czwartek, 4 maja 2017

Wywiad III: Oni razem

Wiadomo, że najtrudniejsze rozstania to te,
gdzie jest miłość. A jeszcze trudniej, kiedy
zdajesz sobie sprawę, że kogoś kochasz,
ale nie potrafisz z nim żyć.
~ Maja Sablewska

Miała wrażenie, że był z porcelany. Posiadał ostro zarysowaną szczękę, nienaturalnie bladą cerę oraz ciemne oczy, od których z początku nie potrafiła oderwać wzroku. Nieprzerwanie tonęła w nich, hipnotyzowana głęboką czernią, by zaraz potem odwrócić się, mimowolnie wyczuwając zagrożenie. Nie lubiła tracić nad sobą kontroli, a sam fakt, iż wpuściła go, na dotąd zajmowane przez nią miejsce kierowcy, mocno zaburzył jej równowagę. Z trudem składała rozrzucone w głowie myśli, chwytając się swojego celu, który z każdym pokonanym kilometrem, znajdował się coraz bliżej.
W radiu leciała spokojna, rockowa ballada, a oni wolno i niezwykle spokojnie sunęli po drodze, obserwując masy ludzi tłoczących się na chodnikach. W całym Tokio ustawiono punkty ewakuacyjne, gdzie przebywały wykwalifikowane do pomocy jednostki, takie jak wojsko czy policja. Używając specjalnego programu komputerowego, zaznaczali w rubrykach nazwiska przybyłych osób, sprawdzali także bagaże, potem zaś oddelegowywali do wyznaczonych miejsc, skąd obywateli wywożono za miasto, do przygotowanych wcześniej schronów.
Relaksowała się, wsłuchując w rytm muzyki. Przymknęła powieki, pozwalając sobie na oparcie potylicy o zagłówek i chwilowe wyłączenie. Od początku cała ta sprawa wydawała jej się zbyt trudna dla czterech obcych sobie dziewczyn. Fukao była przyzwyczajona do rządzenia i działania w samotności. Praca w zróżnicowanej grupie to prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza, że przegrywały z anonimowym terrorystą. Wciąż nie natrafiły na żaden przydatny ślad, więc szybko zaczynała się martwić i utwierdzać w przekonaniu, iż wkrótce powiększą grono osób w bunkrze.
Itachi wyminął grupę umundurowanych mężczyzn, jednemu machając w geście powitania, jednak nie zatrzymał się. Doskonale wiedział, że jeżeli to zrobi, Kaori zdenerwuje się, a już w tym momencie dostrzegał napływającą od niej, ciemną aurę. Uchiha szanował niewiele osób; zwykle, kiedy przydzielano go do jakiegoś oddziału, kończyło się na zwykłych uprzejmościach. Tym razem, siedząca obok niego, drobna istotka w mig wzbudziła w nim respekt. Miał w końcu do czynienia z liderką Drugiego Oddziału Wywiadu, co czyniło z niej kogoś porównywalnego do jego przełożonego — kapitana Uzumakiego. Uśmiechnął się delikatnie, maskując wyraz twarzy za kotarą ciemnych włosów. Matka zawsze powtarzała mu, aby je ściął, bo będą mu przeszkadzać w pracy. Swoją drogą, jako dzieciaka, często mylono go z dziewczynką, podobnie z resztą jego młodszego brata, Sasuke.
Już z zewnątrz bar wydał im się ogromny. Miał dwa piętra, pomiędzy którymi umieszczono różowy, neonowy napis Bastard. Rozglądając się po okolicy podeszli bliżej; Itachi wyraźnie ociągał się. Jego żołnierski zmysł podpowiadał mu, że to nie jest najlepsze miejsce na dyplomatyczne rozmowy, mimo to, widząc hardość Kaori, zaryzykował. Zeszli po kilku schodkach w dół, stając przed zupełnie normalnymi drzwiami. Wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym chłopak ostrożnie położył dłoń na gałce i przekręcił ją. Pomieszczenie było okrągłe; po lewej znajdował się obszerny bar, dalej scena, na górze mnóstwo reflektorów, pod sufitem typowa dla takich miejsc — kula dyskotekowa. Po prawej stały okrągłe kanapy w kolorze ciemnego fioletu oraz czarne stoliki, na środku wyłożono parkiet w tym samym kolorze, co blaty. Brak okien sprawiał, że we wnętrzu panował mrok; jedynie ledowe lampy nad barem stanowiły jako takie oświetlenie. Muzyka była znacznie głośniejsza, niż w samochodzie, toteż Kaori poczuła się niekomfortowo. Nie przepadała za imprezami, piciem alkoholu, tańczeniem obok nieznanych, spoconych ciał, dlatego Bastard zupełnie ją przytłoczył, nawet będąc pustym. Zgarbiła się nieco, marszcząc brwi, przez co grzywka opadła jej na oczy.
— Tu nie wolno wchodzić, jest zamknięte.
Spomiędzy półek z trunkami wynurzył się niewiele starszy od Fukao chłopak. Miał brązowe, rozczochrane włosy, oczy o niezidentyfikowanym kolorze oraz szelmowski uśmieszek na ustach. W dżinsach i białym podkoszulku wyglądał trochę, jakby pomieszkiwał na ulicy, ale Kaori wiedziała, że nikły procent facetów należy do tych dbających o siebie. W ręku trzymał szmatkę, wycierał nią kufel od piwa. Niedługo potem odłożył przedmiot pod kran, z którego zwykle leciał najtańszy alkohol, i wówczas spojrzał prosto na nowo przybyłych.
— Szukamy właściciela — rzucił oschle Itachi, mimowolnie zaciskając palce na schowanym za paskiem pistolecie. Żałował, iż wbrew rozkazom Raikage, nie zabrał ze sobą granatu błyskowego albo karabinu.
Barman zaśmiał się, łokciami opierając o blat. Przyglądał im się dłuższą chwilę, analizując po kolei każde z nich. Widział wyszkolonego do walki mężczyznę i poważną, przygotowaną na najgorsze kobietę. Ze świstem wypuścił powietrze z płuc, wracając do pionowej postawy. Niedbałym machnięciem ręki zrzucił resztki okruszków i warstwę kurzu ze swojego stanowiska, po czym ponownie zaszczycił ich zagadkowym, nieco zbyt pewnym siebie spojrzeniem.
— Jeden nie przyjmuje gości, drugi siedzi w pudle — oznajmił wyraźnie rozbawiony, mimo to Kaori dosłyszała, jak jego głos załamał się na końcu zdania.
Zaskoczona uniosła brew, krzyżując ramiona na piersi. Ostatnimi czasy dość często zastygała w tej zamkniętej pozie, która pokazywała jej wyższość nad przeciwnikiem. W rzeczywistości Fukao czuła się znacznie lepiej, będąc odseparowaną od otoczenia. Itachi odchrząknął delikatnie, zwracając na siebie uwagę chłopaka.
— Jesteśmy z policji — rzekł zdecydowanie, spodziewając się owocnej dla nich reakcji, jednak barman tylko lekceważąco wzruszył ramionami, a Uchiha momentalnie sposępniał.
Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Rano zmuszono go do słuchania wrzasków Yakiimo, która dowiedziawszy się, że została odsunięta od sprawy Hidana, rzuciła się na Raikage. On oraz Madara szybko zainterweniowali, ale odciągnięcie wściekłej kryminalistki od komisarza, zajęło im dłuższą chwilę, w efekcie czego ofiara Inami skończyła z podbitym okiem, pękniętą wargą i zadrapaniami na policzku. Po wszystkim umieścili ją w jej tymczasowej celi, a przebywający na terenie budynku oddział sanitariuszy, wstrzyknął Yakiimo środki uspokajające. Gdy wychodzili, smacznie spała na podłodze pseudo więzienia, w ogóle nie przejęta tym, co zrobiła. Natomiast wyprowadzony z równowagi Raikage zakazał zbliżania się do dziewczyny w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, więc Mayako i Naruto, którzy początkowo mieli pilnować Inami, otrzymali jeden dzień wolnego.
— Możecie być nawet z Księżyca. — Rozłożył ramiona na boki, wyginając usta w podkówkę.
Kaori nabrała ochoty udzielenia mu poważnej reprymendy, ale powstrzymała się, bo oto ze schodów prowadzących na górne piętra, zbiegła odziana w różową halkę blondynka z zarzuconymi na ramiona czerwonymi piórami. Ostro zgromiła wzrokiem barmana, który pod naporem jej spojrzenia, cofnął się. Następnie uśmiechnęła się lubieżnie do Itachiego, a Kaori potraktowała, niczym powietrze. Fukao zagotowała się w środku, rumieniąc na twarzy. W obecności takich przedstawicielek jej płci czuła się nieatrakcyjna i pomijana, w szczególności przez mężczyzn. Zacisnęła usta w wąską linię, w myślach dusząc cukierkową dziewczynę.
— Jestem Ino, w czymś panu pomóc? — Zachichotała, obwiązując sobie puszystą ozdobę wokół szyi. — Kiba zapewne nie chciał pana wpuścić. To świeżak, musi się wiele nauczyć — szepnęła złośliwie.
— Pracuję tu dłużej, niż ty — mruknął pod nosem, przewracając oczami. Odwrócił się na pięcie i zniknął w pomieszczeniu gospodarczym za półkami z alkoholem, gdzie nie narażając się na podejrzliwe spojrzenia oraz cięte uwagi, spokojnie podsłuchiwał dalszą część rozmowy.
— Szukamy Hidana — warknęła Kaori, przystępując krok do przodu.
— Przepraszam, ale pan Hidan nie dysponuje czasem dla nieznajomych. — Wciąż natrętnie wpatrywała się w Itachiego, jakby pragnęła zmusić go do wykonania wszystkich kłębiących się w jej myślach fantazji, którymi żołnierz nie był specjalnie zainteresowany.
— To bardzo ważna sprawa — powiedział Itachi, po czym bez zbędnych ogródek, wyminął skonfundowaną Ino, wspinając się po schodach.
Kaori uśmiechnęła się szeroko do jego pleców i ruszyła w ślad za nim, nie potrafiąc powstrzymać się od pokazania języka blondynce, która tupnęła ze złości, a potem z ostentacyjnym prychnięciem oddaliła się w stronę baru.
Itachi stanął przed masywnymi drzwiami ze złotą gwiazdką na środku. Ozdobę skomentował przewróceniem oczami, a Kaori zachichotała delikatnie, wyobrażając sobie Hidana, jako przesadnie pewnego siebie faceta w lateksowym różu. Uchiha zapukał dwukrotnie i nacisnął klamkę, szybko wchodząc do środka, na co dziewczyna zareagowała instynktownie, synchronizując ich ruchy.
Kiedy Itachi zdecydował się na podjęcie ów zadania, oczekiwał strzelaniny, pościgu, adrenaliny, zwłaszcza po tym, co opowiadała im Yakiimo. Spodziewał się dosłownie każdej ewentualności, poza tą jedną. Hidan siedział po turecku na blacie biurka, oczy miał zamknięte, dłonie złożone, jak do modlitwy. Jego klatka piersiowa unosiła się niezwykle spokojnie; zdawał się zapadać w coś na wzór letargu. Żadne z nich nie ośmieliło się podejść i ocucić go. W pomieszczeniu unosiła się woń świeczek zapachowych oraz przeróżnych kadzidełek, od których Kaori zakręciło się w głowie. Dym był tam niezwykle gęsty; oboje odnieśli wrażenie, iż znajdują się gdzieś pośród mgły. Zaciągnięte żaluzje, przez które wpadało zaledwie kilka cienkich promieni światła, dodawały całości atmosferę grozy tudzież niepokoju. Drobinki kurzu odznaczały się na tle słonecznej poświaty, hipnotyzując swoim powolnym lotem.
Kaori popatrzyła na Itachiego, który rozszerzając oczy, drapał się po bladym policzku. Nie wyczuwał najmniejszych oznak zagrożenia, ale odkąd dotknął go odurzający zapach religijnych przyrządów, przestał ufać swoim instynktom. Nic dziwnego, że Yakiimo tak szybko oszalała. Zaśmiał się cierpko, wówczas Hidan uchylił powieki, przypominając im rozzłoszczonego kota, szykującego się do ataku.
Kaori poszperała w kieszeniach granatowej kurteczki i wyciągnęła swoją odznakę, ukazując ją właścicielowi pub’u. Ten zmarszczył brwi, po czym zsunął się z blatu, kierując ku szklanemu stolikowi, gdzie stała butelka whisky. Nalał sobie blisko połowę szklanki, uniósł ją delikatnie do góry, znacząco patrząc w ich stronę, a następnie upił pokaźny łyk.
— Witam — odezwał się, wywołując irytację u Itachiego.
— Jesteś właścicielem tego lokalu, prawda? — zapytała Fukao, zapobiegawczo kładąc rękę na spiętym ramieniu Uchihy.
— Współwłaścicielem — poprawił ją natychmiast.
Kaori przeczuwała, że za maską spokojnego, niemal do bólu opanowanego faceta, kryje się prawdziwy potwór, który gotowy był zranić bliską mu osobę, byle tylko uniknąć niepotrzebnych kłopotów. W tle leciała spokojna muzyka w stylu indie rock, napawając funkcjonariuszy coraz to większym niepokojem.
— Mój wspólnik przebywa obecnie w więzieniu. — Jego wzrok przez sekundę spoczął na małej, ukrytej za regałem komodzie.
Kaori pewnie przeszła obok Hidana, kierując się w stronę zagadkowego mebla, po czym zamarła, zasysając powietrze. Yakiimo nie powiedziała im wszystkiego; napomknęła o potędze siwowłosego, jego gigantycznych wpływach, pieniądzach i okrutności wobec przeciwników. Natomiast nie pisnęła ani słowem o tym, iż byli kiedyś parą. Fukao z lekkim niedowierzaniem wpatrywała się w liczne fotografie; każda podobna do następnej. Przedstawiały głównie roześmianą Yakiimo, czasem razem z Hidanem, czasem po prostu samą, uśmiechającą się do zachodzącego słońca. Tańczącą na plaży, podającą drinki za barem. Cokolwiek by nie myśleć, ten mężczyzna musiał mieć sporą obsesję na punkcie Inami.
Sięgnęła po jedną z nich, tę na której nastoletnia blondynka, w czerwonej sukni z falbankami, nieco nieśmiało patrzyła w obiektyw. Przez chwilę Kaori wątpiła, że zarumieniona dziewczyna i wojownicza więźniarka to ta sama osoba.
— Miała wtedy siedemnaście lat. Zabrałem ją na coś w rodzaju balu wydawanego przez jednego z szefów tokijskiej mafii. Myślałem, że sobie nie poradzi, ale ona oczarowała wszystkich, także mnie. — Hidan wpatrywał się w coś za oknem, leniwie popijając whisky. Na jego ustach spoczywał delikatny uśmiech, a oczy skrywały głęboką tęsknotę. — Nie wiem, co jej zrobiliście, że poszła z wami na współpracę… — wyszeptał.
— Więc chciałeś nas zbyć. Doskonale zdajesz sobie sprawę, iż Yakiimo Inami jest teraz człowiekiem głównego komisariatu — wysyczał Itachi.
— Oczywiście. Nie ostrzegła was przede mną? — zaśmiał się wyraźnie rozbawiony porywczością Uchihy. — Wiem tu wszystko o wszystkich. — Rozłożył ramiona, spojrzeniem rzucając drugiemu mężczyźnie nieme wyzwanie.
Hidan czuł się pewnie; był na swoim terenie, otoczony przez oddanych mu ludzi oraz mnóstwo ostrej broni, której jeszcze nie miał okazji wypróbować. Poza tym znał Yakiimo, dzięki czemu wiedział, co mogła im powiedzieć, a co zachować dla siebie. Nie wiedział tylko, jak bardzo Inami pragnie wbić mu nóż w plecy i dlaczego w jego klubie zawitali kryminalni.
— Nie będę owijać w bawełnę. Ile wiesz o terroryście? — Kaori stanęła między dwoma facetami, mężnie wypinając pierś i hardym wzrokiem mierząc Hidana.
— Zależy o którym. — Znów wybuchnął śmiechem.
Cała ta sytuacja nieco go bawiła, zwłaszcza, że zauważył swoją szansę na ponowne zobaczenie Yakiimo; dziewczyny równie nieustępliwej i upartej, co on sam. Nic dziwnego, że w czasie ich dziwnego związku kłócili się kilka razy dziennie, a jednocześnie Hidan coraz mocniej ją kochał. Potem popełnił błąd.
— Obecnie mamy tylko jednego wspólnego wroga. Jeśli czegoś nie zrobimy, Tokio zostanie doszczętnie zniszczone — ostrzegł Itachi, postępując krok do przodu.
— Wisi mi to — odparł Hidan.
— A wraz z nim Yakiimo. — Kaori uśmiechnęła się sztucznie, wykorzystując pierwszą myśl, która wpadła jej do głowy.
Liczyła, że dawna miłość wciąż wiele znaczy dla tego wpływowego mężczyzny, i rzeczywiście, nie pomyliła się. Jego powieka drgnęła delikatnie, a pięści mimowolnie zacisnęły się, jakby w tamtym momencie walczył sam ze sobą. Ze świstem wypuścił powietrze, po czym przeczesał swoje idealnie ułożone włosy, nieco je roztrzepując. Itachi także odetchnął z ulgą. Jego żołnierska kariera wypracowała w nim intuicję, podpowiadającą mu, iż nawet pozbawiony broni Hidan może stanowić dla niego nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, że była tu Kaori — za punkt honoru obrał sobie wyprowadzenie jej stamtąd w jednym, nienaruszonym kawałku.
— Czego jej potrzeba? — zapytał, dezorientując pozostałą dwójkę.
— Komu?
— Yakiimo. To jej zamierzam pomóc, niezależnie od tego po czyjej stoi stronie.
— Wszystkiego, co wiesz, masz, możesz zdobyć — mruknęła Kaori, wzruszając ramionami.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że jedyne, czego chciała Inami, to wolność, dużo pieniędzy, jakiś bezpieczny azyl i wieczną bezkarność. Mimo to, odkąd stanęła twarzą w twarz ze sławną kryminalistą, miała nieodparte wrażenie, iż za jej postępowaniem kryło się jakieś głębsze, tajemnicze dno, które Yakiimo zamknęła przed światem, usilnie chroniąc, a więc jednocześnie ponosząc konsekwencje swoich czynów.
Hidan powoli kiwnął głową, obszedł biurko i sięgnął po słuchawkę telefonu stacjonarnego, uprzednio wciskając jakiś przycisk. Kiedy z drugiej strony dało słyszeć się charakterystyczny szum, odezwał się:
— Kiba, szykuj ludzi.
— Jak wielu?
— Mojej dziewczynie grozi jakiś skurywsyn. Chcę wiedzieć, co robi, gdzie jada, jak się ubiera, z kim rozmawia, a nawet kogo pieprzy, rozumiesz? — wycharczał.
— Czyli wszystkich. — Kaori usłyszała krótki, aczkolwiek pozbawiony wesołości śmiech.
— Czyli wszystkich — powtórzył Hidan, krzyżując spojrzenie z będącą pod wrażeniem Fukao. — Nie patrz tak na mnie, kobieto. Ja tylko spłacam swoje długi.

<<>>

Naruto milczał przez całą drogę do kawiarni, skupiając się wyłącznie na bezpiecznej jeździe. W porze obiadowej po Tokio poruszały się niezliczone rzesze samochodów, ludzie, niczym mrówki, błyskawicznie przemieszczali się z miejsca na miejsce, trzymając w rękach termosy z kawą oraz grube teczki, pełne niezrozumiałych druczków. Mayako jakoś zniosła tę okropną dla niej ciszę, chociaż nosiło ją, by dać blondynowi porządnego kuksańca w bok. Jednak gdy po kilkunastu minutach przebywania w małym, przytulnym lokalu, Naruto beznamiętnie wpatrywał się w swój kubek, po prostu nie wytrzymała. Z całą mocą kopnęła go w piszczel, a on zaskoczony podskoczył, kolanem uderzając o spód blatu. Zawył, opierając czoło na stoliku i rękami rozmasowując pulsującą nogę. Tymczasem Maya zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, wcześniej zaplatając ramiona na piersi. Wyczuwała, że coś jest nie tak z Uzumakim; lata przyjaźni sprawiły, iż podświadomie czytała z niego, niczym z otwartej księgi.
— No wyduś to z siebie — syknęła, ostentacyjnie przewracając oczami.
Naruto nadął policzki, po czym powoli wypuścił powietrze, plecami ponownie przylegając do oparcia krzesła. W dłonie ujął do połowy opróżnione naczynie, znów w zamyśleniu przypatrując się jego smolistej zawartości.
— Shion u mnie była — wydusił w końcu, wprawiając w osłupienie siedzącą naprzeciwko dziewczynę. Nim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć, kontynuował: — Pytała, jak z moją raną, składała kondolencje z powodu śmierci moich ludzi, zaproponowała wspólne zjedzenie kolacji.
— Ale ty byłeś na tyle mądry, by zatrzasnąć jej drzwi przed nosem — powiedziała dobitnie, celując w niego wskazującym palcem.
Shion, kiedyś narzeczona Uzumakiego, obecnie gwiazda show biznesu. Poznał ją w ostatniej klasie liceum i skrycie podkochiwał się, odtrącając wszystkie plączące się wokół niego dziewczyny. Potem jakimś cudem ona i kapitan trafili na ten sam wydział; Shion wybrała się na bezpieczeństwo wewnętrzne, wiedząc, że ojciec-policjant zapewni jej dobrze płatną posadę za wielkim biurkiem. Mayako już wtedy niezbyt przepadała za dziewczyną, jednak ze względu na przyjaciela starała się ją szanować. Omijała wszelkie konflikty, nie irytowała się na dźwięk chichotu Shion i nie wmawiała Naruto, że któregoś dnia pożałuje pożyczania tamtej pieniędzy. Kiedy blondyn odważył się zrobić pierwszy, poważny krok w życiu dorosłym, Mayako miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale tego też nie zrobiła. Zwyczajnie stała, udając wzruszenie na widok klękającego Naruto i wyjącej Shion, która wydukała ciche tak. Sielanka nie trwała specjalnie długo; cały problem polegał na urodzie dziewczyny Uzumakiego i jego wymagającej pracy. Jako żołnierz wyjeżdżał na całe tygodnie, nie wiedząc, czy kiedykolwiek wróci, natomiast Shion została zauważona przez znanego fotografa. Zaproponował jej pracę w branży modelingowej, gdzie poznała bogatego i mającego od groma czasu Chińczyka. Szybko zerwała zaręczyny, dokładnie miesiąc przed ślubem, wyjawiając, iż wdała się w romans ze swoim współpracownikiem. Oczywiście — ku niezadowoleniu Mayako — Naruto uważał, że to tylko i wyłącznie jego wina. Pamiętała, jak bardzo wtedy się upili; ona ciągle się śmiała, tańcząc na środku ulicy, on wylewał łzy do butelki wódki.
Naruto skrzywił się, z zakłopotaniem drapiąc po karku. Świadomie unikał zabójczego wzroku Okanao.
— Cóż, nie do końca — burknął.
— Chociaż powiedziałeś jej, że ma spierdalać? — zagadnęła z nadzieją, na sekundę unosząc kąciki ust.
— Nie.
— To, żeby spadała?
— Nie.
— Zwykłe do widzenia?
— Też nie. — Zaśmiał się z zakłopotaniem, a wówczas Mayako uderzyła pięścią w stół.
Jej filiżanka zachybotała się niebezpiecznie, przykuwając uwagę siedzących na około ludzi. Fioletowowłosa skuliła się nieco pod naporem wzroku niezadowolonej z jej zachowania kelnerki zza lady, aczkolwiek nie zamierzała odpuszczać Uzumakiemu. Nachyliła się nad stolikiem, on mimowolnie poszedł w jej ślady, nadstawiając uszu.
— Zwariowałeś? — warknęła przez zaciśnięte zęby.
— To tylko kolacja, May, nic się nie stanie — zapewnił, swoim rozbrajającym uśmiechem rozluźniając atmosferę.
— Jak znowu wylądujesz z nią w łóżku, to…
— To jestem dużym chłopcem i doskonale wiem, jak się zabezpieczać — wtrącił, niemal czując, jak jego rozmówczyni nabiera ochoty zastrzelenia go.
Odsunęła się z zażenowaniem kręcąc głową. Nie wierzyła w dobre intencje byłej narzeczonej chłopaka, aczkolwiek od zawsze życzyła mu jak najlepiej, wierząc, że któregoś dnia Naruto przeżyje prawdziwie szczęśliwą miłość. Tymczasem jemu ciągle łamano serce, sprawiano, iż doszukiwał się w sobie wad, zmieniał tryb życia, znajomych, rzucał albo wracał do używek. Czasami musiała naprawdę porządnie nim potrząsnąć.
— Myślisz, że Kaori poradzi sobie z Hidanem? — Zmieniła temat, myślami kierując się ku nowej koleżance.
— Ma Itachiego i sporo informacji od Yakiimo. — Sposób w jaki blondyn wymówił imię Inami zaintrygował Okanao na tyle, by płynnie przejść do kolejnej pogawędki.
— Nie ufasz jej?
— Wysadziła mnie w powietrze — zaśmiał się, jakby bliskie spotkanie ze śmiercią nie robiło na nim wielkiego wrażenia; swoją drogą taki właśnie był Naruto. Rzadko co wzbudzało w nim strach czy obawę. — Ale całkiem nieźle walczy, ma kreatywne pomysły, zwłaszcza w sytuacjach ratowania tyłka, zna dużo nieciekawych typów, a z takim właśnie się zmagamy. — Niedbale wzruszył ramionami. — A ty?
— Przy pierwszym spotkaniu leżałam na deskach, poza tym ukradła mi samochód i nieśmiertelnik. Tego drugiego już nie odzyskam. — Ze smutkiem wydęła dolną wargę, teatralnie pociągając nosem. Nagle spoważniała, przez chwilę zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze robi, wtajemniczając w całą sprawę Uzumakiego. Jednak widząc jego uniesioną brew, nabrała powietrza do płuc i zaczęła mówić: — Myślę, że Hidan próbował ją zabić.
Naruto rozszerzył powieki, dopiero po chwili przyswajając wiadomość. Kilkakrotnie otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak żadne słowo nie mogło przejść mu przez gardło. Spodziewał się skomplikowanej oraz napiętej atmosfery między tamtą dwójką, lecz nigdy nie posądziłby właściciela pub’u o chęć zamordowania bliskiej współpracownicy, ani Yakiimo o to, że kiedykolwiek musiała walczyć o życie. Ona je odbierała, nie usilnie się go trzymała. Jednak do głowy przyszły mu słowa jego dawnego wykładowcy: bardzo często, pod wpływem traumatycznych wydarzeń, ofiara zamienia się w kata.
Mayako odchrząknęła dyskretnie, rozglądając się po lokalu. Inami mogła mieć przyjaciół dosłownie wszędzie; niektórzy nadal stali za nią murem, donosząc najświeższe plotki.
— W szpitalu zauważyłam u niej dwie wielkie blizny, dokładniej na brzuchu. Wyglądały, jakby ktoś przebił ją jakimś mieczem na wylot. Boję się, że Hidan to niegodny zaufania i niebezpieczny typ — wyszeptała pełnym przejęcia głosem.
— Nie masz pewności, dopóki Inami nie zacznie gadać nieco konkretniej. — Zacmokał w zadumie. — Masz ochotę na lody z bitą śmietaną? — Kiwnął głową w stronę lady, za którą stały pracownice kawiarenki.
— Pewnie. — Uśmiechnęła się delikatnie.
— Liczyłem, że odmówisz — rzucił, wyjmując z tylnej kieszeni obity sztuczną skórą portfel.
W odpowiedzi pokazała mu środkowy palec, natomiast w głowie układała najbardziej szalony plan, na jaki było ją stać. Zatytułowała go: do piachu z Shion. Gdy wrócił, zajadali się w ciszy, zanurzając łyżeczki w gigantycznych pucharkach. Mayako nie potrafiła przestać się szczerzyć; kochała Naruto, jak rodzonego brata, szczególnie za takie momenty. Nawet gdy na karku wisiała im odpowiedzialność za cały kraj, obywateli, ich samych, a terrorysta wciąż pozostawał anonimowym zabójcą — Uzumaki robił coś tak banalnego, jak zaproszenie jej do kawiarni.
— Wiesz, że popełniasz błąd?
Czuła się podle przeprowadzając z nim nieprzyjemną rozmowę, w czasie gdy on cholernie starał się ją rozweselić, ale jako starsza “siostra” była do tego zobowiązana. On jedynie przewrócił oczami, ignorując jej słowa.
— Shion nie jest dla ciebie — burknęła.
— A kto jest?! — wyrzucił z siebie, gwałtownie podnosząc ton; Naruto nie należał do ludzi cierpliwych, toteż bardzo szybko stracił nad sobą resztki panowania. — Ty? Te dwie dziewczyny, jakkolwiek im tam było? A może Yakiimo?
— Nie podobam ci się?
Tuż za plecami Mayako rozległ się cichy, lecz nieco napięty głos, sprawiający, iż po plecach Okanao przetoczyły się zimne dreszcze, zaś blondyn zastygł z otwartą buzią i wzrokiem zawieszonym gdzieś ponad głową przyjaciółki. Szare tęczówki wpatrywały się w niego intensywnie, onieśmielając. Wreszcie Maya odwróciła się ostrożnie, posyłając kapitanowi porozumiewawcze spojrzenie. Yakiimo stała ubrana w pogniecioną, czarną bluzę, miała mokre włosy przylepione do policzków, rozciętą wargę, rozmazany tusz do rzęs okalał jej oczy, jakby była martwą zjawą z horroru. Na gołych udach miała mnóstwo zadrapań, a z jednego wciąż sączyła się krew. Trzęsła się, nieco przerażona; maniakalnie oblizywała usta. A potem z kieszeni wyjęła pistolet, mierząc nim prosto w głowę Uzumakiego. Gdzieś obok nich rozległ się krzyk, pisk, zgrzyt odsuwanych krzeseł; mężczyźni uciszali przestraszone kobiety, a kelnerki schowały się za ladą, oczekując wystrzału. Dla Mayako czas zwolnił, cały szum ucichł, pozwalając jej skupić się na lufie. Yakiimo za bardzo trzęsły się dłonie, by mogła wykonać ten jeden, decydujący ruch. Tymczasem Uzumaki wytarł usta serwetką, prawe ramię przewiesił przez oparcie krzesła i patrzył. W tamtym momencie była dla niego równie piękna, co wtedy, na dachu magazynu. Nie chodziło o to, że miał jakieś chore zboczenia, był masochistą, czy też lubował się w poobijanych kryminalistach. Chodziło bardziej o to, iż dotychczas wszystkie jego kobiety dzieliły się na trzy kategorie: te, które oddałyby życie, by przespać się z kapitanem, te, które były bogate, jednocześnie cholernie zimne i te, które on sam uważał za przyszywane siostry. Inami nie należała do żadnej z takowych szufladek; właśnie tym zdołała go ująć.
—  Podobasz, i to bardzo —  rzucił, wzruszając ramionami, czym kompletnie zbił ją z tropu. — Nie masz powodu, żeby mnie zabijać.
—  Mam —  wyszeptała, drżącym głosem.
— Yakii, posłuchaj —  zaczęła Mayako, powoli wstając z siedzenia. Ramiona unosiła do góry, nie chcąc czymkolwiek sprowokować dziewczyny.
Jednak gdy tak na nią spoglądała, coś mocno jej nie grało. Yakiimo zabiła wiele osób, prawdopodobnie więcej, niż wiedziała policja. Od dziecka siedziała w nieciekawym towarzystwie, które uczyniło ją zabójczą bronią, idealnym najemnikiem. Śmiało mówiła o śmierci czy pozbawianiu życia; nie bała się przemocy. Co więcej, stosowała ją, na przykład przy pierwszym spotkaniu z Okanao. Więc dlaczego wyglądała na rozhisteryzowaną?
—  Odłóż pistolet, pogadajmy. Dajmy sobie szansę, okay? Powiedz nam, kto ci to zrobił? — wskazała na siny policzek kobiety. —  Rano, gdy Raikage wsadził cię do celi, wyglądałaś znacznie lepiej. — Uśmiechnęła się ciepło.
— Dlaczego… —  Jej głos był tak cichy, że Mayako musiała zbliżyć się o kilka kroków. —  Dlaczego nie zamknęliście całego budynku?
—  Co? O czym ty…
—  Nic nie potrafisz zrobić beze mnie, prawda, Inami?
Do środka wkroczył muskularny, bardzo wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji. Całą głowę, za wyjątkiem oczu, zasłoniętą miał czarnym materiałem. Płaszcz na jego ramionach szeleścił przy każdym ruchu. Zatrzymał się tuż za Yakiimo, pochylił i złapał jej nadgarstek, normując drżenie. Wówczas Okanao spojrzała w jego tęczówki, po czym zamarła. Wytatuowane ciemnym kolorem białka napawały ją strachem. Prawie usłyszała, jak blondynka głośno przełyka ślinę.
— Zanim ich zabijesz, pozwolisz, że się przedstawię. Jestem Kakuzu, właściciel Yakiimo. — Zmrużył oczy, a Maya w myślach zobaczyła jego perfidny, zwycięski uśmieszek.
Naruto pojawił się przy jej boku; pozbawiony broni nadal wzbudzał respekt. Szczególnie, iż zwykle roześmiany, złowrogo marszczył brwi, z uporem maniaka wbijając wzrok w twarz przeciwnika.
—  Zapewne Yakiimo nie chwaliła się swoją przeszłością. Może powinienem uchylić rąbka tajemnicy? — Palcami przesunął po kosmyku jej włosów. Dziewczyna zgarbiła się coraz bardziej niepewna, przerażona. — Hidan miał u mnie długi, wiele długów. Jako rekompensatę wybrałem sobie właśnie ją, a on zgodził się, oddając mi Inami. Pracowała u mnie, właściwie była moją kartą atutową. Atrakcja piątkowych wieczorów. — W jego głosie pobrzmiewał zachwyt. — Walczyła, jak żaden z moich współpracowników. Ludzie w kasynie mawiali, że jest stworzona do broni białej; tańczyła z przeciwnikiem, wzbogacając mnie. Ja obstawiałem ją, klienci jej… wroga. Na końcu i tak zgarnialiśmy całą pulę. A potem przegrała. Raz — palcem dotknął dolnej części jej brzucha, dokładnie tam, gdzie biegła paskudna blizna. — I dwa — wskazał na ten drugi, jaśniejszy odcień skóry położony przy żebrach. — Musiałem wymierzyć karę, więc wziąłem miecz, po czym przebiłem ją — powiedział spokojnie, jakby mówił o najprzyjemniejszej rzeczy na świecie. — A dzięki wam odnalazłem Yakiimo. Gazety aż trąbią o współpracownicy kapitana Uzumakiego. Ja natomiast chcę odzyskać starą Inami, dlatego pośpiesz się, zabij tych dwoje — zwrócił się do blondynki, która wciąż mierząc w stronę Naruto, wpatrywała się w czubki swoich trampek.
W jej głowie kłębiło się milion różnych myśli, a żadnej z nich nie potrafiła precyzyjnie się uczepić. Więzienie faktycznie było okropne; narzekała tam na brak dobrego jedzenia, wygodnego łóżka i telewizora w celi, ale przynajmniej czuła się dziwnie bezpieczna. Nie wpuszczano tam nikogo, kto nie okazał specjalnych dokumentów wydawanych przez prokuratora, dlatego od pamiętnego incydentu nie widziała Kakuzu. Sądziła, że następnym razem, kiedy stanie naprzeciw niego, wyjmie swoją katanę i wreszcie przebije mu serce; nie chybi tak, jak ostatnim razem, tamtej upiornej nocy, która sprowadziła ją na granice szaleństwa. Pomyśleć, iż śmierć Kakuzu nie leżała tylko w jej interesie. Każdego dnia była błagana o pokonanie go, uwolnienie cierpiących, podległych mu ludzi. W końcu zdecydowała się na wyświadczenie trudnej przysługi i gorzko tego pożałowała. Zleceniodawca nigdy nie spłacił długu, ona wylądowała w więzieniu, a Kakuzu zaszył się, szykując zemstę.
W gardle rosła jej nieprzyjemna gula, usta piekły od suchości, wzrok miała zamglony. Mimo wszystko wciąż czuła się sobą. Była najemnikiem, targnęła się na życie jednego z najniebezpieczniejszych ludzi w Tokio i — co najśmieszniejsze w jej podłej karierze — nie robiła tego dla siebie. Ona nie miała nic przeciwko cotygodniowym walkom; wreszcie nauczyła się nie przegrywać, więc Kakuzu zaczął traktować ją z szacunkiem. Nawet dwukrotnie przebicie mieczem nie za bardzo ją zraziło. Jednak teraz nie potrafiła zabić Naruto, który uratował ją przed przez wybuchem, tym bardziej Mayako — po części to ona wpłynęła na jej decyzję o dołączeniu do Wywiadu, no i Inami za bardzo spodobał się żółty samochód wojskowej, by rezygnować z pożyczania go co jakiś czas.
Jej kąciki ust uniosły się mimowolnie, a wkrótce potem zachichotała delikatnie, jakby cała ta napięta sytuacja mocno ją rozbawiła. Kakuzu posłał jej złowrogie spojrzenie, wyraźnie się niecierpliwiąc.
— Pamiętasz, jakiego określenia użyłeś, gdy zobaczyłeś mnie po raz pierwszy? Kłóciłam się wtedy z Hidanem; trzymałam nóż na jego gardle, a on mierzył do mnie z pistoletu. Poszło o potłuczone szklanki za barem. — Ponownie się zaśmiała, wspominając swoją impulsywność i dorównującą jej emocjonalność Hidana.
— Wariatka — rzucił krótko. — Co to ma do rzeczy?
— Wiele, Kakuzu. Ty jesteś człowiekiem zrównoważonym, wiesz, czego chcesz, nigdy nie marzysz o niemożliwym. A ja? Jestem tylko wariatką. Właśnie dlatego do siebie nie pasujemy — szepnęła, szczerząc się złośliwie do Mayako, która zaczynała rozumieć, co zamierza zrobić Yakiimo.
Okanao odruchowo napięła wszystkie mięśnie, przygotowując się na najgorsze. Wtedy Yakiimo skierowała lufę do tyłu.

<<>>

Jechali ponad dwie godziny, więc Hoshi nie mogła wyzbyć się wrażenia, że Sasuke specjalnie stosuje się do wszystkich przepisów, byle tylko pobyć z nią sam na sam trochę dłużej, niż z początku zakładała. Doskonale widziała, jak na nią patrzył, uśmiechał się, zagadywał; jej kobieca intuicja podpowiadała, że spodobała się młodemu policjantowi i musiała przyznać sama przed sobą, iż czuła się wyjątkowo zadowolona. Jednocześnie dojmujące uczucie niebezpieczeństwa wzrastało w niej z każdym kolejnym kilometrem, przybliżającym ich do granicy Tokio. Od rana nie kontaktowała się z żadną dziewczyn; samego Sasuke również niespecjalnie obchodził los kolegów, toteż odcięta od najnowszych informacji, załatwiała powierzone jej interesy, chcąc dobrze spełnić swoją powinność. Cały ranek spędziła w drodze, natomiast kiedy dojechali do pododdziału głównego komisariatu w Kioto, była rozchwytywana przez współpracowników Raikage. Zmuszano ją do wysłuchiwania prezentacji każdego z przeznaczonych dla dziewczyn sprzętu, a wystarczył jej tylko rzut oka, by poznać wady i zalety ów techniki. Potem podpisywała multum papierów, zapewniając o tym, że wszystkie pistolety, noże i ognioodporne stroje znajdą się w dobrych rękach oraz przysłużą do ratowania Japonii. Eksperci uśmiechali się do niej wdzięcznie, jakby już dawno temu została bohaterką. Co gorsza, z wszelkimi trudnościami zmagała się samotnie; Sasuke oznajmił jej, że jego rolą jest ochrona, a z kafejki dla personelu ma najlepszy widok na każde niebezpieczeństwo. Podczas gdy ona marzyła o chwili odpoczynku, Uchiha delektował się dobrą kawą i wyjątkowo zalotną kelnerką, która notorycznie zahaczała o stolik policjanta. W takich chwilach Akairo zgrzytała zębami.
— Rozchmurz się trochę — rzucił zaczepnie, uśmiechając się pod nosem.
— Nie — mruknęła, przecierając palcem zablokowany ekran telefonu; okropnie kusiło ją zadzwonienie do kogokolwiek w Tokio, jednak nie posiadała numerów Kaori czy Mayako, a zwykli cywile raczej nie byli zbyt poinformowani o rozgrywającej się obecnie walce.
— Co?
— Nie. — Odwróciła głowę w bok, nagle poirytowana dobrym humorem Sasuke. Mimo zagrożenia on pozostawał beztroski, a to tylko potęgowało w niej poczucie obowiązku bycia odpowiedzialną w ich zespole.
Uchiha wydął dolną wargę, niezadowolony z jej krótkiej i mającej na celu spławienie go wypowiedzi, aczkolwiek nie chciał się poddawać. Po raz pierwszy żadna z poznanych kobiet nie wzdychała do jego ciemnych oczu, chłodnego oblicza czy wyniosłości, którą im oferował. Każda skupiała się na poważanym im zadaniu, jednak to właśnie Hoshi najmocniej przyciągnęła jego uwagę. Zachowywała pokerową twarz i, chociaż rzadko się odzywała, odnosił wrażenie, że jej analityczny umysł nigdy nie zasypia, przez co kalkulowała szybciej oraz rozumiała więcej, niż inni. Głośno wypuścił powietrze z ust, podejmując się trudnego zadania, jakim było nawiązanie nici porozumienia z tą dziewczyną.
— Aż tak bardzo dali ci w kość? — zagadnął nieśmiało, czując się, niczym zakompleksiony nastolatek podrywający największą piękność w szkole.
— Oh, oczywiście, że nie. Podpisywanie dokumentów, wybieranie odpowiedniego sprzętu i słuchanie o kryzysie w Japonii wcale nie jest męczące. — Prychnęła rozjuszona. — Daruj sobie, Sasuke. Ty tylko gapiłeś się na tyłek tamtej blondynki — wytknęła mu.
Zaśmiał się pod nosem, przez chwilę skupiając wzrok na bladym profilu Hoshi. Miała jasne wargi, ostre kości policzkowe i delikatną cerę. Ciemna grzywka opadała jej na oczy, zaś pozostałe kosmyki kaskadą spadały po karku oraz ramionach. Zmrużył oczy, po czym wprawił auto w szybszy ruch. Powoli zaczynała docierać do niego frustracja dziewczyny, toteż nie chciał bardziej się narażać. Instynktownie też pomyślał o swoich towarzyszach, kuzynie i starszym bracie. Wszyscy siedzieli w takim samym, nieciekawym bagnie, tyle że on wpakował się w nie za namową Naruto. Blondyn obiecywał niezapomniane wrażenia, jak za starych, dobrych czasów, kiedy byli rekrutami i pchali się w największy syf. Od tamtej pory pracowali ze sobą sporadycznie; on i Madara wybrali ścieżkę wiodącą przez oddział kryminalny, Gaara został pilotem wojskowym, Uzumaki sławnym wojskowym, zwanym kapitanem, zaś Itachi stał się jego prawą ręką. Ta akcja miała ich w pewien sposób na nowo połączyć, chociaż Sasuke od początku miał dziwne przeczucie, że będzie wręcz odwrotnie; coś między nimi powoli pękało, a wkrótce rozpadnie się na osobne całości.
— Przepraszam. — Usłyszał cichy głos dochodzący gdzieś z boku jego ucha. — Jestem trochę zestresowana. Trwa ewakuacja, terrorysta wysadza coraz to nowsze budynki, a my nie potrafimy go złapać. — Nerwowo pocierała dłonie, ukrywając zarumienione policzki zza kotarą włosów.
— Jasne. — Wzruszył ramionami, skrywając przed nią zadowolenie. Cisza zaczynała poważnie mu przeszkadzać. — Poradzimy sobie. Ten skubaniec prędzej czy później trafi do pierdla. — Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, dodając jej otuchy.
Oddała ten uroczy gest, na chwilę zatapiając się w jego oczach. Hipnotyzował nimi, a ona doskonale wiedziała, jak szybko i łatwo wpaść w taką pułapkę. Wieloktronie natykała się na ludzi pokroju Sasuke Uchihy — uważali się za lepszych we wszystkim, co kiedykolwiek zrobili, mimo to, cień sympatii wobec tego tajemniczego człowieka wdarł się do jej serca, sprawiając, że nabrała ochoty rozwiązać tajemnicę tego policjanta, poznać jego zawiłości. Kiedy tak patrzyła na niego, a on nie zwracał najmniejszej uwagi na otaczający ich świat, minęli kilka znaków informujących o znalezieniu się w Tokio. Wielkie, elektroniczne reklamy mignęły jej przed oczami, na sekundę dekoncentrując. Potem zobaczyła pomarańczowy napis i coś zaparło jej dech w piersiach. Jedenaście dni. Obraz, niczym echo odbijał się w jej głowie, doprowadzając myśli do szaleńczego biegu.
Świat spowił dym, kurz i czerwień. Krzyknęła, wbijając się plecami w oparcie, podczas gdy Sasuke z całej siły nacisnął na hamulec, skręcając kierownicą. Z piskiem zatrzymali się kilka metrów od zbiorowiska aut, z którym większa część paliła się lub ulegała eksplozji. Hoshi nie miała wątpliwości — ktoś podłożył bombę na drodze ekspresowej, a ona o mały włos nie stała się jej ofiarą. Uchiha zacisnął palce na jej ramieniu, zachowując powagę, natomiast ona oddychała ciężko, po raz pierwszy postawiona w tak ekstremalnej sytuacji. Bała się ruszyć, obserwując kolejne wznoszące się kłęby płomieni, uciekających ludzi, matki ratujące swoje dzieci. Zimny pot zalał jej ciało, nie była w stanie opanować drżenia.
— Wyjdziemy z tego — zapewnił Sasuke, odpinając pas. — Tylko najpierw muszę zagrać dobrego glinę.

<<>>

Prawdziwa Yakiimo.
Tymi słowami przywitał się z nią ciemnowłosy, wysoki chłopak o zawadiackim uśmiechu i iskrzącym spojrzeniu skierowanym prosto w umorusaną brudem oraz krwią twarz kryminalistki. Na początku Mayako niezbyt zrozumiała o co mu chodzi, zwłaszcza, że Kaori zadawała jej tyle pytań na raz, iż nie za bardzo mogła skupić się na tym, co robiła Yakiimo czy też na tym, kogo przyprowadziła ze sobą szefowa. Po prostu obserwowała  rozgrywającą się kilka metrów dalej scenę, czując na barkach ciężar ramienia Naruto. Po tym, jak Inami została chwilowo obezwładniona przez Kakuzu, kapitan ruszył jej z pomocą, lecz przeciwnik jakimś cudem wiedział o obecnym słabym punkcie chłopaka, którym było kilka założonych niedawno szwów. Uderzył w nie kopniakiem, a trzy, niepozorne nici zerwały się, powodując ból oraz obfite krwawienie. Mayako szybko pozbyła się cywilów, resztę brudnej roboty zostawiając kompletnie rozwścieczonej Inami, która nie chciała słuchać o współpracy z kimkolwiek. Wciąż widziała, jak ta niska blondynka odrzuciła w tył rzucony w jej kierunku stolik, przeciskała się między tłumem i z impetem wpadła na Kakuzu, pozbywając się go z lokalu. Sama siłą została wyciągnięta na zewnątrz, ale jakaś część Mayi podpowiadała jej, że Inami nie zamierzała uciekać; dzisiaj postanowiła dokończyć to, co zaczęło się dwa lata temu.
Na początku Yakiimo radziła sobie dosyć słabo; nie miała broni i przy potężnym Kakuzu prezentowała się, niczym amator. Tak było do momentu, aż przestraszona Kaori przybyła z Hidanem oraz drugim obcym im chłopakiem. Właściciel pub’u szybko zaopatrzył kryminalistkę w odpowiedni sprzęt. Dał jej coś na wzór miecza; płaskie, szerokie i owalnie zakończone, złote ostrze, które po boku miało dwa dodatkowe ostre i faliste fragmenty. Mayako przez chwilę zastanawiała się skąd było ich stać na takie wykończenie, ale przestała myśleć po tym, jak przednia maska samochodu poszybowała w ich stronę, a ona została zmuszona osłonić nie tylko siebie, lecz także Naruto.
Walka nie trwała zbyt długo. Kiedy Fukao zjawiła się na miejscu coś podpowiadało jej, że będą zmuszeni iść Yakiimo z pomocą, aczkolwiek w tamtej chwili bała się do niej podejść. Nie rozpoznawała w chłodnej dziewczynie o beznamiętnym wyrazie twarzy tej wesołej buntowniczki, która stanęła do walki z drewnianym kijem. Yakiimo była inna, a liderka Wywiadu czuła się, jakby dopiero co ją spotkała. Przygryzła wargę, przyciskając do ust kostki palców, natomiast Itachi bezgłośnie odbezpieczył karabin, zachowując grobową minę.
Potem było już po wszystkim. Yakiimo stała nad klęczącym Kakuzu, trzymając go za włosy, zaś ostrze przyciskała do jego krtani. Zachowywała się, niczym profesjonalistka, która w decydującej sekundzie pozwala ofierze ostatni raz spojrzeć na życie, świat, otaczających go ludzi. Dziewczyny zauważyły, że poruszała wargami, szeptając jakieś niezrozumiałe dla nich słowa, natomiast Kakuzu zwiesił głowę, widocznie pogodzony z faktem przegranej i nadchodzącej śmierci.
— Yakiimo. — Kaori postąpiła krok do przodu, ale ramię Hidana zagrodziło jej drogę.
Nawet nie zamierzała się z nim spierać. Wyraz jego twarzy — skupienie oraz chore zafascynowanie — zmusił ją do ustąpienia. Dziwna aura otaczała zarówno jego, jak i Yakiimo, więc Kaori błyskawicznie wywnioskowała, że ta dwójka musi być jakoś ze sobą połączona; być może przeżyli wspólną tragedię albo brali udział w czymś naprawdę okropnym. Mimo to, Inami podkreślała, że nienawidzi Hidana.
— Nie wolno teraz przerwać — mruknął stojący nieopodal Kiba, który próbował robić dosłownie wszystko, poza wpatrywaniem się w Yakiimo.
Prawdopodobnie taka wizja znajomej nie przypadła mu do gustu, więc zamiast tego skupił się na profilu Mayako. Kiedy kryminalistka wykonała ostateczny ruch, większość odwróciła głowy. Jęk Kakuzu, jego rozpryskująca się krew, nagle sztywne ciało spoczywające u stóp zwycięzcy, wprawiło ich w mdłości oraz lęk wobec groźnej towarzyszki. Jedynie Uzumaki nie odwrócił wzroku, ciężkim spojrzeniem mierząc się z dziwnie beznamiętną Yakiimo. Potem dziewczyna złapała się za głowę i zachwiała, a wtedy Kiba w oka mgnieniu znalazł się przy niej, zapobiegawczo łapiąc w talii. Naruto wyrwało się ostentacyjne prychnięcie, które reszta z czystej grzeczności zignorowała.
— Wymarzony chłopak — burknął blondyn, wywołując salwę śmiechu u Hidana.
— Kiba nie jest jej chłopakiem. To brat Yakiimo — rzucił.
Reszta wytrzeszczała na niego oczy, nie mogąc doszukać się cienia podobieństwa między wspomnianą dwójką. Yakiimo była niską, szarooką blondynką, natomiast Kiba wyglądał, niczym model z okładki playboya. Ciemnowłosy o śniadej karnacji i brązowych włosach, wzbudzał zachwyt u kobiet i cień zazdrości u mężczyzn. Jedyne, co ich do siebie upodabniało, to zawadiacki uśmieszek.
— Zabieram Yakiimo do siebie — oznajmił Hidan, zbijając ich z pantałyku.
— Żartujesz sobie? — warknęła Kaori. — Ona jedzie z nami, do głównego komisariatu.
— Mnie tam nie wpuszczą. Masz wybór, mój pub i ja albo komisariat i żadne z nas. — Odwrócił się plecami i pomachał lekceważąco, idąc naprzód.
— Nienawidzę go — Fukao sarknęła, niczym rozjuszony kot.

<<>>

Yakiimo: Ugh, tym razem nieco dłużej czekaliście na kolejny rozdział, ale — mimo mojego wrażenia, że jest on niezmiernie nudny — liczę, iż zaspokoi waszą potrzebę czytania. Na wstępie zdradzę, że Wywiad zamknę w sześciu rozdziałach, nie wiem, czy szósty będzie epilogiem, czy raczej zakończenie wystąpi, jako siódma odsłona, ale pewnie niebawem wszystko porządnie przemyślę. :) Aktualnie zabrałam się za sklejanie czwóreczki, chociaż ledwo patrzę na oczy i jedyne na co mam ochotę, to schować się pod ciepłą kołderką. Mój wyjazd do Sopotu został magicznie przeklęty i pogoda pokazała mi środkowy palec. xD Dobrze, że mam kilka dni wolnego, wreszcie nadrobię zaległości w anime oraz opowiadaniach innych autorów (tak, Akai, zabieram się za twoje Edge…). Co więcej? Łapcie kolejną super grafikę, którą w pocie czoła szukałam specjalnie dla was… I dla siebie. Wywiad rajcuje mnie, jak żadne moje opowiadanie.

3 komentarze:

  1. Co ty mówisz, pogoda dzisiaj była prześliczna. Ten deszcz, ta nocna burza! Czego chcieć więcej? XD

    Co do rozdziału. Mógł się z początku wydawać nudny, ale akcja z Yakiimo to wszystko nadrobiła. Wielki pokłon dla ciebie.

    A teraz zmykam spać. Pewnie jutro (a raczej dzisiaj) napiszę coś więcej. Zajmuję sobie tylko miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z opóźnieniem, ale jestem. xD
    Wiesz, jak długie są moje zdania ostatnio, dlatego czasami, aż się dziwnie, że nie czuję potrzeby zdzielenia Cię po głowie za Twoje, które są meeeega długie czasami. I że jest ich tak dużo. I że jest tyle opisów przeżyć albo innych. Dlatego no... szacun, że mnie uwiodłaś tymi zdaniami.
    Oczywiście żywię głęboką nadzieję, że Yakiimo z Wywiadu już bardziej stuknięta nie będzie. A Yakiimo z Mangowych Wywiadów nie jest ani w połowie tak walnięta jak ta wyżej. <3
    Życzę sobie, tak, życzę sobie więcej scen z Itachim. Najlepiej sam na sam. W opancerzonym schowku na miotły.
    I o matko, co Ty zrobiłaś z Sasuke? Dlaczego on jest taką ciepłą kluchą?! ...znaczy, nie żebym go lubiła. Żadna jego wersja mi nie odpowiada. Ani animowa, mangowa, blogowa (wyjątek wyjątków to Sasuke z Peculiar Friends).
    "Fukao sarknęła, niczym rozjuszony kot." BARDZO ŁADNE PORÓWNANIE. XDDD
    Trzymaj się ciepło, buziole :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tym życzeniu o to, żebym była normalna... zaśmiałam się xD Ja ci nic nie obiecuję, szefowo. Nie wiem, czy Sasuke to ciepła klucha, ale w każdej, nawet najbardziej hardkorowej grupie, znajdzie się taki jeden, co nie powinien tam być. xD KAORI, ZACHOWAJ SWOJE FANTAZJE O MIOTŁACH, SCHOWKACH I ITACHIM DLA SIEBIE.

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO
ART: Kase661