemnić. Droga powrotna zajęła im znacznie więcej czasu, niż przewidywała Kaori, jednak w tym momencie nie bardzo wiedziała, co powinna ze sobą zrobić, dlatego nie odczuwała pracoholicznych wyrzutów sumienia.
Mayako z trudem wygrzebała się z samochodu, potykając na krawężniku. Jej ciemne włosy pozostawały w nieładzie, a w oczach kryła się niepewność; od ponad roku nie znajdowała się o krok od śmierci, nic więc dziwnego, iż strach nadal się w niej kłębił. Kiedy Yakiimo przystawiła jej gnata do skóry, nie przeczuwała, że jej odpuści. Zestresowana, z obrazami najmilszych chwil w myślach, czekała na ostatni wystrzał, który nie nastąpił. W głosie Inami, wojskowa wyczuła obietnicę, jakby blondynka przewidywała, że mogą jeszcze kiedyś na siebie wpaść.
Uniosła głowę, zdając sobie sprawę, iż Kaori czeka na nią, w tej samej chwili także oniemiała. Kilka metrów przed ich samochodem stało jej własne, żółte auto w nienaruszonym stanie. Otworzyła buzię, zaczerpując chaust suchego powietrza, a potem bez uprzedzenia znalazła się przy Fukao, chwyciła za rękaw jej bluzy i pognała ku oszklonym drzwiom, następnie schodami w dół, do sali, w której oficjalnie wcielono ją do Wywiadu. Kopniakiem otworzyła drzwi, odruchowo łapiąc kontakt wzrokowy najpierw z Hoshi, dopiero później z samym Raikage, który z zadumą na swoim pomarszczonym obliczu przechadzał się po sali.
— Puść mnie! — Kaori wyrwała jej się, postępując krok do przodu.
Wówczas jej przełożony odsłonił widok za ich plecami. Mała cela, przypominająca klatkę dla zwierzęcia stała tuż pod ścianą, dezorientując swoim niewłaściwym położeniem. Tymczasowe więzienia znajdowały się jeszcze piętro niżej. Dopiero wtedy dotarło do niej, czemu ktoś umieścił tutaj ów metalowe kraty. Na drewnianej ławeczce, z irytująco cwanym uśmieszkiem siedziała dziewczyna ze zdjęcia, kryminalistka i popołudniowa przeciwniczka Mayi. Swój wzrok skupiała na osłupiałej snajper, po czym delikatnie kiwnęła głową, w poważny sposób unosząc kąciki popękanych ust.
— Dobrze, że już jesteście. Moje gratulacje, Mayako. Twoja pierwsza misja okazała się sukcesem. — Raikage przecisnął się między nimi a framugami i stanowczo popchnął je do przodu.
— Ale ja nie… — jąkała się Okanao, nie wiedząc, czy powinna patrzeć na Yakiimo, czy raczej na szefa; kręciła głową, miotając się.
— Miałaś za zadanie przekonać panią Inami do wstąpienia w szeregi Wywiadu, nie kazałem ci jej złapać. — Wyjaśnił, wyjmując z teczki jakieś papiery i zabierając się za ich przeglądanie.
— Dlaczego? — zwróciła się bezpośrednio do dziewczyny w celi, która prawdopodobnie mogłaby uciec, gdyby zechciała.
— Cóż, nie robię tego, bo wiem, że beze mnie zwyczajnie sobie nie poradzicie. — Wzruszyła ramionami, zaś Kaori ostentacyjnie prychnęła pod nosem. — Ani dla świadomości bycia sławną, szalenie bogatą i wpływową… Robię to dla słów: drogi rządzie, pocałuj mnie w dupę. — Zaśmiała się cicho. — Jak już zabiję kogo trzeba i odbębnię swoje, jako wasza tarcza, nie zatrzymają mnie.
Zmrużyła szare oczy, które gwałtownie pociemniały. Mayako wciągnęła tlen do płuc, natomiast Kaori skrzyżowała ramiona pod biustem, rzucając więźniarce wyzywające spojrzenie. Nie przywykła, by kryminaliści współpracowali z nią, a co dopiero zabijali tuż pod jej nosem, ale jeśli miało to w jakiś sposób pomóc światu, była gotowa przystać na te dziwne warunki ratowania ludzkości.
— W takim razie będziesz musiała zacząć od jakiegoś mafijnego bosa. Prawdopodobnie spotkał się z naszym drogim fanatykiem. — Hoshi mówiła monotonnym głosem, podczas gdy jej zwinne palce śmigały po klawiaturze nowiutkiego laptopa. Obok stał kubek z parującą kawą i dwie puszki napojów energetycznych. — Róg dwunastej — dorzuciła.
— Słyszałyście? — zagadnął Raikage, otwierając drzwiczki celi. Yakiimo wyszła z nich powoli, niczym kot, którego dopiero co wpuszczono do obcego pomieszczenia. Chwycił jej nadgarstki i na obu założył srebrne bransolety. Inami pokręciła nosem, krzywiąc się. — Mają system automatycznego namierzania, poza tym, jeżeli spróbujesz zaatakować, którąś z nich — kiwnął na pozostałą trójkę podbródkiem — zaboli. Dobrze by było gdyby zawsze jedna z was jej pilnowała. — Polecił wgapiającej się w Yakiimo trójce.
Dziewczyna potrząsnęła rękami, przyzwyczajając się do chłodnego metalu na swoje skórze. Nigdy nie zaoferowano jej drugiej szansy, a również teraz wiedziała, że za jej służbą w tym miejscu kryje się drugie dno. Rozgryzła to, oczekując przybycia wojskowej oraz liderki grupy. Raikage od kilku dni błagał ministra, by ten wydał pozwolenie na zabójstwo wykonane przez Hoshi, Kaori lub Mayako, jednak polityk był wyjątkowo nieugięty i zadufany w sobie. Główny komisarz nie mógł przewidzieć, kiedy napotkają na swojej drodze terrorystę; może za tydzień, może jeszcze dziś. Więc na mordercę wybrał kogoś, kto nic na tym nie straci. Yakiimo nosiła na swoich barkach dożywocie. Pozbawienie życia wroga publicznego nie dołożyłoby do tej kary zbyt wiele szkodliwych konsekwencji. Poza tym każda z nich potrzebowała ochroniarza; kogoś, kto gotów będzie stanąć pomiędzy nimi a pędzącym pociskiem, bo znów Raikage uważał, że Yakiimo i tak nie ma przed sobą przyszłości. Śmierć w walce, za innego człowieka, to dobra śmierć, która zmazałaby z niej popełnione zbrodnie.
Złapała się za ramię i zgiętą w łokciu ręką zatoczyła kółka do tyłu. Na pewno nie wyszła z wprawy, musiała jedynie przypomnieć sobie, czym jest jej siła, powołanie – to, do czego nieoficjalnie została stworzona.
— Będę z wami w kontakcie — powiedziała Akairo, gdy reszta wkładała sobie mikroskopijne słuchawki do uszu.
Mayako odebrała od Raikage swój karabin i zarzuciła go na bark, zaś Kaori przeładowywała pistolety oraz umieszczała je za dużym pasem czarnych bojówek. Stojąca obok nich w spodenkach i jasnej koszulce młodsza koleżanka prezentowała się wyjątkowo niegroźnie, ale właśnie chyba na tym polegała jej sztuczka.
— Na początek. — Raikage podał Inami drewniany kij bejsbolowy. — Przeznaczony dla was sprzęt pojawi się jutro. Pamiętajcie, mamy tylko czternaście dni na schwytanie tego skurwiela.
— Ta jest. — Yakiimo zasalutowała.
— Pilnuj się, rekrucie — burknęła do niej Okanao, szturchając ją w bok.
Kaori pozostawiła je same sobie, wymieniając się jakimiś konkretniejszymi uwagami z ich informatorką i nawigatorem Hoshi, oraz przełożonym Raikage. Yakiimo sarknęła, przewracając oczami.
— Uważaj, wojskowa. Nadal nie zastrzeliłam cię za tego Kapitana Amerykę. — Wyminęła ją truchtem i przystanęła centymetr przed nią, zaskakując Mayę. Wspięła się na palce i nagle coś zabrzęczało jej w dłoni. — No i mam kluczyki do twojej cytrynki. — Uśmiechnęła się złośliwie, radośnie machając przy tym swoim nabytkiem – kijem baseball’owym.
— Ej! — wrzasnęła fioletowowłosa i ruszyła w kolejny pościg za śmiejącą się w niebogłosy kryminalistką.
Tymczasem oparta o ścianę Kaori przyglądała się z bezpiecznej odległości rozgrywającej się na jej oczach scenie. Bardzo chciała wierzyć, że każda z nich do końca pozostanie uśmiechnięta i niezłomna. Wiedziała, że Mayako w swojej żołnierskiej karierze odebrała niejedno życie, a Inami była niespełna rozumu mordercą, ale rosnące w niej przeczucie nadciągającej tragedii, potwornie się w nią wgryzało, paraliżując umysł. Nie umiała na niczym porządnie się skupić, nawet na lotnisku zbytnio nie przykładała się do oglądania tych nagrań, co w jej fachu nie było dopuszczalne.
Uśmiechnęła się pod nosem, dziwnie rozczulona od dwóch biegających za sobą dorosłych kobiet. Pewniejszym krokiem szła dalej, poganiając je. Nie mogły tracić czasu, liczyła się najmniejsza sekunda, w końcu ważyły się losy ich świata; Tokio zbyt mocno tętniło życiem, by je pogrzebać.
Więc dlaczego, kiedy wsiadała za kierownicę, uczucie nadciągającej nawałnicy nie opuszczało jej wnętrza. Przeszedł ją dreszcz, gdy na niebie pojawiła się pierwsza błyskawica, a za nią kolejne i kolejne. Odpaliła silnik i nacisnęła pedał gazu, włączając się do ruchu.
— Tylko nie zostań w tyle — powiedziała do leżącej z tyłu i śpiewającej pod nosem Yakiimo.
— To grozi tylko grzecznym dziewczynkom. — Kokieteryjnie uniosła kącik ust.
Wraz z jej szczerym śmiechem do uszu Kaori doleciał huk. Pierwszy wybuch sprawił, że otoczona falą pyłu i kurzu, zahamowała gwałtownie, a Mayako zapobiegawczo odbezpieczyła karabin.
Zaczęło się.
<<>>
Yakiimo: No, to pierwszą część mam za sobą. xD Bardzo dziękuję Mayako, że zechciała sprawdzić moje kochane wypociny; szanuję jej komentarze. Chciałabym na początku co nieco powiedzieć o samej treści tego cyklu partówek, a właściwie o bohaterkach. Każdy z nadchodzących rozdziałów będzie skupiał się na jeden z nich w większym stopniu, niż na pozostałych. Ale będzie to dotyczyło tylko trójki (Mayako, Kaori, Hoshi). ;) Dziś zaserwowałam wam moją wersję Mayako. <3 Natomiast sama Yakiimo to ktoś przechodni; zawsze pomiędzy nimi. Jako, że zrobiłam z niej trochę szaloną kryminalistę (oh, ego mi rośnie), to jej zadaniem będzie pokazywanie dziewczętom trochę innego świata, sposobu, w jaki to Inami widzi pewne sprawy. No cóż, za wiele zdradzić nie powinnam, żeby nie zepsuć wam zabawy. Mam nadzieję, iż zrozumieliście coś z moich “podpowiedzi”. xD Chętnie poczytam wasze opinie na temat pierwszego rozdziału, a tymczasem łapcie obrazek wyszukany przez Kaori. <3 Chyba już wiem, kim na tej grafice jestem. xDDD Poza tym doceńcie muzykę na tym blogu. Te dwa soundtracki mają specjalną szufladkę w moim serduszku.
Szanuję to w luj! <3
OdpowiedzUsuńW ogóle cały ten pomysł, podejście do niego, tę odmienność charakterów i te wszystkie szczegóły. Kaori w roli naszego bezwzględnego kapitana jest idealnie wpasowana w rolę, a Hoshi z telefonem od razu kojarzyła mi się z Mystic Messenger. XD Idealnie pasuje mi do roli osoby związanej z informatyką i gdybym miała być na Twoim miejscu, to również tak bym ją wydała. W świetny sposób uwypukliłaś zróżnicowane charaktery.
Jestem zaskoczona, że Mayako poszła na pierwszy ogień, a jeszcze bardziej zaskakiwały mnie te wszystkie szczegóły, szczególnie żółty samochód, którym podbiłaś moje serce. Aż podrzuciłam kilka fragmentów mojemu lubemu. xD
Również szanuję to, że nie pojawiają się tu żadne Mary Sue, przez chwilę bałam się, że niezłomna Okanao dokona czegoś niemożliwego i właściwie ten epicki wpierdol jaki dostała, spodobał mi się najbardziej. I ta rozmowa. <3 Still #teamAmeryka. Wszystko przez to, że był w nim Jeremy. <3 xDDD I jeszcze ta końcówka! Naprawdę, za nic w świecie nie spodziewałabym się, że mój żółciutki Szerszeń wróci w ręce Mayako i to jeszcze w taki sposób. Yakiimo kojarzy mi się z taką iskierką, która - tak jak napisałaś - pokaże dziewczynom życie z zupełnie innej strony. Wtłoczy w nie nowe doznania i energię.
Także wszystkie sceny to bezprecedensowy wygryw; zarówno chwile, kiedy dziewczyny zobaczyły się po raz pierwszy i zostały postawione przed faktami dokonanymi, jak i pościg ulicami Tokio i końcówka. Widzę po prostu... widzę tę wściekłą Kaori, która wciąga mnie do samochodu, zniesmaczoną i pełną nienawiści. xDDD
Nie mogę doczekać się dalszych części, rozwinięcia postaci i w ogóle całej tej sytuacji. Wiem, że mogłam ominąć kilka rzeczy, coś mi gdzieś mogło umknąć przy tym sprawdzaniu, ale to opowiadanie jest już jednym z moich ulubionych i pewnie nie raz do niego wrócę, więc jak coś będę po drodze wynajdywać, to będę dawać znać. <3 I pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć! <3
Buzi, buzi, buzi. <3
Dziękuję ślicznie za komentarz. <3 I wiem, że mogę liczyć, a właściwie zamierzam podrzucać ci każdy rozdzalik Wywiadu do gruntownego przejrzenia.
UsuńOd początku nie chciałam z nich zrobić takich stuprocentowych super women, mimo że w ich składzie znajduje się żołnierz i wykwalifikowany śledczy. Chciałam pokazać, że ona także są zwykłymi ludźmi, a cała ta sytuacja pod tytułem "musicie i koniec" od początku zaczyna je nieco przerastać, mimo iż doskonale znają swoje umiejętności, na których od lat polegały. Co do charakterów, to ukazałam was tak, jak was widzę. No może nie dosłownie, bo żadna z was nie ściga mnie z gnatem przez ulice Tokio, ale cóż. xD W każdym razie buziaczki. :*
Och, lofciam. <333
OdpowiedzUsuńAle z komentowaniem Twoich opowiadań (zarówno Teorii jak i Wywiadu) mam jeden mały problem. Nie chodzi o to, że mi się nie chce. Jeszcze nie jest tak źle. Po prostu jak myślę, co mogłabym zawrzeć w komentarzu mam dwie opcje w głowie: albo Cię wychwalić, ugłaskać i połaskotać Ci ego albo zgnieść Cię, zniszczyć i shejtować. I nie ma opcji pomiędzy. xDDDDDDD I dlatego raczej wstrzymuję się od długich komentarz i kończę na kilku nic nieznaczących słowach.
No i nie wiem, co mam teraz z tym komentarzem zrobić. ...może go skasować? xD
Bo z jednej strony jest idealnie: dobre dialogi, dobre opisy, poczucie humoru, itede. Ale to idealnie jest aż nazbyt idealnie. Nawet jeśli bohaterzy nie się idealni i mają wady (szanuję, szanuję). Ta idealnść, to, że Wywiad tak bardzo mi się podoba, mnie przerasta. A może po prostu to, że jestem jedną z bohaterek i w dodatku tak dobrze odzwierciedloną i, O MATKO, od dziecka chciałam być super-tajną-agentką-bohaterką... może to mnie przerasta. xD
Z drugiej zaś strony przytłaczają mnie te potoczyste opisy, ich szczegółowość. (I kiedy myślę sobie o panu Norwidzie, który tak cenił i oszczędzał słowa... a którego tak lubuję...) Z jednej strony te opisy mnie męczą, a z drugiej mają coś w sobie.
KONIEC. PO GODZINACH LICZENIA MATEMATYKI W NIEDZIELE WYSIADAM.
Nie licz więcej na moje długie komentarze pod Wywiadem, bo nic sensownego z siebie nie wykrztuszę... ;-;
No ale pisz dalej, pisz. Bo jaram się ogromnie. <3
Ps. ...ale uważaj, bo jak tak dalej będzie to Wywiad będzie sławniejszy od Mangowych Wywiadów. Nie zapominaj, kto jest Twoim szefem. xDDD
UsuńPs2. Gdzie zniknęła muzyka? Odświeżam i odświeżam i ni ma. :CCC
Muzyka jest na pewno xD Może to jakiś błąd od bloggera? Kurdę, boję się z tym twoim hejtowaniem. No wiesz, nie mogę ominąć kilku rzeczy w opisach, bo potem wszystko wyjdzie takie z dupy. xD
UsuńTen błąd pojawia się na każdym blogu. Po dodaniu komentarza, odtwarzacz znika z witryny i pojawi się dopiero wtedy, kiedy odświeżymy stronę główną.
UsuńPo raz któryś powtarzam: BLOGGER TO DZIWKA. XD
Ps3. Dodaję ten komentarz z premedytacją, nie będę zaprzeczać.
UsuńBlogosfera jest pełna wspaniałych ludzi. Zapewne jesteś jednym z nich. Może chciałbyś opowiedzieć coś o sobie? A może chcesz, aby przeprowadzono z Tobą wywiad? Tak? To świetnie trafiłeś. Wywiady z autorami blogów mangi i anime to blog stworzony z myślą o Tobie! Możesz zgłosić się do jednej z autorek bloga, a potem odpowiedzieć na kilka ciekawych pytań. Nie czekaj - zgłoś się już teraz!
Zapraszam!
Wywiady z autorami blogów mangi i anime
A CÓŻ TO ZA WYJEBIASTA STRONA Z WYJEBIASTĄ ZAŁOGĄ HIHI?
UsuńKOCHAM TO <33333333333333333333333
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobały mi się opisy. Potem szczegóły. A potem kij XD
Z miejsca polubiłam wszystkie główne bohaterki. Już przed czytaniem wiedziałam, że tak będzie, a po tylko się w tym utwierdziłam. Szczególnie, że skończyłam dzisiaj książkę. Niby dobra, podobała mi się do 370 strony. Potem miałam wrażenie, że autorka zżyna od innych autorów - że chce na siłę zaskoczyć czytelnika i wmówić mu, że "to wszystko jest tak bardzo skomplikowane". Także przez 370 stron była fajna, przez 30 gówno. A piszę o tym dlatego, że jak czytałam sobie Wywiad, to tak powoli się uspokajałam i nawet stwierdziłam, że podoba mi się to bardziej od tamtych 370 stron XD Widzisz, jak ja cię chwalę?
Czułam się jak jakiś niższy podgatunek człowieka, gdy pojawiały się wzmianki o Marvelu. ja nigdy żadnego w całości filmu nie obarzałam ;__;
Genialne dialogi, fajny pomysł, świetne opisy. Czego chcieć więcej?
MUZYKA NIE DZIAŁA, MAJA COŚ SCHRZANIŁA XD
A ja cię kocham, bo szanujesz mój kij. <3 Maya dała radę, po prostu tak, jak mówiła po dodaniu koma odtwarzacz nie działa xD Widzę, widzę, jak mnie chwalisz, więc ja pochwalę się, że Wywiad będzie miał kolejne rozdziały, dokładnie chyba sześć, ale nie pamiętam xD :*
UsuńBuziaczki
Kayo, nie oczerniaj mnie z premedytacją, skoro masz komentarz z wyjaśnieniem, dosłownie nad Twoim. xD
UsuńTy mały trutniu, nasza współpraca się zakończyła i teraz niszczysz mi życie! Wiedziałam, że ta pocztówka to przykrywka, żeby mnie uśpić. xD
UsuńMała jestem z natury! xD
UsuńNo wiem, czytałam, ale po odświeżeniu mi też nie działało :/
Dobra, dobra będę milsza. Poza tym nie wiem, jak ty to zrobiłaś, może masz jakieś ukryte zdolności, ale gdy czytałam twój komentarz, wywaliłam się na chodniku XD (To pewnie zemsta była, prawda?)
No to pojechałaś po bandzie Ci powiem.
OdpowiedzUsuńJak odeszłam od blogosfery na kilka miesięcy, tak teraz powracam by coś poczytać. No i dzięki Mayako mam do czytania Wywiady i Na skraju jutra.
Także ten... to chyba oczywiste, że pozostaję na dłużej, nie?
Moja ulubiona jak do tej pory postać? Kryminalistka. XD
Ano i... nie powinno być "z powrotem"?
Z trudem doczłapała się spowrotem do parkingu, obserwowana przez różne osoby, które z pewnością uznały ją za pijaną.
Czekam na kolejną część. ;)
O kurde, już poprawiam. xD Dziękuję ślicznie za komentarz, cieszę się, że będę miała dodatkowego czytelnika. :* Tak, jak zwykle kochamy najczarniejsze i najbardziej szalone postacie, szczególnie kiedy ci przechodzą na tę dobrą stronę.
OdpowiedzUsuńDlatego od zawsze kochałam tych, którzy z początku byli czarnymi bohaterami (Jellal <3).
UsuńPoza tym Yakiimo ma moim zdaniem całkiem nieźle zarysowany charakter w fabule, więc wiesz... ;)